wtorek, 12 listopada 2013

Rozdział 2

  Kalkulując chłodno sytuację, doszłam jednak do wniosku, że słowa są niczym w porównaniu z tym, co zrobił mojej siostrze, dlatego nawet nie pomyślałam o tym, żeby go przeprosić. Zranił tym i mnie, i Amy, więc miałam prawo być wściekła.
- Ty... Ty idioto! Czy ty widzisz co zrobiłeś?! Jak mogłeś?!
  Na chwilę przestałam trząść się ze złości i ocknęłam się. Nie miałam czasu na wyzywanie kogoś i płakanie. Musiałam coś bardzo szybko zrobić. Pierwszą rzeczą, po którą sięgnęłam, była moja komórka. Wykręciłam szybko numer Cala, wciąż w całkowitej ciszy i modliłam się, by odebrał. Gdy tylko usłyszałam jego oddech, krzyknęłam:
- Musisz mi pomóc! 
  W tym czasie, Liam i reszta chłopaków, okrążyli nas, niepewni co mają zrobić. Sprawca całego zamieszania klęknął obok mnie, patrząc z rozpaczą na nieprzytomną Amy.
- Ale, Sophie, co się dzieje? - głos Cala ze zmęczonego, stał się rozbudzony. W ułamku sekundy.
- Jejku... Amy złamała rękę do krwi i jest nieprzytomna. Musisz mi pomóc, Cal. Ja... Ja nie wiem co mam zrobić!
  Nie, nie wspomniałam kto za tym wszystkim stoi. Chłopak zacząłby tylko przeklinać, a to Amy na pewno by nie pomogło. Musiałam go tu natychmiast sprowadzić.
- Dobrze, kochanie, uspokój się. Zrobimy tak - usłyszałam jego głośny wydech, a po chwili głos. Mówił bardzo szybko. - Jedź jak najszybciej do najbliższego szpitala. Gdy już tam będziesz, prześlij mi amulet, z wiadomością gdzie mam się zjawić. Zadzwoń po twojego tatę i tam na mnie zaczekaj. Nie rób nic więcej, zgoda?
  Westchnęłam histerycznie.
- Oczekujesz, że będę sobie spokojnie siedziała, czekając aż Amy się wykrwawi?! - wrzasnęłam.
- Spokojnie. Im dłużej zwlekasz, tym będzie ciężej. Czekam na amulet. Do zobaczenia, skarbie.
  Rozłączył się.
  Odjęłam komórkę od ucha i wytarłam łzy, wciąż napływające do moich oczu. Ciągle trzęsącymi się dłońmi starałam się wykręcić numer pogotowia, ale nie udawało mi się to. Miałam zamazane widzenie przez łzy.
- Co chcesz zrobić? - zapytał, klęczący obok Liam.
- Zadzwonić na pogotowie, do jasnej cholery! A co mam innego zrobić?! - wrzasnęłam, a wielkie krople łez potoczyły się po moich policzkach.
- Hej, uspokój się. Daj mi to. - Wyjął mi z ręki komórkę.
- To nic nie da - usłyszałam głos za swoimi plecami.
  Stał tam... Ten, no, jak mu tam... Zayn. Wyglądał na tak samo zmartwionego co Liam.
  Spojrzałam na niego pytającym spojrzeniem.
- Przed stadionem jest jeszcze mnóstwo fanek. Nawet jeśli teraz zadzwonilibyście po karetkę, dotarłaby tu za jakieś pół godziny. A wtedy może być za późno.
  Wstałam i zmierzyłam go spojrzeniem, które miało wyrażać wściekłość, chociaż w połączeniu ze łzami wyglądałam raczej jak niedorozwinięty kosmita.
- Więc co proponujesz?! - krzyknęłam mu w twarz z ironią.
  Zamyślił się.
- Pojedziemy naszym autem. A tak naprawdę limuzyną. No cóż... Nie mamy innego wyjścia.
  Uniosłam ze zdumienia brwi.
  Zanim zdążyłam zaprzeczyć, jeszcze inny chłopak, w koszulce w paski, oznajmił:
- Tak, Zayn ma rację. Chodźcie.
  Złapał za obydwie nogi Amy, a za ręce przytrzymał ją Liam. Wyszliśmy z korytarza w całkowitej ciszy, tylko w siódemkę. Ochroniarze zostali, dzwoniąc po managera chłopców. Ja szłam zaraz przy Amy, lecz na nią nie patrzyłam. Rozpłakałabym się jak dziecko, a policzki wciąż miałam mokre.
  Limuzyna już na nas czekała. Stała przy drzwiach, by uniknąć zderzenia z tłumem fanek. Szofer wstał szybko, lekko zdumiony widokiem mnie i siostry i otworzył nam drzwi. Była niezwykła. Fotele, a raczej kanapy poustawiane były naprzeciwko siebie, więc Amy mogła spokojnie leżeć. Liam i ten drugi chłopak położyli ją. Zajęła tyle miejsca, że w jej nogach zmieściłaby się tylko jedna osoba, a dlatego, że Liam tam usiadł, byłam zmuszona do zajęcia miejsca między pozostałą czwórką chłopaków.
- Yyy... - mruknął niepewnie szofer. - Nie chcę państwa martwić, ale jest tu za dużo osób. A poza tym fotele się pobrudzą...
  Liam spojrzał na niego wściekłym wzrokiem.
- Jak coś nie pasuje, możesz iść pieszo. My wszyscy mamy prawo jazdy. Do szpitala. Najlepszego. Teraz.
  Szofer od razu odszedł.
  Zdumiało mnie zachowanie chłopaka. Co prawda, to on spowodował wypadek, lecz chyba jeszcze nigdy nie spotkałam się z tym, że ktoś chciałby pomóc. Większość miała po prostu gdzieś co by się stało. Ale on nie.
- Dobra, wsiadaj - rzekł do mnie pospiesznie Zayn.
  Wepchnęłam się na miejsce naprzeciwko głowy Amy.
- Szybciej! - wrzasnął niespodziewanie blondyn.
  Wpatrzyłam się w nich niezrozumiałym wzrokiem. Nagle rzucili się do auta, a ostatni zamknął drzwi. W tym samym momencie samochód ruszył. Czwórka chłopców jeszcze przez chwilę leżała na podłodze, a że było mało miejsca, głowa Harry'ego dotykała mojego kolana. Pokładali się ze śmiechu, tak samo jak, siedzący już, Liam. Powoli podnieśli się i zajęli miejsca, otrzepując ubrania.
- Co wam odbiło?! - krzyknęłam, ale już ciszej.
- Paparazzi - odrzekł krótko Liam.
  Obok mnie usiadł jedyny blondyn. Ja praktycznie nie siedziałam; klęczałam przy głowie Amy, ocierając ją z potu.
  Zapadła cisza. Łzy wciąż napływały do moich oczu. Przysięgłam sobie, że gdyby coś stało się Amy, zabiłabym kierowcę. Nie, nie Liama. Miałabym przerąbane u ojca.
  A poza tym, siostra się ucieszy. Ucieszy się, jeśli się obudzi, kiedy się dowie, że jechała limuzyną razem ze swoimi idolami. Co prawda, na pewno nie jest to wymarzona sytuacja, ale lepsza taka, a nie inna... Co ja mówię?! To ona leży nieprzytomna! Nie ja!
- Eee... - po chwili milczenia odezwał się Liam. - Jak się nazywacie?
  Pociągnęłam nosem i usiadłam obok blondyna.
- Ja mam na imię...
  Wtem przypomniało mi się, że miałam zadzwonić do taty. I że nie pamiętam gdzie jest moja komórka. Ostatnio miał ją...
- Oddaj mi komórkę - mruknęłam do Liama.
  Chłopak spojrzał na swoje ręce, w których oczywiście ja trzymał. Rzucił mi ją, a ja ją zręcznie złapałam i zadzwoniłam do taty. Ucięłam konwersacje na powiedzeniu mu, gdzie jedziemy i dlaczego. Będzie się wściekał, ale nie chciałam wysłuchiwać tego w tamtym momencie.
  Schowałam komórkę do torebki, zasłaniając amulet.
- Ja mam na imię Sophie, a to jest Amy - wskazałam na siostrę. Po chwili przyszło mi na myśl, że fajnie będzie poznać ich imiona. - Głupio mi pytać... - Zerknęłam z zaciekawieniem na swoje dłonie. - Jak wy się nazywacie? Tak, wiem, to dziwne, ale ja... No, nie należę do waszych fanek, tylko siostra, a że już razem jedziemy...
- Jestem Niall Horan - przerwał moje tłumaczenie blondyn. Podał mi rękę z lekkim uśmiechem.
  Uścisnęłam ją.
  Chłopakiem w koszulce w paski okazał się Louis Tomlinson, a resztę już "znałam".
  Znów przez jakiś czas jechaliśmy w całkowitej ciszy. Wszyscy patrzyliśmy na nieprzytomną Amy, która się nie ruszała.
- Przepraszam - rzekłam jednocześnie z Liamem. Uśmiechnęłam się delikatnie.
- Kontynuuj - rzekłam do chłopaka.
  Skinął poważnie głową.
- Chcę przeprosić za to, co zrobiłem. Na serio, przykro mi. Nie zauważyłem jej i nie wiedziałem, z której strony do mnie biegnie. Jak zwykle wybrałem tą złą stronę.
- A ja chcę przeprosić za to, że tak na ciebie nakrzyczałam. Nie powinnam...
- To żadna nowość - zaśmiał się Harry. - Ciągle ktoś na nas krzyczy.
  Wytarłam ostatnie łzy i z niecierpliwością spojrzałam na komórkę. Jechaliśmy już pół godziny.
- Spokojnie - szepnął blondyn, obejmując mnie ramieniem. - Zaraz dojedziemy.
  Miał rację. Dojechaliśmy pięć minut później. Wysiedliśmy i pobiegliśmy do szpitala. Natychmiast wezwano lekarza i zawieziono siostrę na bok operacyjny. Mi i chłopakom kazano zaczekać na korytarzu, zawiadamiając o prawdopodobnej godzinie ukończenia zabiegu. Według lekarzy, będzie on trwał góra godzinę.
  Z westchnięciem usiadłam na krzesełko na korytarzu przy sali. Byłam tak zmęczona, że nawet nie chciało mi się iść do łazienki, by wysłać amulet, dlatego wybrałam najlepszą chwilę, gdy wszyscy rozmawiali przez telefony i otworzyłam torbę. Wytargnęłam z niej karteczkę i znalazłam długopis. Nabazgrałam na niej adres i zaklęciem przyczepiłam do amuletu. Następnie złapałam go w obie ręce i zamknęłam oczy. Znów wypłynęło ze mnie te świetne uczucie upuszczania magii i sekundę później nie ściskałam w dłoniach już nic. Amulet "poleciał" do Cala.
  Otworzyłam oczy. Napotkałam tajemnicze spojrzenie Zayna. Udałam szybko, że coś szukam w torbie, by nawet nie nabrał wątpliwości. Jednak się przeliczyłam. Zayn podszedł i usiadł obok mnie.
- Co to było? - zapytał prosto z mostu.
- Ale co takiego? - W takich sytuacjach najlepiej udawać głupią.
- Coś ci się niebieskiego w torbie świeciło - oznajmił z przekonaniem.
  Od odpowiedzi uratował mnie tato, wchodzący dumie, a zarazem ze złością na korytarz.
_____________
Dzisiaj trochę krócej, ale mam nadzieję, że nadal się podoba :D Komentujcie, bo to naprawdę motywujące :)

7 komentarzy:

  1. Super, ale mam jedno pytanie- nie mogła jej po prostu uzdrowić? XD dobra, pewnie wymyślam. Świetne jest, nie słuchaj mnie
    @ryczeee

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdzieś tam już na początku napisałam, że jest początkującą, a, że nie potrafiła uzdrowić roślinki, wolała nie próbować swojej magii na siostrze. A Cal jest najlepszym uzdrowicielem na świecie, dlatego go wezwała :D

      Usuń
  2. Jest swietne , pisz dalej <3

    OdpowiedzUsuń
  3. też chciałabym być zabrana na "bok operacyjny", ciekawe jak tam jest... rozdział fajny, a ty idiotko mnie załamujesz -_- "ten w koszulce w paski" nie mogłaś wymyślić czegoś lepszego? Jenna <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Kurczeee, jak mnie zaciekawiłaś. To połączenie dwóch całkowicie innych światów jest takie ciekawe, że nie mogę się doczekać następnego :D Masz bardzo dobry styl pisania, podoba mi się akcja. Jakbym chciała się znaleźć z nimi w limuzynie ! mega, strasznie mi się podoba i chciałabym, żebyś mnie informowała o kolejnych rozdziałach.

    @MalikMyLovee

    OdpowiedzUsuń