środa, 4 lutego 2015

Rozdział 16

- A więc? - Eric ponowił pytanie.
  Zorientowałam się, że przez chwilę stałam z rozdziawioną buzią i tylko się w niego wpatrywałam, niezdolna do żadnego ruchu. Szybko się jednak otrząsnęłam.
- Dobra, facet. - Wyprostowałam się, wychodząc z portalu. - Słuchaj mnie, ja...
- Nie, maleńka - przerwał mi ostro. - To ty mnie wysłuchaj. Wrócisz teraz grzecznie do domu, bo jak nie, to ci w tym pomogę.
  Odsunęłam się trochę.
- Eric, przestań, rozumiesz?! - zdenerwowałam się lekko. - Ja nie jestem zbuntowaną nastolatką...
- Właśnie widzę - mruknął.
  Rzuciłam mu chłodne spojrzenie.
- Ja zwyczajnie mam w tym cel. Muszę uratować mojego... Pewnego chłopaka.
  Tak, wiem, kretynka ze mnie. Teraz tym bardziej mnie nie wypuści, bo pewnie już wie, że ten chłopak to zwyczajny człowiek. A demony nie lubią ludzi.
  Więc trzeba będzie załatwić to inaczej.
- Ericku... - zaczęłam łagodnie, podchodząc do niego.
- Nawet nie próbuj, słonko - uśmiechnął się złośliwie.
- Proszę, daj mi chwilę...
  Zablokował mi magię.
- Ty pieprzony gnoju! - wybuchłam.
  Naparłam na niego z całych sił, a że nie był na to przygotowany, z łatwością przygwoździłam go do ceglanej ściany. Umiejscowiłam swoje przedramię na jego gardle, przyciskając je lekko.
  A Eric się śmiał.
  Wytrąciło mnie to trochę z równowagi, więc naparłam na niego o wiele mocniej, nie wykorzystując jednak do tego całej mojej energii. Mężczyzna zaczął sinieć i brał coraz płytsze oddechy. Co oczywiście nie oznaczało, że stracił SWOJĄ energię. Chwycił mnie obiema dłońmi za przedramię i skręcił je do tyłu, przez co poleciałam na niego. Oswobodził prawą rękę i przytrzymał mnie nią. Co wyglądało, jakby mnie przytulał.
- Puszczaj mnie! - zaczęłam krzyczeć.
- Przestań się drzeć, skarbie. - Znieruchomiałam, bo usłyszałam ten głos tuż przy swoim uchu.
  Stwierdziłam, że nawet gdyby mnie teraz zgwałcił, nic bym nie mogła zrobić. Zablokował moją magię, a gdybym powiedziała tacie, uznałby, że zmyślam. Oj, jest źle.
  Szepnęłam tylko cicho:
- Proszę, pozwól mi iść. Na chwilę.
  Puścił mnie, ale się zachwiałam. Przytrzymał mnie jednak, lekko ściskając za rękę.
- A co z tego będę miał? - uśmiechnął się szeroko.
- Słucham?! - znów zaczął działać mi na nerwy.
- No... Co dostanę z tego, że cię puszczę?
- Hm... - zastanowiłam się. - Zachowasz tą robotę.
  Znowu się roześmiał.
- Pójdę z tobą, a odpłacisz mi się... W pewien inny sposób - spojrzał na mnie w zagadkowy sposób, posyłając niepokojący uśmiech i przeszedł przez portal.
  Nabrałam wątpliwości. Bo zamiast się na niego wściekać, zaczęłam się go bać.
  Przeszłam z wahaniem przez portal. Wyszłam z niego na jakieś zadupie. Każde zadupie wyglądało tak samo, więc nie sposób było się domyślić czy akurat to zadupie znajduje się we Włoszech. Gdy tylko doszłam do siebie, poczułam na prawym nadgarstku zimno.
  Eric mnie zakajdankował.
  Drugą rękę zostawił mi wolną, z kolei pozostałą obręcz zamknął na swoim lewym nadgarstku.
- Co ty robisz? - warknęłam.
- Upewniam się, że mi nie zwiejesz.
  Plusem przejścia przez Itineris było odzyskanie magii. Minusem: gorsze samopoczucie i strata energii. A to właśnie ona będzie mi potrzebna.
  Mocno musiałam się nagimnastykować, by wyjąć komórkę. Eric od razu zaproponował mi pomoc. Być może bym ją przyjęła, gdyby nie to, że telefon trzymałam w biustonoszu. Tak, wiem, zabawne, ech... wymóg taty. Wykręciłam szybko numer Archera, który znałam już w sumie na pamięć.
  Odebrał natychmiast.
- Jak leci? - zapytał tonem, jakby pytał dawno nie widzianą znajomą.
- Jestem w Rzymie - od razu przeszłam do rzeczy. - Gdzie mam iść?
- Oj, Mercer, co ci się tak śpieszy? Pierwsze pytanie: jesteś sama?
  Spojrzałam na Ericka. Nie, ewidentnie nie byłam sama. Eric nie był powietrzem, a do krasnoludków też się nie zaliczał. Stanowił spory problem.
- Tak... - odparłam po chwili wahania. - Gdzie mam przyjść?
- Hm... Jakby ci to wytłumaczyć na twój rozum... Wiesz, gdzie jest Panteon?
  Hahaha nie. Ledwo znałam Londyn, a on oczekuje, że będę się orientować w mapie Rzymu?!
  Już chciałam odpowiedzieć, że nie mam na ten temat zielonego pojęcia, kiedy Eric syknął:
- Wiesz.
- Wiem - odparłam do słuchawki.
- No to świetnie, a teraz słuchaj. Pójdziesz do Panteonu. Jest godzina 22:25, więc od Itineris spacer zajmie ci dziesięć minut. Panteon o tej porze roku zamykany jest już o szóstej po południu, więc kręcić się tam będą straże. Pozbędziesz się ich, ale uważaj na przechodniów - nawet o tej porze jest ich pełno. Wejdź do środka i upewnij się, że nikt cię nie śledził. To tyle.
  Rozłączył się zanim zdążyłam zadać kolejne pytanie.
  Patrzyłam przez chwilę na swoje palce, a potem nagle podjęłam decyzję.
                                                                    ~*~
  Stanęłam za drzwiami Panteonu trochę później, niż przewidział to Cross. Oczywiście się zgubiłam, bo zostałam pozbawiona przewodnika w postaci Ericka, którego zostawiłam w tej uliczce. Był nieprzytomny i przypięty kajdankami do rury, więc miałam nadzieję, że trochę go to opóźni. Bałam się go, jak cholera, ale Oka jeszcze bardziej. Następną przeszkodą była straż z którą uporać musiałam się niezauważalnie co też stanowiło spory problem, gdy pod uwagę brałam kilkadziesiąt osób na placu. Wybrałam dogodny moment i tak oto znalazłam się w środku.
  A wewnątrz było tak ciemno, że nie widziałam swojej wyciągniętej ręki. Rozejrzałam się dookoła siebie z lekką paniką, bo nie wiedziałam z czym miałam do czynienia. Mogłam być sama, lecz równie dobrze właśnie teraz mogłabym być okrążania przez potężnych czarodziejów czy nawet ghuli. Bałam się zapalić światło, bo moje przypuszczenia miałyby prawo zostać rzeczywistością.
- No proszę, kogo my tu mamy - usłyszałam jakiś głos przed sobą.
  Byłam pewna, że nie znam właściciela głosu. Na pewno był to mężczyzna. I z pewnością stał przede mną. Jednak to wszystko co mogłam na tamtą chwilę stwierdzić.
- Pewnie zastanawiasz się, kim jestem, Sophie. - Czytasz mi w myślach. - Otóż znasz mojego syna, Archera.
  Zamurowało mnie.
- Jesteś ojcem Archera? - szepnęłam zdumiona.
  Archer był niezłym psycholem, a jeśli miał to po ojcu... To powinnam się bać.
- Cóż za dedukcja - zaśmiał się złośliwie. - Tak, jestem ojcem Archera. To dzięki mnie, synek należy do Oka. Bo widzisz, kochanie... To ja jestem jego założycielem.
  Przyznam, że zrobił tym na mnie spore wrażenie. W końcu Oko było największym wrogiem Prodigium, a ten facet musiał być po czterdziestce. W tak krótkim czasie dokonać czegoś tak niemożliwego?...
- Szacuneczek. - W moim głosie nie mógł dosłyszeć kpiny, lecz czysty podziw, który naprawdę wyraziłam.
  Jednak wciąż zastanawiało mnie, co siedzi w jego głowie lub głowie Archera, skoro obydwoje są przeciwnikami Prodigium, a sami do nich należą. A przynajmniej Archer. To istne samobójstwo. Co lepsze, Cross próbował mnie do nich zwerbować. Niedoczekanie. 
- Gdzie jest Niall? - spytałam szybko.
- To... Ty przyszłaś po tego człowieka? - W jego głosie usłyszałam wyraźne zdziwienie. 
- A po co innego miałabym tu przychodzić? - Teraz to ja byłam zdumiona.
- Archer mówił, że chcesz do nas dołączyć. Dlatego wybrałem główną siedzibę, a nie w Londynie. Inicjacja zawsze ma tu miejsce - szybko zarejestrowałam to w pamięci. - Wymaga czasu, ale ma świetne skutki... Do rzeczy. Nie przyszłaś do nas dołączyć?
  Zmarszczyłam brwi. Coś mi tu nie pasowało. 
- No... No nie, ale w takim razie dlaczego taszczyliście tutaj Horana, skoro miałam do was "dołączyć" tylko ja? Nie mógł zostać w jednej z waszych siedzib?
  Zapadła głucha cisza.
- Chodź za mną - rzekł po minucie ojciec Archera. 
  Mimo że nadal było ciemno, doskonale wiedziałam gdzie iść. Przeszłam za nim jakieś dwadzieścia metrów, a potem zeszłam po schodach do piwnicy. Odnotowałam znaczny spadek temperatury. Tak duży, że na rękach pojawiła mi się gęsia skórka, a ja zaczęłam się trząść. Jasne, że mogłam wyczarować sobie jakiś koc, lecz straciłabym dużo energii. 
  Co jeszcze zauważyłam po wejściu do piwnicy? Zrobiło się jaśniej. I nie za sprawą światła dziennego, tylko dzięki pochodniom przyczepionym do ścian kilkanaście metrów przed nami. Po lewej i prawej stronie. Korytarz był bardzo długi, a na końcu widać było ciemne, wielkie drzwi. 
  Stałam tak przez chwilę oglądając uważnie korytarz ze względów... "Militarnych". Dopiero potem zorientowałam się, że ktoś na mnie patrzy. 
  Był to oczywiście ojciec Archera. Mierzył mnie wzrokiem, a że było jaśniej widziałam wyraźnie jego twarz.
  Był naprawdę przystojny. Nie widać było po nim, że jest czyimś ojciec, bo gdybym tego nie wiedziała, dałabym mu ze trzydzieści lat. Miał głębokie, brązowe oczy i kilkudniowy zarost. Bujne, brązowe włosy streczały mu na wszystkie strony. 
  Przynajmniej wiedziałam po kim Archer odziedziczył urodę.
- Jak mam się do pana zwracać? - zapytałam uprzejmie.
- Mam na imię Michael. 
  Zastanawiałam się czy on rzeczywiście jest takim idiotą podając mi swoje prawdziwe imię, czy po prostu zmyśla. On na pewno wiedział z kim miał do czynienia, więc mówiąc, jak się nazywa, odznaczył się idiotyzmem. 
- Oddajcie mi Nialla. - Musiałam trzymać fason i nie dawać po sobie poznać, że jego uroda jakkolwiek na mnie podziałała. 
  Wskazał mi ręką na drzwi. Uznałam więc, że miałam iść przed nim. 
  Lecz zanim postąpiłam krok, pomyślałam, że dobrze by było doprowadzić się do porządku. Wyczarowałam sobie sukienkę i do tego trampki, w razie, gdybym musiała uciekać. Włosy rozpuściłam i magią wysuszyłam, przez co ułożyły mi się ładnie na ramionach. Zmazałam makijaż i nałożyłam nowy, delikatny. 
  Od razu poczułam się lepiej i jak ktoś, kto może dorównać Michaelowi. 
  Ruszyłam w stronę drzwi.
  To co za nimi zastałam, wprawiło mnie w osłupienie. 
  Stałam na podeście, z którego można było zejść niżej. Michael zamknął za nami drzwi na klucz. Grota była gigantyczna, ciemna, a pochodnie dające światło, barwiły ją na czerwono i bordowo. Na samym dole, trzydzieści metrów pode mną, pełno było ludzi, czarnoksiężników, ghulów i zauważyłam osoby, które mogły być kobietami. Uwijali się oni w niesamowitym tempie, robiąc rzeczy, które z tej odległości były dla mnie niewidoczne. Na samym środku groty - która swoją drogą przypominała grotę w stu procentach ze względu na glinę na podłodze i ścianach - znajdowała się wielka dziura o średnicy jakichś dziesięciu metrów, a w niej jakaś wrząca, ciekła substancja w kolorze brudnym seledynowym. A nad nią wisiał człowiek. 
  Niall.
_____
Przerwa była ogromna i z całego serca za to przepraszam, ale mam nadzieję wstawiać teraz rozdziały częściej, np. raz czy dwa razy w miesiącu ;)