sobota, 15 lutego 2014

Rozdział 8

  Poszłyśmy za chłopakami do windy. Bałam się wind. Zatrzasnęłam się w jednej kiedyś. Od tamtego czasu unikałam ich, jak ognia. Jenna uświadomiona była o mojej małej fobii, dlatego, gdy tylko drzwi windy się zamknęły, przytuliła mnie. Ścisnęłam ją i patrzyłam na chłopców ukradkiem. Louis wcisnął ostatni przycisk, a Harry objął ramieniem Nialla. Horan zaś momentalnie zlał się potem i oparł o ściankę windy.
- Co mu jest? - szepnęłam cicho do stojącego najbliżej mnie Zayna.
- Ma klaustrofobię - odparł tamten.
  Na szczęście podróż taką niebezpieczną maszyną nie trwała długo i jakoś to z Horanem przeżyliśmy. Wyszliśmy na korytarz.
- Spotkamy się tu za... - Liam spojrzał na zegarek. - Za jakąś godzinę?
  Wszyscy przytaknęliśmy. Najwyraźniej każdy z nich wiedział, gdzie ma pokój.
  Zerknęłam na Nialla. On także na mnie patrzył. Odwróciłam szybko wzrok na Jennę, lecz ona oddalała się już z Louisem, przyczepiona do jego ramienia. Liam, Harry i Zayn też już zniknęli mi z pola widzenia. Na korytarzu zostałam ja z blondynem. Jakoś tak nagle odechciało mi się z nim spać. Nadal nie wiedziałam dlaczego tak mnie nienawidzi i czy moglibyśmy się dogadać...
- Idziesz? - zapytał, odchodząc korytarzem na prawo.
  Dogoniłam go i po chwili otworzył przede mną drzwi. Stanęłam w progu, onieśmielona taką elegancją. Pokój był wielki. Luksus rzucał się w oczy. Miałam wielką ochotę rzucić się na duże łóżko, stojące naprzeciwko wejścia. Szybko jednak wybiłam sobie ten pomysł z głowy i spojrzałam na blondyna.
- Bardzo się wściekasz? - zapytałam niewinnie.
  Horan stał nadal w otwartych drzwiach, patrząc na łóżko niewidzącymi oczami. Kiedy dotarło do niego moje pytanie, zerknął na mnie. Westchnął i zamknął drzwi.
- A mam? - zapytał, podchodząc do dużej torby, leżącej na łóżku.
- No wiesz... - Weszłam wgłąb pomieszczenia. - W końcu to ja ciebie wybrałam, a z tego co widzę, to nie za bardzo mnie lubisz i teraz nagle zrozumiałam, że to było wobec ciebie nie w porządku, że powinnam raczej...
- Przestań - mruknął, wyjmując z torby flanelową koszulę. - Po prostu poudawajmy przez te kilkanaście godzin, że jest w porządku. Wy z Jenną odjedziecie i znów będzie po staremu.
  To mnie troszkę zraniło. On mnie tam nie chciał.
- Mogę stąd pójść - szepnęłam, starając się nad sobą zapanować. - Wystarczy, że powiesz.
  Niall rzucił wściekły koszulę na podłogę i zacisnął pięści. Podszedł do mnie, ale ja się nie cofnęłam. Może i się bałam, lecz na dobrą sprawę, to nie miałam czego. To człowiek.
  Blondyn spojrzał mi w oczy.
- Tak - rzucił. - Chcę, żebyś stąd poszła.
  Uniosłam zdumiona brwi. Tego się nie spodziewałam.
  Mimo że jakoś specjalnie za nim nie przepadałam, zabolało mnie to okropnie. A może i zdziwiło... W końcu co ja mu zrobiłam? Dlaczego tak się zachowywał?
  Wzięłam głęboki oddech, zamykając oczy, bo czułam, że zaraz dam upust magii. Otworzyłam je ponownie i zwyczajnie wyszłam z pokoju.
                                                                           ~*~
  Wyszłam z hotelu już nie wściekła. Strasznie chciało mi się płakać. Nie wiedziałam gdzie jestem, dlatego postanowiłam się zgubić. Skręciłam w lewo i poszłam przed siebie. Wepchnęłam ręce w kieszenie jeansów. Przedtem wyciszyłam komórkę. Już widniało na niej dwadzieścia połączeń nieodebranych od taty i czternaście od Cala. Było mi zimno. Spuściłam głowę, lecz oczy miałam podniesione. Obserwowałam mijających mnie ludzi z wielką uwagą. Dlaczego? W sumie to nie wiem. Może z przyzwyczajenia. Tato bardzo kładł nacisk na to, bym była czujna. Wpajał mi przez całe wakacje, że nawet mój przyjaciel może być wrogiem. Miałam wtedy przeczucie, że mówi o Archerze...
  Przez moje rozmyślenia o tym, żeby być czujnym, wpadłam na jakiegoś faceta z aparatem. Natychmiast pstryknął mi fotkę i uciekł. Stałam przez chwilę ogłupiała na środku chodnika. Faceta wciąż miałam w zasięgu wzroku. Zmrużyłam oczy i po chwili leżał on, wijąc się z bólu. Powoli do niego podeszłam i klęknęłam przy nim.
- Po co to zrobiłeś? - zapytałam spokojnie.
  Facet mógł mieć góra trzydzieści lat. Miał kilkudniowy zarost i głupi uśmieszek na twarzy.
  Coś mi się nie zgadzało. Czemu się uśmiechał?!
- Dowiesz się, maleńka.
  Wstał, niepowstrzymywany już moją magią i otrzepał się. Sprawdził czy ma aparat w całości i zaśmiał się. Tym razem się cofnęłam. Nawet ze strachem.
- Dlaczego...
- Wiesz... - przerwał mi. - Ktoś chciałby z tobą pogadać.
- Kim ty jesteś? - Otworzyłam szeroko oczy, uświadamiając sobie, kim może być ten człowiek.
- Przyjdź dzisiaj o jedenastej wieczorem na Pole Marsowe. Sama. A... no i radzę ci nie mówić nikomu, że się ze mną widziałaś, bo ucierpi na tym twoja przyjaciółeczka.
  Facet nagle zniknął.
  Rozpłynął się w powietrzu.
  Oko.
                                                                              ~*~
  Otrząsnęłam się z przerażenia i wróciłam do hotelu sztywnym krokiem. Przeszłam przez hol, obserwowana przez wszystkich pracowników i wsiadłam do windy. Złapałam się kurczowo barierki i zamknęłam oczy. Zastanowiłam się, po co wracam. Nie miałam pojęcia. Może bałam się o Jennę? Nie. Nie miałam zamiaru nikomu mówić o tym facecie, dlatego podejrzewałam, że przyjaciółka jest nietknięta. Ale... Oko? Po co? Dlaczego? Co ja zrobiłam? I - jeśli ten facet rzeczywiście był z Oka - dlaczego od razu mnie nie zabił, i czemu to był CZARODZIEJ?! Przecież w Oku byli sami ludzie! No... Pomijając Archera. Ale Archer to wyjątek. Tam byli tylko ludzie. Zabijali nożami, rzadziej pistoletami, a wampiry kołkami. Lub czymś żelazowym. Nie znałam się na tym. I nie chciałam. W sumie to wampirowi wystarczyło zabrać Krwawy Klejnot. To taki przedmiot na łańcuszku, który pozwalał wampirom normalnie funkcjonować w dzień.
  Dlaczego chcieli mnie? Archer kiedyś proponował mi przejście na ich stronę, ale nie mogłam się na to zgodzić. To byłoby sprzeczne z prawem. A tym bardziej się bałam, bo to mój ojciec egzekwował prawo. Masakra.
  Podeszłam powoli pod drzwi pokoju Nialla. Westchnęłam i zapukałam.
- Zayn, już ci mówiłem - usłyszałam głos blondyna. - Nie zabrałem twojego lusterka. Liam je ma.
  Weszłam nieproszona do środka.
- To nie Zayn - szepnęłam.
  Niall stał w samych spodniach, z przewieszonym na ramieniu ręcznikiem. Przez chwilę gapiłam się na jego umięśniony tors, lecz szybko spuściłam wzrok, kiedy na mnie spojrzał.
- Czego tutaj szukasz? - warknął.
- Niall, przepraszam cię... Proszę, pozwól mi tutaj zostać.
  Zerknęłam na niego błagalnie.
  Blondyn zmrużył oczy i podszedł do mnie.
- Niby czemu mam ci na to pozwolić?
- Bo... - zacięłam się. - Na dole są reporterzy. Boję się ich.
  Kłamstwem to to nie było. Przecież tamten facet miał aparat, a nawet pstryknął mi zdjęcie. Ale Niall się o tym nie dowie.
  Przez długą chwilę patrzyliśmy sobie w oczy; ja z błaganiem, on ze złością. Po jakichś 3 minutach wziął głęboki oddech i westchnął:
- Dobra. - Zauważyłam, że bardzo ciężko było mu wymówić to słowo. - Idę się umyć. Zaklucz drzwi i... A z resztą. Rób co chcesz, tylko niczego nie rozwal.
  Pokiwałam głową i zamknęłam za sobą posłusznie drzwi. Horan zniknął w łazience. Jeśli dobrze skojarzyłam, nie zakluczył się.
  Wyjęłam komórkę z zamiarem podgłoszenia jej i akurat trafiłam na połączenie przychodzące od Cala. Tym razem odebrałam, siadając ostrożnie na kanapę. Podniosłam komórkę do ucha.
  Od razu powitał mnie zdenerwowany głos Cala:
~ Czy ty dziewczyno czytałaś dzisiejszą gazetę? Możesz mi powiedzieć, czemu nie ma cię jeszcze w  Thorne Abbey? Albo chociaż wytłumacz mi po co poszłaś z tym całym One Direction do hotelu, skoro miałaś pojechać tylko po Jennę? Czemu nie odbierasz telefonów ode mnie i od ojca? Czy ty nie wiesz, że ostatnio zanotowano największy współczynnik wykrywalności Oka właśnie we Francji? Kiedy ty masz zamiar wrócić?
  Nie zdziwiły mnie bardzo pytania chłopaka. Zranił mnie ton jego głosu. Udawał zdenerwowanego, ale wyczułam w tym nutkę obojętności. Tato mu kazał zadzwonić? Dosyć prawdopodobne. Cal się nie wściekał. To było smutne. Czy mu na mnie w ogóle zależało?
- Poczekaj, powoli... Wrócę... Nie wiem, błagam, nie zadręczaj mnie tym. Jen już jest ze mną, wrócimy, jak odwidzi się jej romansowanie z zajętym członkiem zespołu. Czyli pewnie będziemy tu sterczeć kilka dni. Nie wrócimy szybciej. Może w poniedziałek? Ale już w Hex Hall. Tacie powiedz, że ma się o mnie nie martwić...
~ Ale tam jest Oko. Jak możemy się nie martwić?
- Cal, jestem... - Na szczęście w porę ugryzłam się w język. Chciałam powiedzieć "demonem". Mogłabym, gdyby nikogo nie było w pokoju. Ok, byłam sama, ale nie słyszałam puszczanej wody w łazience, dlatego powinnam zostać ostrożna. - Poradzę sobie, nie bójcie się o mnie. Jak tam Amy? Wróciła do domu?
  Usłyszałam westchnięcie.
~ Pojechała z twoją mamą do jej domu. Też wraca w poniedziałek i radzę ci wynagrodzić jej to, że to nie ona spędza czas ze swoimi idolami. Dzisiaj, jak przyjechała ze szpitala i zauważyła tą gazetę z tobą i tym zespołem na okładce to wpadła w taki szał, że zamknęła się w tym pokoju pełnym luster, w którym ty ćwiczyłaś i rozbijała każde po kolei. Po godzinie wyszła, cała zapłakana. Nie chciałbym z nią rozmawiać na twoim miejscu. Do poniedziałku.
  Rozłączył się.
  Nie ma to, jak uczuciowy chłopak, nie? Nie, to WCALE nie jest sarkazm.
  Byłam wściekła. Znowu. Miałam ochotę polecieć Itineris do Thorne Abbey i przyłożyć Calowi tak mocno, że przy tym furia Amy byłaby niczym. Miałam ochotę coś roztrzaskać, zgnieść, potłuc, zabić...
  Stałam z lampą w ręku, wycelowaną w okno, kiedy Niall wyszedł z łazienki.
- Co ty robisz?! - wrzasnął.
  Tym razem, jakby ostatnim było za mało, wokół bioder miał owinięty biały ręcznik z logo hotelu. Nie zwróciłam na to uwagi. Zwyczajnie popatrzyłam na niego, potem na lampę i zaczęłam myśleć po co ją trzymam.
- Przepraszam, nie chciałam. - Odstawiłam lampę. - To wszystko przez Cala.
  Musiałam wyjść. Szybko.
  Zgarnęłam z podłogi torbę i nałożyłam na siebie kurtkę.
- Gdzie ty idziesz? - zapytał Horan, cały czas stoją ze zdumioną miną w drzwiach łazienki.
- Nie wiem.
- Wrócisz? - Nie, nie mówił tego przyjaźnie. Raczej z pretensją.
- Nie muszę. Jeśli Jen się będzie pytać, powiedz, że... Że jak coś, to się spotkamy w szkole.
  Wyszłam.
  Nie usłyszałam już, jak Niall szepcze "Wróć..."
                                                                       ~*~
  Do godziny 22:45 błąkałam się po całym Paryżu, znów ignorując dzwonienie komórki. A dzwonili wszyscy: mama, tata, Cal, pani Casnoff, Jenna i Amy. Nie chciałam, żeby się martwili, chociaż pewnie tym milczeniem 'upewniłam' ich w przekonaniu, że nie żyję i jestem zakopana w lesie. Do tego poćwiartowana. Źle się czułam z tym, że w ogóle zaczęłam tą "przygodę" z zespołem. Przecież ja nie byłam ich fanką. Zamiast mnie, wolałabym, żeby to była Directionerka. Zwyczajna dziewczyna, nie mająca magii, wrogów i wizji spędzenia reszty życia z niekochającym chłopakiem, na stanowisku szefa Rady, na głowie. To nie powinnam być ja.
  O równej jedenastej stanęłam na początku Pola Marsowego. Od strony północnej. Zamiast obserwować ludzi, patrzyłam na Wieżę Eiffela. Była o wiele większa, niż na pocztówkach. Dobra, wiedziałam, że jest większa, ale nie aż tak... Ludzi nie było. Zostałam sama, powoli zmierzając do wieży.
  Wtedy ich zobaczyłam. Okrążyli mnie. Było ich około trzydziestu. Pojawili się znikąd. Czarodzieje.
  Oko.
  Usłyszałam śmiech. Przeraziłam się i to nie na żarty. Spięłam mięśnie, starając się jednocześnie zapanować nad magią, jak i nie dopuścić do tego, by użyć jej o sekundę za późno. Byłam trochę zmęczona; w ciągu ostatnich 8 godzin spacerowałam bez celu po mieście. Tak około. Nie patrzyłam na zegarek.
  Bałam się. Po raz pierwszy zostałam postawiona w takiej sytuacji. Jedna nastoletnia dziewczyna kontra trzydziestka dorosłych facetów. Chciałam mieć wtedy przy sobie kogoś, kto by mnie obronił. Albo chociaż powspierał słowami. Psychicznie. Kogokolwiek, komu ufałam.
- Proszę, proszę... Sophie Mercer - usłyszałam głos za moimi plecami. - Stęskniłaś się?
  Odwróciłam się błyskawicznie w tamtą stronę.
  Z rękami założonymi na piersi i głupawym uśmieszkiem na twarzy, stał tam Archer.

wtorek, 4 lutego 2014

Rozdział 7

  Patrzyłam na nich, upewniając się, czy rzeczywiście idą w naszą stronę. Niestety tak było. Westchnęłam i wysłałam przepraszające spojrzenie Jennie.
  A na placu zaległa cisza. Wszyscy patrzyli na nas. To znaczy, WIĘKSZA część patrzyła na nas. W tej większości znajdowały się głównie nastolatki, ale zauważyłam też młodsze dziewczynki i starsze kobiety. Z daleka zobaczyłam kilku ochroniarzy biegnących w naszą stronę i krzyczących do sławnej piątki, żeby uciekali do auta. Przybliżyłam się do Jenny, a Louis zawołał:
- Chodźcie z nami!
- Ale po co?! - odkrzyknęłam. Moja przygodna z nimi miała się przecież już skończyć!
- O co chodzi? - szepnęła mi cicho Jenna do ucha, ciągnąc za rękaw.
- Później... - mruknęłam tylko, bo Harry mi przerwał:
- No, chodźcie! Bo nas zaraz zabiją!
  Jakby na potwierdzenie jego słów, zaraz na placu zrobił się wielki szum. Narastał on z każdą sekundą i w końcu dobiegły do nas krzyki fanek i tupot ich stóp. Chwyciłam rękę blondynki i ruszyłam biegiem w stronę zawracających chłopaków. Oni dobiegli już prawie do samochodu i wepchnęli się do niego pierwsi, a my, zdyszane, za nimi. Jen wbiegła przede mną i już zajęła miejsce obok Liama, który leżał głową na kolanach Zayna. Ja wciąż siedziałam na podłodze, nie mogąc powstrzymać śmiechu. Zaraziłam nim resztę. Po chwili znów wszyscy się śmialiśmy, nawet przyjaciółka, jakbyśmy byli dziećmi.
  W ciągu tych paru minut odprężenia, Jenna zdążyła zapytać się z pięć razy o co chodzi, ale my nie byliśmy w stanie jej odpowiedzieć. Ciągle siedzieliśmy lub leżeliśmy w swoich starych pozycjach, trzymając się za bolące od śmiechu brzuchy.
- Serio, Soph... - Jenna zaczęła się irytować. - Powiedz mi co się dzieje.
  Zakaszlałam i zamknęłam oczy, by się uspokoić. Pomogło.
- No, wiesz... Generalnie to przyjechałam tu po to, żeby zabrać cię do Hex Hall... Miałam to zrobić przez Itineris, ale... Jakoś się tak złożyło, że użyłam ludzkich środków transportu... Rozumiesz?
- Ja nie bardzo - odezwał się Louis, wpatrzony w Jen, ze zdezorientowaniem wypisanym na twarzy. Przeniósł wzrok na mnie. - Co to jest Hex Hall i Itineris?
- Hex Hall to nasza szkoła prywatna z internatem - odrzekłam szybko - a Itineris to imię, którym ochrzciłam moje auto.
  Kątem oka zauważyłam kpiący uśmiech na twarzy blondynki, ale zmyła go, kiedy napotkała mój wzrok. Zerknęła na swoje ręce, starając się uspokoić.
- Moja dziewczyna też chodzi do szkoły z internatem... - mruknął, smutny nagle, Zayn. - Nawet się podobnie nazywa... Tylko, że Hekate Hall, a nie Hex Hall.
  Jak na komendę, z Jenną spoważniałyśmy i spojrzałyśmy na chłopaka.
- Że co? - zapytałyśmy równocześnie. - Jak się nazywa?
  OMG.
- Ma na imię Perrie - odrzekł chłopak z delikatnym uśmiechem.
  Wytrzeszczyłam oczy i wbiłam wzrok w Zayna. To chyba jakiś żart?!
  Jenna spojrzała na mnie z wyraźną ulgą.
- Nie znam jej.
- Bo... Chodzicie do innych szkół? - zapytał z lekką ironią Louis.
- Ja ją znam - odparłam. - Mało tego... Mieszkam z nią i, szczerze powiedziawszy, to... No, nienawidzimy się. Sorry, Zayn, ale taka prawda. Jakoś ta twoja dziewczynka mi do gustu nie przypadła. A tak w ogóle... - mruknęłam szybko, chcąc szybko zmienić temat. - To jest Jenna, moja przyjaciółka.
  Jen zerknęła na mnie szybko i uścisnęła chłopakom ręce tak krótko, jak tylko można. Była przecież wampirem i mogli ją odkryć przez lodowatą dłoń... Nie chciałabym być wampirem, same kłopoty. Najgorzej było z jedzeniem. Co prawda, przyzwyczaiłam się, jak Jenna "siliła" się w naszym pokoju, wyjmując za każdym razem jeden worek czystej RH-, ale na samym początku mało nie zwymiotowałam.
- Jakie sweetaśne pasemko! - wrzasnął Liam do ucha Jen i chwycił jej różowe pasemko w obydwie dłonie.
  Blondynka uśmiechnęła się do niego pogodnie.
- A tak właściwie... - zaczęłam, opierając się o tył samochodu. Nie widziałam powodu, dla którego miałam usiąść normalnie na fotelu, mimo że obok Horana było jeszcze jedno wolne miejsce. - Gdzie my jedziemy?
- Hm... Dobre pytanie - zastanowił się Harry.
- No rzeczywiście - mruknął z kpiną Louis. - Nie wiem... Może do hotelu?!
  Harry spojrzał na niego ze złością i walnął go w twarz. Louis znów zaczął się śmiać i mu oddał. Potem Loczek także się uśmiechnął i znów go uderzył.
  Cała nasza siódemka wybuchnęła śmiechem, przy akompaniamencie uderzeń w twarz Louisa i Harry'ego. Trwało to jakiś czas, gdy głos z głośnika oznajmił:
- Nous sommes ici.
  Razem z Jen spojrzałyśmy po sobie pytająco, a ja zaraz zerknęłam na Louisa, bo wiedziałam, że on zna francuski. Wytłumaczył nam ze śmiechem, że dojechaliśmy na miejsce.
  Wyjrzałam przez przyciemnione okno. Wytrzeszczyłam oczy. Na zewnątrz tłum fanek znów krzyczał i znów trzymał różne transparenty, niektóre z bardzo dziwnymi słowami...
- Czy jest takie miejsce, w którym nie ma fanów albo reporterów? - zapytałam, starając się, żeby mój głos zabrzmiał normalnie.
  Chłopcy spojrzeli zmartwieni na mnie i Jennę, nie odpowiadając na moje pytanie.
- Mam pomysł! - wrzasnął Niall i oberwał od Zayna za to, że krzyknął mu do ucha. Mimo wszystko kontynuował. - Wyjdziemy pierwsi i wszyscy zajmą się nami, a szofer kawałek odjedzie, one wyjdą, wejdą do hotelu i tam na nas poczekają!
  Niall, zadowolony ze swojego przebłysku geniuszu, patrzył po wszystkich, a mnie zostawił na koniec. Jego oczy nagle zrobiły się nieobecne i przestał się uśmiechać, wzrok szybko kierując z powrotem na Liama.
  Wszystko pięknie, ślicznie, zagranicznie, tylko...
- Po co to wszystko? - mruknęłam. - Ja powinnam już dawno wrócić do domu, bo nikomu nie powiedziałam, że wyjeżdżam, muszę iść jutro do szkoły i Jen tak samo...
- No weeeeeźcie - jęknął Harry. - Nie uciekajcie jeszcze. Dopiero się poznaliśmy. Wyjdziemy gdzieś po koncercie lub przed.
- Tak, przed będzie lepiej - odparł Zayn. - Po koncercie będziemy zmęczeni.
- No i jutro... - dokończył niepewnie Louis.
- Nie - odrzekłam stanowczo. - Nie mam pieniędzy żeby tu zostawać...
- Więc zostaniecie u nas! - krzyknął radośnie Harry.
  Eee...
                                                                     ~*~
  Po całej akcji, która trwała w sumie piętnaście minut, czekałyśmy na chłopaków w lobby hotelowym. Usiadłyśmy się na brzegu kanapy, niepewne co do ich "GENIALNEGO" pomysłu. Miałam gigantyczne wątpliwości. Musiałam chodzić do szkoły, bo funkcja taty nie czyniła ze mnie żadnego VIP - a. A poza tym, ja sama chciałam być normalna, chciałam, żeby traktowano mnie na równi ze wszystkimi, a oni o tym wiedzieli. Dlatego tym bardziej bałam się reakcji taty i Casnoff. Mama była łagodniej usposobiona jeśli chodziło o szkołę.
- Jenna, ja cię bardzo za to przepraszam... - zaczęłam.
- Żartujesz?! - krzyknęła z uśmiechem na ustach, odwracając się w moją stronę. - To może być najlepsza przygoda mojego życia! Ja ci powinnam na kolanach za to dziękować! I za to, że... Że po mnie przyjechałaś.
  Uspokoiła się i zerknęła mi w oczy z wdzięcznością.
  Mogłabym się uśmiechnąć i powiedzieć "nie ma za co", ale nie zrobiłam tego.
- Jesteś Directionerką? - zapytałam zamiast tego.
  Jen zwiesiła głowę i westchnęła.
- Jestem.
  Oburzyłam się.
- Dlaczego mi o tym nie powiedziałaś?! - krzyknęłam ze złością, dźgając ją w ramię.
  Dziewczyna uśmiechnęła się lekko i podniosła głowę, słysząc w moim głosie rozbawienie. Zapatrzyła się w wielki obraz nad głowami dwóch recepcjonistów i zaczęła się śmiać.
- Wiesz, bałam się... Że... Że zaczniesz mnie hejtować. Nie lubiłaś ich i dlatego wolałam o tym nie wspominać...
- Jen, jesteś moją najlepszą przyjaciółką. - Wciąż patrzyłam na nią z oburzeniem. - Myślisz, że gdybyś powiedziała mi o swojej mrocznej tajemnicy zmieniłabym do ciebie nastawienie? Nie, bez przesady, jestem tolerancyjna. Tym bardziej, że Amy... Rozumiesz.
  Jenna spojrzała na mnie z rozbawieniem i wtedy do lobby weszli chłopcy. Mieli uśmiechy na ustach i byli zadowoleni. Ujrzeli nas, ale podeszli do recepcjonistów. Rozmawiali z nimi chwilę, a potem z jakimś dużym facetem. Chyba ochroniarzem. Gdy w końcu ustalili to... co mieli ustalić, podeszli do nas. Rozsiedli się na podłodze przed nami ciągle z uśmiechami na twarzach.
- Jakieś propozycje? - zapytał Zayn.
  Zerknęłyśmy na siebie ze zdziwieniem.
- Mógłbyś się jakoś określić? - spytałam niewinnie.
- Chodzi mu o to... - zaczął Louis - jak będziemy spać.
  Uśmiechnął się takim mega pedofilskim uśmieszkiem.
  Szczerze mówiąc, to mnie zamurowało. Nie pomyślałam o tym, że trzeba będzie spać... Jenna się nie musiała tym martwić, ale ja byłam CZŁOWIEKIEM. Musiałam spać. A Jen, jeśli chciała zachować w tajemnicy swój sekret, też musiała to zrobić. Ale... Moment.
- Czekajcie - zaoponowałam, zanim reszta uśmiechnęła się po pedofilsku. - Jak wy mieliście spać?
- Apartament Królewski - odrzekł natychmiast Harry. - Cztery sypialnie plus jeden pokój gościnny. Zarezerwowane na trzy dni.
- To wychodzi pięć pokoi... - Zmartwiłam się. Umiałam matematykę do tego stopnia, że zauważyłam, że nas było więcej. - Nie da się. Musimy wrócić. Nie zmieścimy się.
  Jenna zaczęła smutać. Rozumiałam ją. Biedactwo moje.
- Jasne, że się da - zaprzeczył Liam. - Te łóżka są dwuosobowe.
  HAHAHA, dobry żart, Payne. Nie ma szans.
- Idealnie! - wykrzyknął Harry. - Nas jest pięciu, a was dwie. Do wyboru do koloru.
  Tym razem wszyscy przybrali słodkie uśmieszki. Nawet Horan, co mnie zdziwiło. Czyżby odmieniło mu się po naszej rozmowie?
  Zerknęłam na Jennę. Jak urzeczona wpatrywała się w Louisa z szeroko otwartymi oczkami.
  Musiałam postawić się na jej miejscu. Miałam sobie idola i szansę spania z nim. Nie dosłownie, oczywiście... Ale jednak. Dzielić z nim łóżko. Marzenie.
- Och... - Westchnęłam. - Niech będzie.
  Ledwo zdążyłam do końca to powiedzieć, a już ściskana byłam przez przyjaciółkę.
  Wyszeptała mi do ucha:
- Dziękuję. Kocham cię.
- Ja ciebie też - odparłam równie cicho.
- Więc... Zajęta któraś? - zapytał Liam, unosząc dwuznacznie brew.
  Zgłosiłam się, jak grzeczne dziecko w szkole.
- Ja, ale to już chyba zauważyliście. Mam chłopaka.
  To był problem. Cal. Zabiłby mnie gdyby się dowiedział, że go zdradziłam. Chociaż spanie w łóżku z baaardzo przystojnym facetem, leżącym na drugim końcu łóżka to jeszcze nie zdrada, prawda?
- Więc jak śpimy? - zapytał Harry uśmiechający się jak dwuletnie dziecko.
- Jen z Louisem - odparłam natychmiast.
- Lou ma dziewczynę... - szepnął Zayn.
- No i co z tego? - odrzekł Louis. Wstał szybko i postawił Jennę na nogi. Zajął jej miejsce na kanapie i posadził ją sobie na kolanach. - Przecież będziemy grzeczni.
- El nie będzie zadowolona. - Zayn wciąż nie był przekonany.
- Eleanor się nie dowie - uśmiechnął się złośliwie Tomlinson.
  Dupek. Miałam nadzieję, że przynajmniej Jen okaże rozsądek i nie zrobi niczego głupiego. Miałam nadzieję, że ona wie, że to gwiazda światowej sławy i taka jedna wpadka mogła go zniszczyć.
  To Jen.
  Nie oczekujmy cudów.
- A ty, Sophie? - zapytał uprzejmie Harry, jakby pytał się mnie czy nie napiłabym się z nim kawy w jakiejś gustownej restauracji.
- Niech będzie...
  Spojrzałam po kolei na chłopaków, którzy zostali. Dokładnie naprzeciwko mnie siedział Styles, po jego lewej Payne, a po prawej puste miejsce po Louisie. Dalej siedział Malik, a na szarym końcu Horan. Zayn odpadł od razu, bo był zbyt ciekawski i mógł przez przypadek odkryć kim jestem, przez moją nieuwagę. I nie lubiłam jego dziewczyny. Payne był ok, ale wolałam być uczciwa wobec Amy.
  Horan vs Styles
  To chyba jasne.
- Niech będzie Horan. - Uśmiechnęłam się złośliwie.
  Będzie wesoło.
  Będzie BARDZO wesoło.
_____________________
Przepraszam Was za taką dłuuuuugą przerwę ;c Wena uciekła ;c Wybaczcie... Mam nadzieję, że nie zanudziłam? W tym rozdziale nie było żadnej tam akcji... -.-' Przepraszam, postaram się, żeby następny  był dłuższy i ciekawszy <3 #promise