- Że co?! - krzyknęłam
To był chyba jakiś żart. A jeśli się nie myliłam, to bardzo kiepski.
- To co słyszałaś, kochanie.
- Ja nigdzie nie idę!
Wyszłam wściekła z kuchni i
powędrowałam do swojego pokoju. To znaczy do pokoju w domu taty,
nie mamy. Trzasnęłam drzwiami i padłam na łóżko. Właśnie
wtedy zadzwoniła do mnie Jenna.
- Gotowa na nowy rok szkolny? -
zapytała. W jej głosie wyczułam śmiech.
- Byłam. Przez ponad połowę
sierpnia – odparłam, siadając na łóżku.
- Co się stało? - jej głos od
razu się zmienił. - Znów się pokłóciłaś z Calem?
- Czemu zakładasz, że się z nim
pokłóciłam? Ostatnio zaczęliśmy się dogadywać... Nie, nie
chodzi o niego. Mam iść na koncert. W charakterze opiekunki.
- To źle?! Dziewczyno, ile ja bym
dała, żeby się teraz wyrwać i iść na koncert! Czyj?
- Idoli mojej siostry –
westchnęłam.
- O matko... - mruknęła
przyjaciółka.
A idolami mojej siostry była piątka
chłopaków z One Direction. Nie hejtowałam ich, a zwyczajnie nie
słuchałam, więc nie chciałam iść na koncert. Nudziłabym się
tam jedynie.
- To ci się nie dziwię... Pójdziesz?
- Nie wiem. Myślę nad tym... Casnoff mnie zabije, ale mam tatę, który na to nie pozwoli, więc sprawę szkoły mam załatwioną. A poza tym wiem, jak to jest chcieć iść na koncert idoli, a nie móc. Miałam tak samo jakieś cztery lata temu. Nie miałam z kim iść. Amy też, dlatego rodzice chcą żebym poszła razem z nią. O dziwo się ze sobą zgadzają.
- Zrób jej tą przyjemność. Ciebie to przecież nic nie kosztuje, a siostra będzie miała wspomnienia do końca życia.
- Wow, zrobiłaś się bardzo uczuciowa... Co tam u ciebie?
- Nic... Porozmawiamy jutro w szkole... Mam ci tyle do powiedzenia! Muszę spadać, tata mnie woła! Na razie!
- To ci się nie dziwię... Pójdziesz?
- Nie wiem. Myślę nad tym... Casnoff mnie zabije, ale mam tatę, który na to nie pozwoli, więc sprawę szkoły mam załatwioną. A poza tym wiem, jak to jest chcieć iść na koncert idoli, a nie móc. Miałam tak samo jakieś cztery lata temu. Nie miałam z kim iść. Amy też, dlatego rodzice chcą żebym poszła razem z nią. O dziwo się ze sobą zgadzają.
- Zrób jej tą przyjemność. Ciebie to przecież nic nie kosztuje, a siostra będzie miała wspomnienia do końca życia.
- Wow, zrobiłaś się bardzo uczuciowa... Co tam u ciebie?
- Nic... Porozmawiamy jutro w szkole... Mam ci tyle do powiedzenia! Muszę spadać, tata mnie woła! Na razie!
Rozłączyła się, zanim zdążyłam
jej odpowiedzieć.
W sumie to miała rację... Powinnam
zrobić siostrze przyjemność, bo prawdopodobnie to dla niej jedyna
okazja, żeby poznać swoich idoli...
Do pokoju wbiegła Amy. W ręku
trzymała książkę One Direction "Where we are" otwartą
na jakiejś stronie ze zdjęciami. Usiadła na łóżku obok mnie i
zapytała:
- Wiesz którego lubię najbardziej?
- Wiesz którego lubię najbardziej?
Nie wiem czemu, ale skojarzyła mi się
z siedmiolatką.
Położyła mi książkę na kolana.
- Liama – odrzekła, odpowiadając sama na swoje pytanie. Wskazała go placem.
- Liama – odrzekła, odpowiadając sama na swoje pytanie. Wskazała go placem.
Był nim szatyn z dwudniowym zarostem
i wzrostem prawie 1.80. Nawet przystojny.
- A ty? - zapytała.
- Wiesz, że ich w ogóle nie znam? - zadałam pytanie retoryczne.
- A ty? - zapytała.
- Wiesz, że ich w ogóle nie znam? - zadałam pytanie retoryczne.
W następnej sekundzie zaczęła
wymieniać ich imiona, nazwiska, przezwiska, drugie imiona, daty i
miejsca urodzenia, rodzinę, wzrost, wagę, wiek, ulubione kolory,
rzeczy, tatuaże, przyjaciół, dziewczyny... Zamurowało mnie. Na
klasówki kuć jej było trudno, ale takie rzeczy zapamiętała od
razu. Uśmiechnęłam się pod nosem, patrząc na ich zdjęcie. Może
i nie straciłabym tak dużo, idąc na ich koncert...
- To jak? Pójdziesz ze mną? Proszę... - Amy zrobiła błagającą minkę.
- To jak? Pójdziesz ze mną? Proszę... - Amy zrobiła błagającą minkę.
Po bardzo długiej chwili wahania
pokiwałam głową z miną, jakbym właśnie zgadzała się na własną
egzekucję. Siostra pisnęła ze szczęścia, ucałowała mnie w
policzek i wybiegła w podskokach z pokoju.
~*~
Następnego dnia czekałam z tatą, mamą,
Calem i Amy przed Itineris. Mogliśmy również polecieć samolotem,
lecz zabrałoby to zbyt wiele czasu. Nie lubiłam podróżować tym
środkiem lokomocji, ale był najskuteczniejszy. Samolotem nie
dolecielibyśmy na wyspę Graymalkin, a Itineris znajdowało się, co
prawda poza obrębem szkoły, ale i w jej okolicach. Amy ściskała
rękę równie zdenerwowanemu co ona tacie. Pierwszy raz szła do Hex
Hall. Pakowała się chyba ze trzy dni. Naturalnie
przetransportowaliśmy walizki razem z tatą i chłopakiem do szkoły
za pomocą silnego zaklęcia. Może i nie potężnego, ale jednak
była to odległość ponad sześciu tysięcy kilometrów, więc
potrzebowaliśmy naprawdę wielkiej energii, żeby nasze rzeczy nie
zrobiły "plum" w oceanie. Kiedy już pożegnaliśmy się z
mamą i ona odeszła, tata powiedział:
- Dobrze... A więc musimy już iść.
- Dobrze... A więc musimy już iść.
Ścisnął mocniej rękę Amy i
nałożył jej na szyję amulet, który był tak wielki, że zmieścił
ich obu. Uśmiechnął się do nas ciepło i mruknął pod nosem:
"Wyspa Graymalkin" zanim weszli do wnęki.
Ale już z niej nie wyszli.
- Denerwujesz się? - uśmiechnął się lekko Cal, patrząc mi w oczy.
- Denerwujesz się? - uśmiechnął się lekko Cal, patrząc mi w oczy.
A więc teraz muszę rozwiać wszelkie
wątpliwości dotyczące Cala. Cal naprawdę nazywał się Alexander
Callahan, lecz wprost tego nie znosił. W sumie to nie za wiele o nim
wiedziałam. Wiedziałam natomiast, że byliśmy zaręczeni. Niestety
w świecie czarodziejów związki są aranżowane, więc byłam jego
narzeczoną już w wieku trzynastu lat, kiedy Cal miał szesnaście.
Wybrał go oczywiście mój tata, a jemu nikt się nie sprzeciwia.
Może, ale nikt nie chce. Ponieważ był on szefem Rady. Co to Rada?
Rada to tak jakby... Królestwo panujące nad wszystkimi rasami
Prodigium. Czyli czarodziejami, elfami, wampirami i
zmiennokształtnymi. No, i jak się niedawno dowiedziałam, także
demonami. Tyle że demonów na świecie było tylko dwóch. Ja i
tata. Cal był czarodziejem. Ja również, ale w połowie demonem.
Trochę to skomplikowane...
Oczywiście rasa Prodigium miała
również wrogów. Największe zagrożenie stanowiły L'Occhio Di Dio
(czyli po włosku "Oko Boga") oraz Siostrzyce Brannick. Oko
miało swoją siedzibę we Włoszech, a Siostrzyce w Irlandii.
Zajmowali się oni tępieniem Prodigium. Archer należał do Oka.
Kim jest Archer? No cóż...
Powiedzmy, że zabójczo przystojnym facetem. Gdyby nie ja, nikt by
nie odkrył, że jest w Oku. To wszystko dzięki mojej prababce
Alice, która rzuciła na mnie i Elodie zaklęcie ochraniające. W
ten sposób, gdy dotknęłam torsu Archera, oparzył mnie jego znak
Oka. Dotknęłam go, bo się całowaliśmy, podczas kary w piwnicy.
Mimo że on był wtedy z Elodie, której tak naprawdę nie kochał.
Elodie to podła małpa, jednak kiedy oglądałam jej śmierć z rąk
mojej prababki zrobiło mi się smutno. A potem ja zabiłam moją
prababkę. A tak naprawdę tylko ducha.
- Podróżowałam już Itineris – odrzekłam, nie patrząc na niego.
- Podróżowałam już Itineris – odrzekłam, nie patrząc na niego.
Zaraz bowiem przypomniało mi się,
jak wymykałam się nocami z Thorne Abbey w towarzystwie Archera.
Bałam się, że może odczytać to z wyrazu mojej twarzy.
- Na takie odległości? - zdumiał się.
- Na takie odległości? - zdumiał się.
Pokiwałam głową.
- Jakoś w końcu odkryłam, że na Graymalkin wzywają demony, prawda?
- Jakoś w końcu odkryłam, że na Graymalkin wzywają demony, prawda?
Nie kłamałam. Wtedy też byłam tam
z Archerem. I robiła to nasza dyrektorka, pani Casnoff wraz z
siostrą. - No, rzeczywiście... - mruknął
chłopak.
Oparłam się o jego ramię. I prawie
w tej samej chwili wrócił tata. Wyszedł z wnęki i na nasz widok
oczy mu lekko błysnęły, ale się nie odezwał. Cal znajdował się
w Thorne Abbey tylko dlatego, że tata chciał sprawić, żebyśmy
się pokochali. Wątpliwie. Cal był przystojny, ale ja wolałam
Archera, chociaż wiedziałam, że muszę dać sobie z nim spokój.
Wszyscy to wiedzieli. Można nawet powiedzieć, że byliśmy z Calem
w jako takim związku. Zachowywaliśmy się jak para, choć na
początku kierowała mną tylko chęć zadowolenia ojca. Później
już nie. Zaczęłam sie do niego przekonywać. Jedyną wadą Cala
było ukrywanie uczyć. Kiedy się złościł wyglądał jedynie
trochę starzej, nic więcej. I tylko raz się przy mnie roześmiał
w głos. Gdy powiedziałam mu – oczywiście w żarcie – że
musimy wybrać kolory na wesele.
- Sophie? - zapytał tata, teraz już nawet nie próbując ukryć uśmiechu.
- Z chęcią powrócę do mojej kochanej szkoły – burknęłam z ironią.
- Sophie? - zapytał tata, teraz już nawet nie próbując ukryć uśmiechu.
- Z chęcią powrócę do mojej kochanej szkoły – burknęłam z ironią.
Wyszczerzył się jeszcze bardziej.
- Więc chodź.
- Więc chodź.
Podeszłam wolno do niego i nałożyłam
sobie amulet na szyję. Uśmiechnęłam się do chłopaka, rzucając
ostatnie spojrzenie na Thorne Abbey i weszłam do Itineris.
Gdy przeskoczyłam nad złamaną
gałęzią, natychmiast zdjęłam 'ochraniacz' z szyi i oparłam się
o najbliższe drzewo. Podziwiałam tatę, że u niego nie było widać
żadnych oznak podróży. Mnie ściskało w klatce piersiowej, ciężko
oddychałam i miałam mroczki przed oczami. Amy leżała pod drzewem
przytomna, ale zielona na twarzy. Usiadłam obok niej, uspokajając
oddech.- Wszystko w porządku? - szepnęłam.
Pokiwała lekko głową.
Moment później przez przejście
między drzewami wyszli Cal i tata. Po chłopaku też nie było
widać, że teleportacja jakoś na niego wpłynęła. Nic, tylko
spokój. Uśmiechnął się delikatnie na nasz widok i pomógł wstać
najpierw Amy, a potem mnie. Otrzepałam się z gałązek, w czasie,
gdy tato mówił:
- Muszę już lecieć. Mamy pełno
roboty przez Oko. Udanego semestru.
Podszedł do mnie i pocałował w
czoło, to samo robiąc z Amy. Uścisnął Calowi dłoń i szepnął
mu coś na ucho. Zmrużyłam oczy, lecz on tylko nam pomachał i
wszedł z powrotem do Itineris.
- Co on ci powiedział?
Złapałam chłopaka za rękę, a za
drugą Amy. Siostra przysłuchiwała się nam z uwagą. Była naszą
shipperką. Ruszyliśmy powoli w stronę szkoły.
- Nic. Zwyczajnie oznajmił mi, że
jeśli coś ci się stanie, własnoręcznie mnie zniszczy.
Uśmiechnęłam się.
- Mój tato jest kochany...
Wyszliśmy na dziedziniec szkolny, na
którym zebrało się już co najmniej tuzin elfów i dwudziestka
pozostałych Prodigium. Ich akurat nie sposób było rozróżnić.
Fakt, że szłam z Alexandrem
Callahanem, szkolnym uzdrawiaczem i ogrodnikiem, za rękę wywołał
ogólne zdumienie. Rozmowy i głośne śmiechy przycichły, kiedy
mijaliśmy wszystkich w drodze do szkoły. Niektórzy mówili do nas
"cześć" ale z takim samym zdziwieniem. Większość
zapewne nie wiedziała, że jesteśmy zaręczeni. W tamtej chwili
miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Nie znosiłam być w
centrum uwagi, dlatego się zarumieniłam. Cal, widząc to, ścisnął
mocniej moją rękę i obrzucił wszystkich groźnym spojrzeniem. Od
razu udali, że zajęci są sobą, a ja odetchnęłam z ulgą.
- Dziękuję – szepnęłam.
- Nie ma za co.
- Co się im wszystkim stało? - zapytała niemniej zdziwiona siostra.
Zanim zdążyłam odpowiedzieć, do
Amy podbiegła dziewczyna w jej wieku. Miała na imię Emily. Poznały
się w wakacje na specjalnych koloniach dla Prodigium. Emily chodziła
do Hex Hall już rok, a w zeszłym jej koleżanka z pokoju, elfka,
odeszła, dlatego dyrektorka zgodziła się umieścić siostrę razem
z nią. Problem z zaprowadzeniem jej miałam więc z głowy.
- Zobaczymy się na kolacji –
oznajmiła Amy i pobiegła razem z Emily do szkoły.
- Ja w pierwszy dzień szkoły
zostałam zaatakowana przez wilkołaka i dowiedziałam się, że
moja współlokatorka jest wampirem. Potem mało nie zwróciłam
przy świetnym przemówieniu Casnoff po kolacji. A jak było z tobą?
- Cal! - usłyszeliśmy wołanie
pani Casnoff, idącej w naszym kierunku. Jak zawsze włosy miała
związane w ciasny kok i idealnie dobrany, do figury i pory roku,
kostium, składający się z koszuli, żakietu i spodni w kolorze
fioletowego bzu. - Chodź ze mną szybko, jakaś wilkołaczyca
zemdlała!
Cal spojrzał na mnie ze smutkiem w
oczach.
- Leć! - krzyknęłam. - Spotkamy
się później.
Chłopak puścił moją rękę i
poszedł za dyrektorką w stronę szkoły.
Podążyłam za ich przykładem,
uświadamiając sobie, że jeszcze nie czułam dziś uścisku mojej
przyjaciółki. Umawiałyśmy się, że będzie na mnie czekać w
pokoju, więc czym prędzej tam ruszyłam.
Weszłam do zimnego pomieszczenia
szkoły. Nic się nie zmieniła. Po prawej stronie kręte schody
prowadzące na piętra pokojowe, gigantyczne okna z witrażami,
przedstawiającymi początki Prodigium i niezliczoną ilość
korytarzy, prowadzącą do sal oraz części mieszkaniowej, czytaj:
kuchni, jadalni i salonu. Weszłam po schodach na piętro damskie i
skręciłam w lewo. Stanęłam przed drzwiami mojego pokoju i
wyprostowałam ohydną niebieską spódniczkę w szkocką kratę,
którą nazywałam skitlem. Była to część mundurka szkolnego.
Miałam też koszulkę z logo szkoły. Beznadzieja.
Otworzyłam drzwi
i od razu uśmiech pojawił mi się na twarzy, kiedy zobaczyłam
burzę blond włosów. Ich właścicielka siedziała za biurkiem.
Jednak gdy tylko usłyszała otwierane drzwi, wstała szybko.
Przeszedł mnie dreszcz, gdyż to nie
była Jenna. Poznałam to po wysokim wzroście.
Odwróciła się do mnie.
Tak, to zdecydowanie nie była Jenna.
Ta dziewczyna miała mocniejszy makijaż i brakło jej wściekle
różowego pasemka przyjaciółki. Przykleiła na twarzy mega sztuczny
uśmiech. Stanęłam jak wryta.
- Cześć, nazywam się Perrie Edwards
– powiedziała.
Haha Perrie! Super. Naprawdę mnie zainteresowało :-D życzę weny i z pewnością przeczytam 1 rozdział
OdpowiedzUsuń@ryczeee
i zapraszam na mój: crazy-my-love.blogspot.com
Świetny <3 @me_ayumu
OdpowiedzUsuńhahaha, perrie, /@yourToouch
OdpowiedzUsuńZupelnie zaskakujace te elfy itd. Ale fajnie sie zaczyna. :) @harryharoldbest
OdpowiedzUsuńCo stało się z moją imienniczką? To bardzo ciekawe... wiesz... czemu akurat Perrie? Jest tyle imion i kobiet, a ty wybrałaś akurat ją... też cię kocham :P Jenna
OdpowiedzUsuńHmmm... Zobaczymy co będzie dalej @CrazyMofo2108
OdpowiedzUsuńWitam prolog ciekawy i różniący się od pozostałych :-) :-) :-) Czekam na 1 rozdział informuj mnie na TT @dorotarokoszna :-)
OdpowiedzUsuńWspaniałe:) nie mogę się doczekać co będzie dalej.
OdpowiedzUsuńidę dalej czytać jej ♥♥♥
OdpowiedzUsuń