sobota, 2 listopada 2013

Prolog

- Że co?! - krzyknęłam
  To był chyba jakiś żart. A jeśli się nie myliłam, to bardzo kiepski.
- To co słyszałaś, kochanie.
- Ja nigdzie nie idę!
  Wyszłam wściekła z kuchni i powędrowałam do swojego pokoju. To znaczy do pokoju w domu taty, nie mamy. Trzasnęłam drzwiami i padłam na łóżko. Właśnie wtedy zadzwoniła do mnie Jenna.
- Gotowa na nowy rok szkolny? - zapytała. W jej głosie wyczułam śmiech.
- Byłam. Przez ponad połowę sierpnia – odparłam, siadając na łóżku.
- Co się stało? - jej głos od razu się zmienił. - Znów się pokłóciłaś z Calem?
- Czemu zakładasz, że się z nim pokłóciłam? Ostatnio zaczęliśmy się dogadywać... Nie, nie chodzi o niego. Mam iść na koncert. W charakterze opiekunki.
- To źle?! Dziewczyno, ile ja bym dała, żeby się teraz wyrwać i iść na koncert! Czyj?
- Idoli mojej siostry – westchnęłam.
- O matko... - mruknęła przyjaciółka.
  A idolami mojej siostry była piątka chłopaków z One Direction. Nie hejtowałam ich, a zwyczajnie nie słuchałam, więc nie chciałam iść na koncert. Nudziłabym się tam jedynie.
- To ci się nie dziwię... Pójdziesz?
- Nie wiem. Myślę nad tym... Casnoff mnie zabije, ale mam tatę, który na to nie pozwoli, więc sprawę szkoły mam załatwioną. A poza tym wiem, jak to jest chcieć iść na koncert idoli, a nie móc. Miałam tak samo jakieś cztery lata temu. Nie miałam z kim iść. Amy też, dlatego rodzice chcą żebym poszła razem z nią. O dziwo się ze sobą zgadzają.
- Zrób jej tą przyjemność. Ciebie to przecież nic nie kosztuje, a siostra będzie miała wspomnienia do końca życia.
- Wow, zrobiłaś się bardzo uczuciowa... Co tam u ciebie?
- Nic... Porozmawiamy jutro w szkole... Mam ci tyle do powiedzenia! Muszę spadać, tata mnie woła! Na razie!
  Rozłączyła się, zanim zdążyłam jej odpowiedzieć.
  W sumie to miała rację... Powinnam zrobić siostrze przyjemność, bo prawdopodobnie to dla niej jedyna okazja, żeby poznać swoich idoli...
  Do pokoju wbiegła Amy. W ręku trzymała książkę One Direction "Where we are" otwartą na jakiejś stronie ze zdjęciami. Usiadła na łóżku obok mnie i zapytała:
- Wiesz którego lubię najbardziej?
  Nie wiem czemu, ale skojarzyła mi się z siedmiolatką.
  Położyła mi książkę na kolana.
- Liama – odrzekła, odpowiadając sama na swoje pytanie. Wskazała go placem.
  Był nim szatyn z dwudniowym zarostem i wzrostem prawie 1.80. Nawet przystojny.
- A ty? - zapytała.
- Wiesz, że ich w ogóle nie znam? - zadałam pytanie retoryczne.
  W następnej sekundzie zaczęła wymieniać ich imiona, nazwiska, przezwiska, drugie imiona, daty i miejsca urodzenia, rodzinę, wzrost, wagę, wiek, ulubione kolory, rzeczy, tatuaże, przyjaciół, dziewczyny... Zamurowało mnie. Na klasówki kuć jej było trudno, ale takie rzeczy zapamiętała od razu. Uśmiechnęłam się pod nosem, patrząc na ich zdjęcie. Może i nie straciłabym tak dużo, idąc na ich koncert...
- To jak? Pójdziesz ze mną? Proszę... - Amy zrobiła błagającą minkę.
  Po bardzo długiej chwili wahania pokiwałam głową z miną, jakbym właśnie zgadzała się na własną egzekucję. Siostra pisnęła ze szczęścia, ucałowała mnie w policzek i wybiegła w podskokach z pokoju.
                                                                       ~*~
  Następnego dnia czekałam z tatą, mamą, Calem i Amy przed Itineris. Mogliśmy również polecieć samolotem, lecz zabrałoby to zbyt wiele czasu. Nie lubiłam podróżować tym środkiem lokomocji, ale był najskuteczniejszy. Samolotem nie dolecielibyśmy na wyspę Graymalkin, a Itineris znajdowało się, co prawda poza obrębem szkoły, ale i w jej okolicach. Amy ściskała rękę równie zdenerwowanemu co ona tacie. Pierwszy raz szła do Hex Hall. Pakowała się chyba ze trzy dni. Naturalnie przetransportowaliśmy walizki razem z tatą i chłopakiem do szkoły za pomocą silnego zaklęcia. Może i nie potężnego, ale jednak była to odległość ponad sześciu tysięcy kilometrów, więc potrzebowaliśmy naprawdę wielkiej energii, żeby nasze rzeczy nie zrobiły "plum" w oceanie. Kiedy już pożegnaliśmy się z mamą i ona odeszła, tata powiedział:
- Dobrze... A więc musimy już iść.
  Ścisnął mocniej rękę Amy i nałożył jej na szyję amulet, który był tak wielki, że zmieścił ich obu. Uśmiechnął się do nas ciepło i mruknął pod nosem: "Wyspa Graymalkin" zanim weszli do wnęki.
  Ale już z niej nie wyszli.
- Denerwujesz się? - uśmiechnął się lekko Cal, patrząc mi w oczy.
  A więc teraz muszę rozwiać wszelkie wątpliwości dotyczące Cala. Cal naprawdę nazywał się Alexander Callahan, lecz wprost tego nie znosił. W sumie to nie za wiele o nim wiedziałam. Wiedziałam natomiast, że byliśmy zaręczeni. Niestety w świecie czarodziejów związki są aranżowane, więc byłam jego narzeczoną już w wieku trzynastu lat, kiedy Cal miał szesnaście. Wybrał go oczywiście mój tata, a jemu nikt się nie sprzeciwia. Może, ale nikt nie chce. Ponieważ był on szefem Rady. Co to Rada? Rada to tak jakby... Królestwo panujące nad wszystkimi rasami Prodigium. Czyli czarodziejami, elfami, wampirami i zmiennokształtnymi. No, i jak się niedawno dowiedziałam, także demonami. Tyle że demonów na świecie było tylko dwóch. Ja i tata. Cal był czarodziejem. Ja również, ale w połowie demonem. Trochę to skomplikowane...
Oczywiście rasa Prodigium miała również wrogów. Największe zagrożenie stanowiły L'Occhio Di Dio (czyli po włosku "Oko Boga") oraz Siostrzyce Brannick. Oko miało swoją siedzibę we Włoszech, a Siostrzyce w Irlandii. Zajmowali się oni tępieniem Prodigium. Archer należał do Oka.
  Kim jest Archer? No cóż... Powiedzmy, że zabójczo przystojnym facetem. Gdyby nie ja, nikt by nie odkrył, że jest w Oku. To wszystko dzięki mojej prababce Alice, która rzuciła na mnie i Elodie zaklęcie ochraniające. W ten sposób, gdy dotknęłam torsu Archera, oparzył mnie jego znak Oka. Dotknęłam go, bo się całowaliśmy, podczas kary w piwnicy. Mimo że on był wtedy z Elodie, której tak naprawdę nie kochał. Elodie to podła małpa, jednak kiedy oglądałam jej śmierć z rąk mojej prababki zrobiło mi się smutno. A potem ja zabiłam moją prababkę. A tak naprawdę tylko ducha.
- Podróżowałam już Itineris – odrzekłam, nie patrząc na niego.
  Zaraz bowiem przypomniało mi się, jak wymykałam się nocami z Thorne Abbey w towarzystwie Archera. Bałam się, że może odczytać to z wyrazu mojej twarzy.
- Na takie odległości? - zdumiał się.
  Pokiwałam głową.
- Jakoś w końcu odkryłam, że na Graymalkin wzywają demony, prawda?
  Nie kłamałam. Wtedy też byłam tam z Archerem. I robiła to nasza dyrektorka, pani Casnoff wraz z siostrą.  - No, rzeczywiście... - mruknął chłopak.
  Oparłam się o jego ramię. I prawie w tej samej chwili wrócił tata. Wyszedł z wnęki i na nasz widok oczy mu lekko błysnęły, ale się nie odezwał. Cal znajdował się w Thorne Abbey tylko dlatego, że tata chciał sprawić, żebyśmy się pokochali. Wątpliwie. Cal był przystojny, ale ja wolałam Archera, chociaż wiedziałam, że muszę dać sobie z nim spokój. Wszyscy to wiedzieli. Można nawet powiedzieć, że byliśmy z Calem w jako takim związku. Zachowywaliśmy się jak para, choć na początku kierowała mną tylko chęć zadowolenia ojca. Później już nie. Zaczęłam sie do niego przekonywać. Jedyną wadą Cala było ukrywanie uczyć. Kiedy się złościł wyglądał jedynie trochę starzej, nic więcej. I tylko raz się przy mnie roześmiał w głos. Gdy powiedziałam mu – oczywiście w żarcie – że musimy wybrać kolory na wesele.
- Sophie? - zapytał tata, teraz już nawet nie próbując ukryć uśmiechu.
- Z chęcią powrócę do mojej kochanej szkoły – burknęłam z ironią.
  Wyszczerzył się jeszcze bardziej.
- Więc chodź.
  Podeszłam wolno do niego i nałożyłam sobie amulet na szyję. Uśmiechnęłam się do chłopaka, rzucając ostatnie spojrzenie na Thorne Abbey i weszłam do Itineris.
  Gdy przeskoczyłam nad złamaną gałęzią, natychmiast zdjęłam 'ochraniacz' z szyi i oparłam się o najbliższe drzewo. Podziwiałam tatę, że u niego nie było widać żadnych oznak podróży. Mnie ściskało w klatce piersiowej, ciężko oddychałam i miałam mroczki przed oczami. Amy leżała pod drzewem przytomna, ale zielona na twarzy. Usiadłam obok niej, uspokajając oddech.
- Wszystko w porządku? - szepnęłam.
  Pokiwała lekko głową.
  Moment później przez przejście między drzewami wyszli Cal i tata. Po chłopaku też nie było widać, że teleportacja jakoś na niego wpłynęła. Nic, tylko spokój. Uśmiechnął się delikatnie na nasz widok i pomógł wstać najpierw Amy, a potem mnie. Otrzepałam się z gałązek, w czasie, gdy tato mówił:
- Muszę już lecieć. Mamy pełno roboty przez Oko. Udanego semestru.
  Podszedł do mnie i pocałował w czoło, to samo robiąc z Amy. Uścisnął Calowi dłoń i szepnął mu coś na ucho. Zmrużyłam oczy, lecz on tylko nam pomachał i wszedł z powrotem do Itineris.
- Co on ci powiedział?
  Złapałam chłopaka za rękę, a za drugą Amy. Siostra przysłuchiwała się nam z uwagą. Była naszą shipperką. Ruszyliśmy powoli w stronę szkoły.
- Nic. Zwyczajnie oznajmił mi, że jeśli coś ci się stanie, własnoręcznie mnie zniszczy.
  Uśmiechnęłam się.
- Mój tato jest kochany...
  Wyszliśmy na dziedziniec szkolny, na którym zebrało się już co najmniej tuzin elfów i dwudziestka pozostałych Prodigium. Ich akurat nie sposób było rozróżnić.
  Fakt, że szłam z Alexandrem Callahanem, szkolnym uzdrawiaczem i ogrodnikiem, za rękę wywołał ogólne zdumienie. Rozmowy i głośne śmiechy przycichły, kiedy mijaliśmy wszystkich w drodze do szkoły. Niektórzy mówili do nas "cześć" ale z takim samym zdziwieniem. Większość zapewne nie wiedziała, że jesteśmy zaręczeni. W tamtej chwili miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Nie znosiłam być w centrum uwagi, dlatego się zarumieniłam. Cal, widząc to, ścisnął mocniej moją rękę i obrzucił wszystkich groźnym spojrzeniem. Od razu udali, że zajęci są sobą, a ja odetchnęłam z ulgą.
- Dziękuję – szepnęłam.
- Nie ma za co.
- Co się im wszystkim stało? - zapytała niemniej zdziwiona siostra.
  Zanim zdążyłam odpowiedzieć, do Amy podbiegła dziewczyna w jej wieku. Miała na imię Emily. Poznały się w wakacje na specjalnych koloniach dla Prodigium. Emily chodziła do Hex Hall już rok, a w zeszłym jej koleżanka z pokoju, elfka, odeszła, dlatego dyrektorka zgodziła się umieścić siostrę razem z nią. Problem z zaprowadzeniem jej miałam więc z głowy.
- Zobaczymy się na kolacji – oznajmiła Amy i pobiegła razem z Emily do szkoły.
- Ja w pierwszy dzień szkoły zostałam zaatakowana przez wilkołaka i dowiedziałam się, że moja współlokatorka jest wampirem. Potem mało nie zwróciłam przy świetnym przemówieniu Casnoff po kolacji. A jak było z tobą?
- Cal! - usłyszeliśmy wołanie pani Casnoff, idącej w naszym kierunku. Jak zawsze włosy miała związane w ciasny kok i idealnie dobrany, do figury i pory roku, kostium, składający się z koszuli, żakietu i spodni w kolorze fioletowego bzu. - Chodź ze mną szybko, jakaś wilkołaczyca zemdlała!
  Cal spojrzał na mnie ze smutkiem w oczach.
- Leć! - krzyknęłam. - Spotkamy się później.
  Chłopak puścił moją rękę i poszedł za dyrektorką w stronę szkoły.
  Podążyłam za ich przykładem, uświadamiając sobie, że jeszcze nie czułam dziś uścisku mojej przyjaciółki. Umawiałyśmy się, że będzie na mnie czekać w pokoju, więc czym prędzej tam ruszyłam.
  Weszłam do zimnego pomieszczenia szkoły. Nic się nie zmieniła. Po prawej stronie kręte schody prowadzące na piętra pokojowe, gigantyczne okna z witrażami, przedstawiającymi początki Prodigium i niezliczoną ilość korytarzy, prowadzącą do sal oraz części mieszkaniowej, czytaj: kuchni, jadalni i salonu. Weszłam po schodach na piętro damskie i skręciłam w lewo. Stanęłam przed drzwiami mojego pokoju i wyprostowałam ohydną niebieską spódniczkę w szkocką kratę, którą nazywałam skitlem. Była to część mundurka szkolnego. Miałam też koszulkę z logo szkoły. Beznadzieja.
  Otworzyłam drzwi i od razu uśmiech pojawił mi się na twarzy, kiedy zobaczyłam burzę blond włosów. Ich właścicielka siedziała za biurkiem. Jednak gdy tylko usłyszała otwierane drzwi, wstała szybko.
  Przeszedł mnie dreszcz, gdyż to nie była Jenna. Poznałam to po wysokim wzroście.
  Odwróciła się do mnie.
  Tak, to zdecydowanie nie była Jenna. Ta dziewczyna miała mocniejszy makijaż i brakło jej wściekle różowego pasemka przyjaciółki. Przykleiła na twarzy mega sztuczny uśmiech. Stanęłam jak wryta.
- Cześć, nazywam się Perrie Edwards – powiedziała.

9 komentarzy:

  1. Haha Perrie! Super. Naprawdę mnie zainteresowało :-D życzę weny i z pewnością przeczytam 1 rozdział
    @ryczeee
    i zapraszam na mój: crazy-my-love.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny <3 @me_ayumu

    OdpowiedzUsuń
  3. hahaha, perrie, /@yourToouch

    OdpowiedzUsuń
  4. Zupelnie zaskakujace te elfy itd. Ale fajnie sie zaczyna. :) @harryharoldbest

    OdpowiedzUsuń
  5. Co stało się z moją imienniczką? To bardzo ciekawe... wiesz... czemu akurat Perrie? Jest tyle imion i kobiet, a ty wybrałaś akurat ją... też cię kocham :P Jenna

    OdpowiedzUsuń
  6. Hmmm... Zobaczymy co będzie dalej @CrazyMofo2108

    OdpowiedzUsuń
  7. Witam prolog ciekawy i różniący się od pozostałych :-) :-) :-) Czekam na 1 rozdział informuj mnie na TT @dorotarokoszna :-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Wspaniałe:) nie mogę się doczekać co będzie dalej.

    OdpowiedzUsuń
  9. idę dalej czytać jej ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń