niedziela, 27 lipca 2014

Rozdział 14

  Zgłupiałam.
  Zerwałam się z miejsca i jak nienormalna wpatrywałam się dzikim wzrokiem w krzesło, na którym jeszcze kilka sekund wcześniej siedział Niall. A teraz go nie było.
  Na moje nieszczęście zdarzenie zauważyli chyba wszyscy. Cisza przesiąknięta była niewypowiedzianymi pytaniami, a ludzie wyglądali na zbyt zszokowanych, żeby je zadać. Niektórzy zamierali w pół ruchu; czyjś widelczyk upadł na podłogę, z brzdękiem zahaczając o talerz. To mnie obudziło. Spojrzałam na całą tą sytuację trzeźwym wzrokiem i szybko zaczęłam myśleć. Wiedziałam, że pierwsze, co muszę zrobić, to wyczyszczenie pamięci zwykłym ludziom. Czyli wszystkim. Czyli jakimś czterdziestu osobom. Potem już się tylko bałam. Większość mojej energii by na to poszła, a nie chciałam tak ryzykować... Ale nie miałam wyjścia.
  Zebrałam się w sobie, nie myśląc o konsekwencjach i wyczyściłam pamięć tym nieświadomym nieszczęśnikom w pięć minut, ponieważ podchodziłam do tego ze trzy razy, zanim mi się udało.
  Ludzie wyglądali, jakby się właśnie obudzili. Patrzyli ze zdumieniem po sobie, zastanawiając się pewnie, dlaczego znajdują się w restauracji. Ja uciekłam, wyczarowując sobie po drodze jakieś wygodne trampki, zamiast tych szpilek.
  Wypadłam z budynku na ulicę. Już padało, więc zmokłam momentalnie. Rozejrzałam się w prawo i lewo, nie mając zielonego pojęcia co ze sobą zrobić. Jak ja miałam odnaleźć Nialla?
  Zadzwonię do Archera.
  Chłopak odebrał po ostatnim sygnale. Nim zdążyłam się odezwać, Cross zaśmiał się śmiechem człowieka bardzo zadowolonego z siebie.
- Czyżbyś zatęskniła za tym pedałem? Przecież go nie lubisz... Cala z pewnością to zainteresuje... Ale do rzeczy. Jak bardzo chcesz odzyskać tego kretyna?
  Trzęsłam się z wściekłości.
- On ma na imię Niall. I nie jest żadnym kretynem. Jedyny kretyn, jakiego znam siedzi po drugiej stronie słuchawki. Chcę go odzyskać, ale nie robię tego dla siebie tylko dla kilkunastu milinów fanek tego "pedała" i Cal się o tym nie dowie. Coś jeszcze?
- Tak. Jeśli chcesz go z powrotem, sama się tu pofatygujesz.
- Gdzie jesteście?
- W Rzymie.
  No chyba sobie kpisz, Archer!
- Czy ty jesteś nienormalny, Cross?! Zdajesz sobie sprawę, że dzięki tobie i twoim kolegom musiałam wyczyścić pamięć całej restauracji?! Dociera to do ciebie?!
- No i... Co w związku z tym? - Jego głos wyrażał autentyczne zdziwienie.
- Co?! Czy ty siebie sam słyszysz?!
- Ale o co ci chodzi, Mercer?
- Wymarnowałam na to cholerstwo połowę mojej energii, a Ty mi karzesz przenieść się teraz 1850 kilometrów do jakiegoś Rzymu po to tylko, żeby uratować jakiegoś faceta?! Na głowę ci padło?!
- Czyli nie zależy ci na tym by go uratować?
  No szlag! Wcale nie zależało mi na tym, żeby uratować tego Nialla. Z drugiej strony jednak był on idolem mojej siostry i Jenny, i to przeze mnie porwało go Oko. Musiałam mu pomóc. Oczywiście nie powinnam. Bo - jakby nie patrzeć - był to człowiek. Naturalnie, ojciec nie zabrania mi pomagać ludziom, ale też nie darzy ich jakimś wielkim szacunkiem, prawdę mówiąc: on nimi gardzi. Nie znosi ich prawie tak samo, jak wampirów. A na cały zespół jest wściekły, więc gdyby się wydało, że jako jego córka jeszcze im pomagam... Wolę sobie nawet tego nie wyobrażać.
- Niedługo będę - rozłączyłam się.
  Kolejna, całkowicie nieprzemyślana decyzja. Martwić się będę później.
  Po pierwsze, gdzie jest najbliższe Itineris?
                                                                        ~*~
  Znalazłam je po jakichś dziesięciu minutach poszukiwań. Nie był to trudny wyczyn; otwór otaczała biała magia. Itineris znajdowało się w jakiejś szemranej ślepej uliczce. Wyczułam je zanim tam weszłam.
  Bardzo nie chciałam tam wchodzić. Dlaczego? Ze względu na walających się wszędzie meneli. Odrażał mnie ten widok, jak i wiedza, że znów musiałabym użyć magii w obecności zwykłego człowieka.
  Wyglądałam, jak siedem nieszczęść. Cała byłam mokra, więc sukienka przykleiła mi się do ciała, przez co utrudniała mi ruchy. W butach miałam pełno wody i nieprzyjemnie chlupotały przy każdym kroku. Włosy, wcześniej uczesane w eleganckiego koka z jednym niesfornym kosmykiem, oklapły i całkowicie się poplątały, a maskara spływała po moich policzkach co musiało wyglądać, jakbym płakała. 
  Na dodatek upici faceci. 
  Postąpiłam krok w kierunku portalu, w myślach przeklinając tatę, który wymyślił Itineris w takich miejscach. Uliczka miała nie więcej, niż pięć metrów szerokości, a umiejscowiona była między wysokimi dwoma blokami z czerwonej cegły. Zamknęłam oczy i zrobiłam kolejny krok. 
  Poczułam, jak czyjaś ręka łapie mnie za nadgarstek. 
  Natychmiast chciałam się odwrócić i wyszarpnąć rękę z uścisku, jednocześnie kląć na wszystko i wszystkich, lecz udało mi się tylko to ostatnie. Nie mogłam oswobodzić dłoni, bo ktoś trzymał ją zbyt mocno. Tak mocno, że po chwili zaczęła mi drętwieć. Moja ręka została skręcona i przytrzymana przy plecach, bym nie zdołała się odwrócić. 
- Puszczaj! - wrzasnęłam.
  Pewnie wielu z was pomyślałoby, że przecież mogłam użyć magii. W tym rzecz.
  Nie mogłam.
  Gdy chciałam to zrobić, przeraziłam się do tego stopnia, że znieruchomiałam. 
  Moja magia została zablokowana. 
  Mój mózg na chwilę odmówił współpracy, lecz zaraz się zrehabilitował i uruchomił szare komórki. Myślałam gorączkowo - przynajmniej to nie zostało zablokowane. Zablokować magię jest śmiertelnie ciężko. Potrafią to tylko najbardziej wyszkoleni czarodzieje na świecie, a jest ich góra dziesięciu. Czytałam o tym w grymuarze Virginii Thorne. A jeżeli przeczytałam to w TYM grymuarze, oznacza to, że jest to czarna magia. Zresztą, nietrudno się domyślić - zablokowanie magii - przecież to nawet dobrze nie brzmi. Do tego zaklęcia potrzeba nadludzkiej energii, a jak już się je wykona, czarodziej niemal mdleje ze zmęczenia, więc na pewno nie miałam do czynienia ze zwykłym czarodziejem, bo jego uścisk wciąż był stalowy. Zablokowanie trwało zależnie od ilości energii w czarującym, jak i w ofierze. Jeśli ofiara posiadała mało energii (jak wtedy ja) łatwiej ją było zaatakować i przez co utrzymać zaklęcie dłużej. Przy maksymalnych ilościach w czarodzieju i ofierze (również czarodzieju) trwało to nawet godzinę. Przy człowieku znacznie dłużej. Ludzie posiadają bardzo mało takiego rodzaju energii. 
  Zrobiłam to. Zablokowałam energię.
  Taty. Ćwiczyłam z nim wtedy w Thorne Abbey, jakieś trzy miesiące temu. Zablokowałam jego magię na dwie minuty. Potem zemdlałam. Mało tego, Cal stwierdził, że wpadłam w "ludzką śpiączkę". Nie chodzi o to, że istnieje jakaś czarodziejska śpiączka. Po prostu na ten czas miałam zwykłe, ludzkie umiejętności. Nie miałam w sobie ani grama magii, tak bardzo wycieńczyło mnie to zaklęcie. Zrobiłam to tylko raz i nigdy więcej nie mam zamiaru powtarzać. Bo obudziłam się po tygodniu. 
- Puść mnie - szepnęłam, a głos wyraźnie mi zadrżał. - Proszę.
- Och, Sophie, oczywiście, że tego nie zrobię - odparł nieznajomy mężczyzna.
  Co mnie najbardziej przeraziło? Nie, wcale nie ton jego głosu. Najbardziej przestraszyłam się tego, że go nie znam. Nie rozpoznawałam jego głosu. Nie miałam pojęcia kto to.
  Więc to, że zna moje imię, nie mogło być przypadkowe. On przyszedł po mnie. 
  Czy to Oko? 
  Na pewno nie. W Oku dziewięćdziesiąt procent członków stanowili ludzie, a pozostałe dziesięć procent zwykli czarodzieje. Najwięcej energii posiadał Archer i to on stanowił dla mnie największe zagrożenie, ale wiedziałam, że Cross nie dałby rady zablokować mojej magii.   Więc to na pewno nie był nikt z Oka.
  Siostrzyce Brannick?
  Wykluczone. Jak sama nazwa wskazuje, członkiniami są kobiety, a poza tym one mają minimalną energię, porównywaną do ludzkiej, więc to też nie mogły być one.
  Więc kto?
- Kim jesteś?
  Zamiast odpowiedzi, moja druga dłoń została unieruchomiona i skręcona do tyłu, jak jej poprzedniczka. Chcąc, nie chcąc, musiałam się pochylić, by ich nie złamać. Czułam się bardzo upokorzona. Moje nadgarstki spięto kajdankami i puszczono, dlatego się wyprostowałam, jak mogłam najbardziej. Ale znowu nie byłam w stanie się odwrócić, ponieważ mężczyzna otoczył od tyłu ramieniem moje gardło. Oczy wyszły mi na wierzch, kiedy zrozumiałam co chce zrobić. Zacisnął delikatnie ramię na mojej szyi. Było bardzo umięśnione, czego też się mogłam spodziewać. Podniósł drugą rękę, w której coś trzymał. To była... Wata. 
  Przytknął mi tą watę do ust. Sparaliżował mnie strach.
  Szlag! To chloroform!

niedziela, 6 lipca 2014

Informacja

  Przepraszam Was najmocniej, że tak długo nie wstawiłam żadnego rozdziału ;( I - prawdę mówiąc - niestety długo się on jeszcze nie pojawi z dosyć powszechnego powodu: wjeżdżam. Już za 7 godzin, do stolicy. A po powrocie (od razu) prawdopodobnie nad morze. Więc, żeby nie robić Wam zachodu i żebyście niepotrzebnie tu wchodzili, otwarcie przyznaje Wam, że rozdział pojawi się dopiero po 15 lipca. Wiem, że to długo, ale wcześniej nie dam rady. Naprawdę, bardzo Was przepraszam ;(
  A Wy gdzieś wyjeżdżacie?