sobota, 30 listopada 2013

Rozdział 4

  Spojrzałam morderczym wzrokiem na Cala.
- Wiedziałeś o tym, prawda?!
  Chłopcy spojrzeli na mnie ze zdumieniem wypisanym na twarzy, a Cal, dla przeciwieństwa, odwrócił wzrok, czym upewnił mnie, że wiedział.
- Czemu mi nie powiedziałeś?!
- Ale o czym?
  Udawanie głupiego w jego przypadku było beznadziejne.
  Drżały mi ręce, a telefon leżał na moich kolanach, bo nie byłam w stanie go trzymać. Nie mogłam uwierzyć w to co kilka sekund wcześniej usłyszałam.
- O tym, że przenieśli Jennę!
- Nieładnie tak okłamywać dziewczynę... - mruknął ze złośliwym uśmiechem Louis.
  Wywróciłam oczami.
- Czego jeszcze nie wiem, a powinnam?!
- Tego, że jestem ochroniarzem twojego taty.
  Wytrzeszczyłam oczy tak mocno, iż bałam się, że wylecą mi z orbit.
  Dobra, fakt, że MIAŁ zostać ochroniarzem ojca został mi uświadomiony, ale rok temu. Cal powiedział mi, że odrzucił to stanowisko dlatego tylko, żeby spędzać ze mną więcej czasu, a było to przed tym, jak dowiedziałam się o zaręczynach. Wnioskowałam więc, że temat ten jest zamknięty, bo praktycznie żadne z nas nie wspomniało o tym nigdy więcej. Byłam chyba usprawiedliwiona moim zdumieniem.
  Pokiwałam głową powoli i spokojnie.
- Świetnie... - warknęłam. - Kiedy miałeś zamiar mi to powiedzieć? Albo inaczej... Czy ty miałeś w planach powiadomienie mnie o tym? W ogóle... Jak? Dlaczego? Przecież ty nie jesteś wyszkolony! Ojciec nie bierze byle kogo!
- Spokojnie - szepnął Liam.
  Zerknęłam na niego chłodno.
- Jestem wyszkolony, Soph - szepnął Cal, klękając przede mną.
- Ooo... - rozczulił się z ironią Niall. - A teraz wyjmij w końcu pudełko z pierścionkiem i weźcie ślub, i wszyscy porzygajmy się tęczą!
  Spojrzałam na blondyna z miną: "What's wrong with you?". Zresztą, nie tylko ja. Cała nasza szóstka patrzyła na niego dziwnie. A on tylko zaśmiał się i udał, że czyta ogłoszenie na tablicy korkowej.
- Twój tata szkolił mnie, podczas twoich wypadów z Amy. Dlatego nigdy nigdzie nie chodziłem.
  I nagle wszystko stało się jasne. Mój kochany Aleksander Callahan udawał gigantycznego lenia za każdym razem, kiedy chciałam gdzieś z nim wyjść, a tak naprawdę był szkolony na OCHRONIARZA. Ochroniarza demona, warto wspomnieć. Szczyt wszystkiego. Praktycznie rzecz ujmując, demon NIE POTRZEBOWAŁ ochroniarza, bo i tak jest silniejszy od czarodziejów. Nawet mrocznych. Wydało mi się to dziwne, ale wtedy o tym nie wspomniałam.
  Czyli Cal okłamywał mnie przez całe lato.
- Powinnam cię teraz za to zabić - zmrużyłam groźnie oczy.
  Chłopcy siedzieli nadal w milczeniu, ale Cal się zląkł. Nie rzucałam gróźb na wiatr.
- Przestań, słońce... Przecież nic takiego się nie stało.
  Wstałam gwałtownie, przewracając chłopaka. A zrobiłam to dlatego, że na korytarz wszedł doktor, który operował Amy. Zdjął rękawiczki i maskę z twarzy, i obrzucił nas wszystkich lodowatym wzrokiem. Najdłużej wzrok zatrzymał na czarowniku, który prawie natychmiast wstał.
- Co z nią? - podbiegłam szybko do lekarza, patrząc mu w oczy.
  Doktor, widząc mój strach, uśmiechnął się lekko.
  W następnej sekundzie Liam podszedł szybko do nas, jak i Zayn, Harry, Cal, i Louis. Niall został z tyłu i obserwował nas z daleka. Jego ta sytuacja najwyraźniej męczyła.
- Nic jej nie będzie - oznajmił lekarz. - Narazie środki usypiające działają, dlatego przebudzi się pewnie za jakieś trzy - cztery godziny. Z ręką proszę przyjść za dwa tygodnie na kontrolę.
  Pokiwałam głową.
  Później wywieźli Amy do innej sali, a my wszyscy za nią ruszyliśmy. Dosłownie wszyscy, nawet blondyn. Stanęliśmy naokoło jej łóżka, w sali, która była cała pusta. Poczekałam, aż pielęgniarka ustawi kroplówkę i wyjdzie, i rzekłam do Cala:
- No nareszcie. Możesz?
  Chłopak pokiwał głową i na oczach powtórnie zdziwionego zespołu podszedł do Amy i zdjął jej bandaż. Chwycił delikatnie jej rękę i uniósł brwi.
- Rany, co oni z nią zrobili? Przecież to nie te kości...
- Odwróćcie się - rozkazałam.
- Dlaczego? - zapytał natychmiast Harry.
- Ponieważ ja tak mówię.
  Niechętnie, ale to zrobili. Uważnie ich obserwowałam, w czasie, gdy Cal nastawiał magią rękę siostry. Usłyszeliśmy cichy trzask i po chwili zduszony okrzyk Amy.
- Co ty zrobiłeś?! - krzyknęła z wyrzutem w stronę chłopaka.
  Zanim zdążyłam okazać swoje uczucia w związku z powrotem do zdrowia siostry, odezwał się Liam:
- Serio, gościu, co ty jej zrobiłeś?
  Patrzył na Cala nieprzyjemnie, lodowatym wzrokiem. Wyglądało to, jakby oskarżał go, że ponownie złamał jej rękę. Odwrócił się, a razem z nim reszta.
  Błyskawicznie spojrzałam na siostrę.
- Tylko nie krzycz - poprosiłam.
  Najpewniej dzięki mojej prośbie, Amy nie uległa swojemu instynktowi, tylko usiadła w mgnieniu oka na łóżku. Mój chłopak w tym czasie wyjmował jej ostrożnie kroplówkę, całkowicie niewzruszony całą sytuacją. Amy otworzyła szeroko i usta, i oczy, ściskając w dłoni pościel. Zauważyłam łzy - najprawdopodobniej - szczęścia w kącikach jej oczu i przyśpieszony oddech.
- T-to... niemożliwe - szepnęła cicho.
- A jednak, księżniczko.
  Liam podszedł do siostry i usiadł na stołku obok jej łóżka. Przypatrywał jej się z uwagą i gigantyczną troską na twarzy, marszcząc brwi, jak niespokojny rodzic. Zaskoczyło mnie to tak bardzo, że nawet się nie odezwałam. Liam ujął zdrową dłoń Amy i delikatnie zaczął ją głaskać.
- Jak się czujesz, księżniczko?
  Dziewczyna zamrugała kilka razy i wydusiła z siebie:
- Świetnie...
- Proszę, żebyście stąd wszyscy wyszli.
  Nieoczekiwanie w pokoju pojawił się tata, a za nim zauważyliśmy stojącą mamę. Weszli natychmiast do środka z kamiennymi twarzami, znów obrzucając nas nieuprzejmym spojrzeniem. Burknęłam coś pod nosem, ale mu się nie sprzeciwiłam. A kiedy ja wyszłam, logiczne, że reszta podążyła za mną. Padłam na krzesełko i zaraz po mojej prawej stronie usiadł Harry, a po lewej blondynek. Przysunęłam się bliżej Styles'a.
- Co z waszymi fankami? - zapytałam nagle.
- Nasz manager już ustalił na jutro nowe spotkanie - odrzekł szybko Louis. - W zamian za dzisiejsze. Ostatnie co chcemy to niezadowolenie naszych Directionerek.
  Spojrzałam na niego.
- One naprawdę tyle dla was znaczą? - mruknęłam z powątpiewaniem.
- One znaczą dla nas wszystko - odpowiedział mi Zayn, a reszta pokiwała zgodnie głowami. - Bez nich nie bylibyśmy, gdzie jesteśmy. One nas kochają, ale nie bez wzajemności. Są jednymi z najważniejszych osób w naszym życiu. Każde wyzwisko w stronę jednej z nich za to, że jest Directionerką, odbieramy podwójnie mocno. Ludzie są wobec nich nietolerancyjni, ponieważ słuchają innego zespołu, a my niestety nic nie możemy zrobić. Najgorzej jest już wtedy, gry przez tą nietolerancję, nasze fanki...
- Utwierdzają się w przekonaniu, że są inne - dokończył za niego Harry. - Że są głupie. Dziwne. Nienormalne. Niedorozwinięte. Są tego tak pewne, że bojąc się być sobą, postanawiają ze sobą... Skończyć - głos mu się załamał.
- Kiedy dowiadujemy się, że jedna z nich odchodzi... - odezwał się normalnym głosem Niall. - Jest to dla nas cios w sam środek serca. Przeżywamy to jak stratę kogoś bardzo bliskiego. Czujemy wtedy, jak odrywa się od nas kawałek czegoś, co przez tyle lat trzymało nas i wspierało w najtrudniejszych momentach. A tu nagle... Trzask! I po fundamencie. To nie jest tak, że jesteśmy bezdusznymi gwiazdami zakochanymi w pieniądzach. Gdyby tak było, sam bym siebie znienawidził. A tymczasem bezmyślni ludzie, uważający nas bezpodstawnie za pedałów, pogrążają niewinną dziewczynę dlatego, że nas kocha.
- Jednak największą tragedię - szepnął cicho Louis. - przeżywamy, gdy jakaś Directionerka ginie przez nas.
- Przez was? - zdumiałam się.
- Przez nas - potwierdził Liam. - Kiedy kocha nas tak mocno, że nie śpi po nocach, marząc, by nas w końcu spotkać. Kiedy nie chodzi do szkoły, udając choroby, po to tylko, żeby popatrzeć na nasze zdjęcia i wmawiać sobie bez końca, że w końcu nas zobaczy. Że w końcu zobaczy na żywo nasz uśmiech, głos. Że nareszcie spełni się jej marzenie o przytuleniu się do nas lub chociaż o błahym dotknięciu ręki...
  Głos Liama stawał się coraz cichszy, aż w końcu umilkł i usłyszałam pociąganie nosem. Louis poklepał delikatnie przyjaciela po ramieniu i dokończył za niego:
- A gdy orientuje się, że jej marzenia nie mogą się spełnić, popada w rozpacz. Płacze nocami, ale nie do swoich marzeń. Jej jedyne myśli opierają się, w najlepszym przypadku, na znienawidzeniu nas na siłę, na wpajaniu sobie, że my dla niej nic nie znaczymy, że jesteśmy tylko jednym z wielu zespołów, że może wybrać sobie kogoś innego. W najgorszym wypadku... Dziewczyna nadal nas kocha. I to ją niszczy. Wewnętrznie czuje, że jesteśmy najlepszą rzeczą, jaka ją kiedykolwiek spotkała, co prowadzi do tego, że nie przestaje wierzyć w swoją miłość. Lecz podświadomość szepcze jej, że ona nie ma szans. Że nigdy w życiu nas nie spotka, nie dotknie, nie uśmiechnie się, nie porozmawia. Wie, że tylko krótkie przytrzymanie w ramionach mogłoby ją podnieść, ale wie także, że to nie nastąpi. W przeświadczeniu, że robi to dla nas, kończy ze sobą. Kończy ze sobą tylko dlatego, że była silna wystarczająco długo, ale nie doczekała się za to nagrody...
  Kiedy tylko Louis skończył, wiedziałam, że wszyscy płakali. Czułam drżące ramiona Harry'ego obok siebie i widziałam ręce Nialla, przecierające łzy na policzkach. Zgadzali się z nim. I nic nie mogli na to poradzić.
  Przez bardzo długi czas po tym wyznaniu siedzieliśmy w ciszy, a piątka chłopaków uspokajała swoje myśli i oddechy. Czułam, że dobrze zrobiło im powiedzenie tego, co leżało każdemu na sercu. I dzięki temu zmieniłam o nich zdanie. Już nie byli tylko 'idolami siostry'. Byli 'idolami siostry, którym cholernie zależało na fankach'. To by tłumaczyło, dlaczego Liam zachował się tak, a nie inaczej.
  W pewnym momencie z sali wyszedł tato, zamykając za sobą drzwi.
- Sytuacja przedstawia się tak... - zaczął, przecierając ręką czoło. - Ja z mamą zostajemy tu, a wy - spojrzał na mnie i Cala - macie jechać do Thorne Abbey i to bez dyskusji.
- Co się tyczy was - wskazał na zespół. - Wiem dokładnie co się stało, ale nie wniosę pozwu do sądu, pod jednym warunkiem.
  Uniosłam brwi. Mój tata naprawdę musiał mieć ważny powód, by nie pozwać Liama do sądu. Tak, mój tata byłby do tego zdolny. Chociaż większe prawdopodobieństwo spełnienia miałaby zapewne sprawiedliwość na własną rękę.
- Jakim? - spytał uprzejmie Zayn.
- Że nie powiecie ani słowa mediom. Dobrze? Tej sprawy nie było.
  Po chwili wymieniania szybkich spojrzeń, równocześnie pokiwali głowami.
- No... To tyle - mruknął tato, wyraźnie zmieszany. - Więc... Do widzenia. - Wszedł z powrotem na salę.
  Wstałam natychmiast.
- Masz to co ci wysłałam? - zapytałam natychmiast Cala.
  Pokiwał niepewnie głową, zerkając na chłopaków.
  Wyciągnęłam komórkę i napisałam SMS - a do Jenny:
"Jen, spotkajmy się za dwadzieścia minut w Paryżu przy Wieży Eiffela. Proszę, przyjdź."
  Kiedy tylko dostałam raport dostarczenia, rzuciłam do chłopaka:
- Oddaj mi to i jedź autem do domu.
- A co z tobą? - zainteresował się.
- Jadę do Paryża - oznajmiłam bez żadnego ostrzeżenia.
- Po co? - zdziwił się Cal.
- Po Jennę. Ona tam nie może zostać i mam gdzieś co mój ojciec mówi.
- My jutro mamy koncert w Paryżu - uśmiechnął się do mnie Louis.
  Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na niego z zaskoczeniem. Ciekawe jak mieli zamiar to zrobić, skoro byli umówieni na rozdawanie autografów na następny dzień. Podejrzewałam, że nie mieli pojęcia o Itineris. Inaczej: ja miałam taką nadzieję.
- To może poczekaj do jutra i poleć z nami? - zaproponował Harry z radosnym uśmiechem.
  Zamurowało mnie.
_______________
Ok, ten rozdział jest jednym z najlepszych, przynajmniej według mnie. Mam nadzieję, że wystarczająco dobrze opisałam uczucia chłopców co do fanek? :) I dziękuję Wam za prawie 1000 wejść! It's impossible! Piszcie komentarze... A no i jeszcze jedna informacja... Niestety nie jestem w stanie dodawać rozdziałów częściej niż co dwa tygodnie. Mam jeszcze jednego bloga i nie chcę go zaniedbywać, bo po prostu funkcjonuje on już bardzo dobrze, ze względu na czas. Więc następnej notki spodziewajcie się za dwa tygodnie. Pozdrawiam Was serdecznie!
                                                              ~ Sophia Smith

4 komentarze:

  1. Cudowny, jak pisałaś o Directionerkach, to aż się rozpłakałam.. :''(

    OdpowiedzUsuń
  2. Widziałaś jak zareagowałam kiedy czytałam Twoje wypociny na temat 1D, rozpłakałam się :( jak mogłaś stworzyć coś tak pięknego?! Jakoś ten moment najlepiej zapamiętałam... chyba tylko ten moment... a nie, pamiętam jeszcze jak jej ojciec zgodził się nie wnieść pozwu do sądu ;D leżałam, rozwaliłaś mnie tym :P Jenna <3

    OdpowiedzUsuń
  3. super. popłakałam się przy tym rozdziale. Potrafisz wzruszyć człowieka, a to znaczy, że jesteś wspaniałą pisarką:)

    OdpowiedzUsuń