Obudziłam się. Byłam cała zlana potem i ciężko oddychałam. Siedziałam na łóżku z zamkniętymi oczami, lecz zaraz je otworzyłam. Przede mną rzeczywiście unosiła się Elodie, ale miała nieco łagodniejszą minę i nie wyglądała, jakby chciała porwać mnie na strzępy. Patrzyła na mnie wyczekująco, z rękoma założonymi na piersiach.
Nie tylko ja na nią patrzyłam. Horan leżał na łóżku i także wlepiał wzrok w dziewczynę, a przynajmniej tak mi się wydawało. W rzeczywistości byłam prawie pewna, że jej nie widzi. Ku mojej uldze, potwierdziły to słowa chłopaka:
- Sophie... Co jest?
Skierował oczy w moją stronę, a ja, żeby to było naturalne, też na niego zerknęłam. Kątem oka widziałam, jak dziewczyna niecierpliwie się kiwa, więc szepnęłam tylko:
- Zły sen.
Na zegarku krótsza wskazówka zmierzała właśnie ku numerowi szóstemu. Elodie przyszła do mnie o szóstej nad ranem. Dlaczego? Miała jakiś powód.
- Idź spać - mruknęłam do blondyna.
Niall spojrzał na mnie z wyrzutem i odwrócił się w drugą stronę. Zagarnął większość kołdry i zakrył się nią po sam czubek farbowanej czuprynki.
Kiedy upewniłam się, że nie będzie podglądał, znów skierowałam oczy na dziewczynę. Uśmiechnęła się ponuro i usiadła na skraju łóżka po mojej stronie. Przez chwilę wpatrywała się we mnie ze skupieniem, a potem nagle wybuchnęła bezdźwięcznym śmiechem. Złapała się za brzuch i pochyliła do przodu, bo wyraźnie nie mogła już wytrzymać. Po minucie wyprostowała się i otarła z policzków niewidoczne łzy. Zamknęła na chwilę oczy i znów była bardzo poważna, oziębła i pełna pogardy.
- Jesteś głupia - przeczytałam z jej ust. Wywróciłam oczami. - Cal cię odwiedzi. Za godzinę.
Pomachała mi z ironicznym uśmieszkiem i rozpłynęła się w powietrzu.
A mnie przeszły ciarki. Cal. Mój chłopak. Narzeczony. Przyjedzie do hotelu, w którym pomieszkuję sobie z jednym z najsławniejszych ludzi na świecie. I śpię z nim w łóżku. Taka tam, drobnostka. On mnie zabije. Tym bardziej, że - jakby nie patrzeć - Niall był przystojny. Cal mógłby poczuć się zagrożony, a być może nawet zazdrosny? Nie, dobra, nie oczekujmy cudów. Tak naprawdę to miałam wrażenie, że Cal mnie nienawidzi i jest ze mną tylko dla swojej przyszłej posady. Ochroniarz przecież go nie zadowoli. Pfff...
Nie miałam ochoty wstawać. Wciąż byłam zmęczona. Spałam nie więcej niż pięć godzin. Do całkowitego wyspania potrzebowałam dwa razy więcej snu.
Położyłam się odwrócona plecami do Horana. Pościel już przesiąknęła naszymi zapachami i stwierdziłam, że bardzo ładnie się razem komponują. On pachniał typowo męskimi perfumami, ja cholerną wilgocią Georgii. No i trochę damskimi perfumami, wiadomo. Wilgoć nabyłam dzięki uczeniu się w Hex Hall. Szczerze? Obyłoby się bez niej.
Przekręciłam się na plecy i wpatrzyłam w sufit. Co miałam powiedzieć Calowi? Że to nie tak, jak on myśli? Serio? To przecież takie tandetne, a najgorsze jest to, że mój narzeczony nie był idiotą. Rozumiał mnie bez słów. Z moich oczu wyczytywał co się stało, często zmieniając to na moją niekorzyść.
Moje dalsze przemyślenia przerwało mocne i głuche uderzenie w ścianę. Horan zerwał się ze zmrużonymi oczami i zerknął na mnie. Skierowałam wzrok na ścianę i usłyszałam głosy. Skoro słyszałam głosy, to musiało być ze mną bardzo źle.
- Zabiję Lou - warknął Horan i schylił się pod łóżko.
Wyjął stamtąd swojego białego buta i zamachnął się. Wyglądał tak, jakby chciał rzucić nim we mnie, dlatego odruchowo skuliłam się na łóżku, wydając z siebie bardzo dziwny dźwięk. Po sekundzie coś huknęło i but Nialla wylądował na podłodze pod ścianą. Chłopak rzucił w ścianę, nie we mnie.
- Może się uciszą - mruknął rozzłoszczony i znów położył się na brzuchu, a głowę odwrócił w moim kierunku i bezustannie wbijał we mnie spojrzenie tych przeszywających, niebieskich oczu.
Jeśli sądził, że to pomoże, to nawet w najmniejszym stopniu nie poznał Jenny. Z nią nie mogło być cicho. Wszędzie jej było pełno i głośno, dlatego przez następne pół godziny leżeliśmy wsłuchując się niekiedy w bardzo dziwne dźwięki, bo obydwoje baliśmy się do nich zajrzeć, ze względu na to, co mogliśmy zobaczyć. W pewnym momencie Jenna wydała z siebie przenikliwy pisk. Skąd wiem, że Jenna? Nie miałam pewności, ale podejrzewałam, że Louis nie umie tak piskliwie krzyczeć. Po tym wrzasku nastąpił głośny śmiech ich obojga. Uniosłam jeden kącik ust do góry, a Niall się zerwał.
- Nie zasnę już - warknął niezadowolony i odkrył się.
Usiadł plecami do mnie. Dopiero wtedy zauważyłam, że spał bez koszulki. Zerknęłam na jego włosy ukradkiem, lecz zaraz moje spojrzenie przyciągnęły bordowe pręgi na jego plecach. Otworzyłam szeroko oczy i natychmiast zakryłam sobie usta dłońmi. Dokładnie trzy pręgi ciągnęły się wzdłuż jego pleców; od prawego barku do lewego biodra. Były wypukłe na około pół centymetra i nie musiałam ich dotykać, żeby to stwierdzić. I byłam pewna, że gdzieś już takie widziałam. Tylko gdzie? To nie mogły być rany zadane przez normalnego człowieka...
- Niall... - szepnęłam, wciąż zszokowana.
- Czego? - Nawet nie raczył się odwrócić.
- Co się stało z twoimi plecami? - szepnęłam i usiadłam po turecku na łóżku.
Jak na zawołanie, Horan stanął na równe nogi, przodem do mnie. W jego wzroku kryła się wściekłość, lecz zauważyłam też przerażenie. Obcy człowiek zobaczył coś, o czym nikt nie powinien wiedzieć. Jego tajemnica.
- Nic nie widziałaś! - wrzasnął i szybkim krokiem poszedł do łazienki. Zamknął się na klucz i od razu puścił wodę.
Minutę wcześniej w pokoju Louisa i Jenny zrobiło się bardzo cicho.
Zdenerwowałam się. Na siebie. Po co się odezwałam?! Po co?! Przecież nie obchodziło mnie co mu się stało! To jego sprawa! On nie interesuje się mną i wzajemnie.
~ Ale czy na pewno? - odezwał się głos w mojej głowie.
- Tak. Na pewno - odpowiedziałam sobie sama na głos.
~ Kłamiesz.
- Stul się.
Gdyby ktokolwiek mnie wtedy słyszał, mógłby pomyśleć, że mam nie równo pod sufitem. Rozmawiam sobie z powietrzem. Przecież to takie normalne. W moim świecie i owszem. Ale nie w ich.
Szybkim zaklęciem zmieniłam piżamy na ładną sukienkę, bo musiałam jakoś wyglądać przed narzeczonym. Przejrzałam się w lustrze, stojącym w rogu pokoju i ze smutkiem stwierdziłam, że Cal ma rację, jeśli mnie nie kocha. Byłam beznadziejna. Głupie, falowane, ciemnoblond włosy. Niski wzrost, niezgrabne nogi, chyboczące się w wysokich butach. I do tego nieumiejętności magiczne. Może i byłam demonoczarodziejką, ale chyba najbardziej niezdarną na świecie. Wychodziły mi proste zaklęcia, bo tylko takich uczyli w Hex Hall, lecz co z resztą? Co z panowaniem nad zmianą pogody? Co z uprawianiem najbardziej pożądanej na świecie czarnej magii, której księga z zaklęciami znajduje się w Thorne Abbey? Co ze wskrzeszaniem umarłych? Umiałabym to wszystko, gdyby się nie okazało, że moja prababcia była mordercą. Jeśli posiadłabym wszystkie te umiejętności, przewyższyłabym mocą nawet mojego tatę. Byłabym niezwyciężona.
Ale tak to bałam się nawet Oka.
Stałam przed lustrem tak długo, aż Niall, całkowicie ubrany, wszedł do pokoju. A gdy już to zrobił, rozległo się pukanie do drzwi.
- Śniadanko! - krzyknął blondyn i w podskokach pobiegł do drzwi.
Jakież było jego rozczarowanie, kiedy nie spotkał w nich seksownej kelnerki z kilkoma tacami wypełnionymi po brzegi wyśmienitymi smakołykami. Znieruchomiał i dopiero po chwili skojarzył mojego narzeczonego, bo zamknął mu drzwi przed nosem bez żadnego ostrzeżenia. Powoli odwrócił się w moim kierunku.
- Czy twój chłoptaś nas śledzi? - zapytał zdenerwowany. - Jeszcze wczoraj był w Anglii.
- On tylko...
- Kiedy ty się przebrałaś? - zmierzył mnie wzrokiem.
Szlag. Zapomniałam o tym, że Horan nie był ślepy, że mógł coś zauważyć.
- Gdy ty byłeś w łazience - odparłam, stając się, by mój głos zabrzmiał pewnie.
Jego kolejne słowa zagłuszyło walenie w drzwi z wielką mocą i głos Cala:
- Horan, otwieraj!
- On jest nieprzewidywalny - stwierdził fakt blondyn.
- Otwórz mu, bo zaraz nie będziesz miał czego zamykać - ostrzegłam go.
Wywrócił oczami i westchnął pretensjonalnie. Podszedł do drzwi, otworzył je i przecisnął się obok Cala, wychodząc z pokoju. Zostałam z nim sama. Oj...
Cal zatrzasnął drzwi z hukiem, aż zatrzęsły się w ramie. A muszę podkreślić, iż były one bardzo ciężkie. Przyśpieszył mi się oddech, bo zobaczyłam, że chłopak jest wściekły, jak jeszcze nigdy. Wytrzeszczyłam oczy i cofnęłam się. Ze złości niebieskie iskry wystrzeliwały z opuszków jego palców, a włosy mu się nastroszyły. W tamtej chwili bałam się użyć magii, mimo że miałam w tym nad nim przewagę. Podchodził do mnie powoli, a ja się cofałam.
- Ślicznie wyglądasz - rzekł, patrząc na mnie dzikim wzrokiem.
Takiego go jeszcze nie widziałam.
W chwili, gdy moje półnagie plecy dotknęły ściany, oszacowałam swoje szanse na ujemne. Wydałam z siebie zduszony okrzyk i zerknęłam na niego błagalnie, ponieważ wiedziałam, że cało z tego spotkania nie wyjdę.
- Nic z tego, słonko - warknął chłopak, stając pół metra przede mną. - Mogłaś pomyśleć o tym wcześniej.
Zaatakował.
___________
Tak, wiem, ten rozdział jest beznadziejny, bez żadnej konkretnej akcji... Przepraszam, idzie mi coraz gorzej ;c
Aczkolwiek czekam na Wasze komentarze z opiniami, one naprawdę mnie motywują <3
sobota, 22 marca 2014
sobota, 8 marca 2014
Rozdział 9
Momentalnie wyluzowałam. Byłam pewna, że Archer nic mi nie zrobi, więc nie miałam się czego obawiać, a nawet jeśli by próbował, dałabym mu radę. Chyba, że zachcieliby mu pomóc jego "koledzy"...
- Kto by się spodziewał, Cross? - wyszeptałam ze złośliwym uśmieszkiem. - Co cię sprowadza do Paryża?
Na dźwięk swojego nazwiska, chłopak zaczął się śmiać. Nie zwykliśmy mówić do siebie po imieniu i sądziłam, że przypomniały mu się czasy szkolne, kiedy potrafiliśmy wyzywać się przez kilka godzin. Mimo tego byliśmy przyjaciółmi. Kiedyś.
- Mówisz, że jest po staremu? - zapytał i postąpił parę kroków w moim kierunku. - Po nazwiskach, Mercer?
- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie, Cross - mruknęłam szybko.
Archer westchnął i zamknął na chwilę oczy. Widocznie miał jakiś poważny i osobisty powód, żeby się ze mną spotkać, bo kiwnął na nieruchomych facetów, a oni zmyli się w ułamku sekundy. Cross podszedł już do mnie normalnie, bez przykrywki zbuntowanego nastolatka i z uśmiechem na ustach. Z tym prawdziwym uśmiechem, który zapamiętałam ze szkoły. Nie chciał nic mi zrobić.
- Jak ci się układa? - zapytał.
Staliśmy na przeciwko siebie. Obydwoje się uśmiechaliśmy i byliśmy o wiele mniej spięci niż przed momentem. Otaczała nas pustka, ciemność i mgła. Po prawej stała Wieża, a obok niej staw. Nad nami wisiały gałęzie drzew.
- Jestem w otwartym związku z Calem - jęknęłam i spojrzałam w bok.
- Nie kochasz go? - Usłyszałam w jego głosie kpinę i rozbawienie.
- Wolałam ciebie - wyszeptałam.
Zerknęłam mu w oczy. Przez minutę malowało się w nich bezbrzeżne zdumienie, a potem zadowolenie. Nagle powrócił ironiczny i pewny siebie Cross, ten, którego nie lubiłam.
- To wróć do mnie - zaproponował. - Przyłącz się do nas. Będziemy najpotężniejsi. Już to widzę... - Wykonał ręką ruch, jakby chciał pokazać mi jakieś obrazki na powietrzu. - Demon i czarnoksiężnik. Córka demona i syn... - Niespodziewanie umilkł.
Nigdy nie lubił wspominać o swojej rodzinie, a ja zazwyczaj o nią nie pytałam. Jasne, że ciekawił mnie ten temat, ale i ja nie miałam w zwyczaju rozpowiadać o mojej rodzinie na prawo i lewo. Szczególnie rok temu. Wtedy mieszkałam jedynie z mamą i Amy, a taty nie znałam. Zostawił nas, gdy urodziła się siostra, a ja miałam dwa latka. Nie pamiętałam go. A mama bardzo niechętnie udzielała mi informacji na jego temat.
A co z rodziną Archera? Był sierotą? A może miał zwykłych, niemagicznych rodziców? Nie, to niemożliwe. Może się ich wstydził albo pokłócił z nimi? Może poszło o jego członkostwo w Oku?
- Nie przesadzajmy, Cross - warknęłam i odsunęłam się. - Doskonale wiesz, że nie dołączę do Oka. Nigdy. To już chyba sobie wyjaśniliśmy. Po co chciałeś się ze mną spotkać?
- Właśnie po to.
Znów się uśmiechnął i podszedł do mnie. Umiejscowił dłonie na mojej talii, a ja jakimś sposobem nie chciałam ich stamtąd zdejmować. Uśmiechnęłam się jedynie i spuściłam wzrok, bo poczułam, jak rumienią mi się policzki.
- Proszę, Mercer, wróć do mnie. Potrzebuję cię. Całe Oko cię potrzebuje. Bez ciebie jesteśmy za słabi, nie mamy siły walczyć z Radą, jest nas coraz mniej. Od kiedy przyłączyły się do nas Siostrzyce, jest troszkę łatwiej, ale twoja obecność...
- Co?! - wykrzyknęłam i odskoczyłam od niego.
Wytrzeszczyłam oczy. Nie, to nie mogła być prawda. Musiałam się przesłyszeć. Oko i Siostrzyce razem? Hahaha, dobry żart Cross. Przecież oni razem to już zagłada dla świata, czego oczekuje jeszcze ode mnie?!
- Wy... - wyszeptałam, wciąż się cofając. - Jesteście razem?
- Nie dosłownie - odrzekł. Wcale nie wydawał się zdziwiony moją reakcją. - Przyłączyły się do nas. I teraz jest o wiele łatwiej, ale z tobą panowanie nad światem zdobylibyśmy w kilka dni. To jak? Wchodzisz w to?
- Chyba sobie żartujesz - mruknęłam.
- Sophie?! Ty durna idiotko, gdzie masz komórkę?! - Usłyszałam z oddali.
Archer spojrzał z niezadowoleniem za mnie. Prychnął i odwrócił się.
- Jeszcze się zobaczymy - wyszeptał ze złością i zniknął.
- Sophie, odezwij się! - wrzasnęła Jenna i odwróciła mnie do siebie brutalnie.
Przytuliłam ją mocno i zamknęłam oczy. Dziewczyna przez chwilę się szamotała, wyzywając mnie od różnych, ale potem dała spokój. Otoczyła mnie ramionami i zaczęła uspokajać. Otworzyłam oczy.
- A oni po co tu? - szepnęłam cicho, kiedy dostrzegłam Harry'ego i Louisa.
Oderwałam się od niej, starając odwrócić swoje myśli od niedalekiej śmierci. Przyjrzałam się chłopakom i poczułam dziwny spokój. A nawet się uśmiechnęłam.
- Uparli się, by przyjść ze mną - odrzekła dziewczyna i z udawanym niezadowoleniem zerknęła na chłopców.
Zaśmiałam się sztucznie. W środku trzęsłam się ze strachu i potrzebowałam gorącej kawy na przebudzenie, lecz o takiej godzinie większość kawiarni była pozamykana. Musiałam zastanowić się czy powiedzieć o tym tacie, czy nie. Szlag.
KAWY!
- Co się stało, Soph? - zapytała Jenna.
- Chodźmy stąd, potrzebuję pobudzacza jakiegoś - stwierdziłam.
- Dobrze się czujesz? - Dziewczyna spojrzała mi w oczy. - Masz rozbiegany wzrok i przekrwione oczy, trzęsiesz się i nie możesz skupić na mnie spojrzenia. - Wow, ocena psychologiczna sytuacji. To do ciebie nie podobne, Jen?! - Ćpałaś coś?
To akurat jak najbardziej.
- Nie...? - spojrzałam na nią dziwnie. - Po prostu... Zimno mi. Chodźmy już.
Ruszyłam w kierunku ulicy. Reszta podążyła za mną, szepcząc cicho za moimi plecami. Wyjęłam z kieszeni komórkę i napisałam SMS - a do Cala:
"Cal... Błagam cię, nikomu o tym nie mów... Nikomu, rozumiesz?! Spotkałam Archera... I on mi powiedział, że Oko i Siostrzyce Brannick się połączyły! Co mam zrobić?!"
Znów zaczęłam się trząść. Do tego stopnia, że musiałam schować komórkę i wsadzić ręce do kieszeni. Strasznie się bałam.
Nagle, na zwyczajnej ulicy w Paryżu, pojawiła się mgła. Bardzo gęsta, zimna i niosąca ze sobą leciutki deszczyk. Przystanęłam i rozejrzałam się. Mgła przypominała mi tą z tego horroru "Mgła" i dodatkowo obleciał mnie strach, że zaraz z tej mgły wylecą na nas jakieś różne stwory. Jak - na przykład - demony.
Ja byłam demonem! Wybrykiem natury, niechcianym zjawiskiem! Dzieckiem - potworem! Stworzona przez pokręconą świruskę, nazywającą siebie moją prababcią, która dała życie mojej babci-demonowi! A ona mojemu tacie! I ja też jestem demonem! Jestem najgorsza!
Kiedy zorientowałam się, że Harry łapie mnie za rękę i biegnie, dopiero wtedy zauważyłam, że pada. Błyska się. I grzmi. Jenna leciała już z przodu z Louisem za rękę, co wyglądało bardzo śmiesznie. Zmokłam momentalnie i spojrzałam w niebo, biegnąc za Harrym. To była moja wina.
O czym mówię? O pogodzie. Tak się czasem działo, kiedy przestawałam panować na emocjami. Mogłam zmieniać pogodę. A że wtedy byłam zdenerwowana, stworzyłam burzę. Fajnie, nie?
Biegnąc usłyszałam dzwoniącą komórkę, ale ją zignorowałam. Zerknęłam na chłopaka. Śmiał się, a jego włosy były mokre i ogólnie cały był przemoczony. Zresztą jak ja, Jenna i Louis. Zaśmiałam się także i chmury na niebie się rozpłynęły, dając drogę wolną księżycowi. Harry stanął jak wryty i pociągnął za sobą mnie. Wyjęłam dłoń z jego uścisku i zerknęłam na Jennę i Louisa. Podeszli do nas, bo Styles wpatrywał się w bezgwiezdne niebo ze zmarszczonym nosem. Słodko to wyglądało.
- Co jest nie tak z tą pogodą? - zapytał Louis, patrząc niepewnie na Harry'ego.
Jenna spojrzała na mnie z pytaniem wypisanym na twarzy, a ja pokiwałam lekko głową.
- Możemy iść do hotelu? - szybko zmieniła temat przyjaciółka. - Wciąż jesteśmy mokrzy. I jest zimno.
Powiedział wampir.
Harry i Louis spojrzeli na siebie i pokiwali głowami. Tomlinson znów podszedł do Jenny, lecz tym razem wziął ją na barana. Dziewczyna zaczęła piszczeć, ale się śmiała. Louis lekko się zachwiał, bo przyjaciółka się szamotała i wrzeszczała, że jest kretynem, lecz - na szczęście - zaraz odzyskał równowagę.
Harry odciągnął mnie trochę od nich i dopiero kiedy oni byli dziesięć metrów przed nami, pozwolił mi się ruszyć. Znowu zaczęłam się trząść, ale tym razem z zimna.
- Co się stało, Sophie? - zapytał, nie patrząc na mnie. - Gdzie byłaś?
- Poszłam się przejść - odparłam natychmiast. Być może za szybko.
Harry spojrzał na mnie.
- A teraz?
- Nic się nie stało, Harry. Jestem tylko trochę zmęczona.
To w sumie kłamstwem nie było. Oczy mi się już zamykały, ale wiedziałam, że czeka mnie jeszcze rozmowa z Calem i być może tatą, i musiałam się umyć. A do tego wszystkiego potrzebna mi była kawa.
- Możesz przyjść do mnie. Nie jestem pewny, ale Niall już chyba zasnął.
Zaśmiałam się.
- Lepiej nie, bo będzie tęsknił.
Harry uśmiechnął się, ale smutno.
- Hej, gołąbeczki! - krzyknął Louis. Jakimś sposobem znaleźliśmy się przed hotelem. - Pospieszcie się, bo będziecie spać na ulicy!
Byliśmy jeszcze od nich spory kawałek, ale Harry i tak szepnął:
- Co z niego za idiota.
Przewrócił oczami, a ja znów się zaśmiałam.
Przyśpieszyliśmy kroku i zaraz weszliśmy do ciepłego pomieszczenia. W lobby został już tylko przysypiający ochroniarz i zbudził się, kiedy weszliśmy do środka. Obserwował nas całą drogę do windy, a potem ponownie opadł na krzesło.
- Winda... - jęknęłam.
- Tak, wiemy, kochasz je - rzekła z sarkazmem Jen.
Weszłam do niej, a raczej zostałam wepchnięta. Przykucnęłam i skuliłam się w kącie. Strasznie zmarzłam. Harry usiadł obok mnie.
Całą drogę myślałam raczej o Archerze, więc moja "fobia" się nawet nie odezwała. Strasznie się cieszyłam, że go spotkałam. A następnie on wyjawił mi cel swojej wizyty. Nigdy nie wstąpię do Oka. A przynajmniej nie z własnej woli. A siłą by mnie chyba tam nie dali rady zaciągnąć. Działało to także w odwrotną stronę. To ARCHERA nie dałoby się sprowadzić na tą dobrą drogę. Niemożliwe.
- Zapukaj, zanim wejdziesz do jego pokoju - ostrzegł mnie Louis, kiedy zostaliśmy sami na korytarzu. Harry poszedł pochmurny do pokoju, a do Jen zadzwonił tata, więc także się w nim zamknęła. - Nialler niezbyt lubi, gdy mu się przeszkadza...
- Spokojnie... Mam tylko nadzieję, że pod poduszką nie trzyma tasaka. Jeśli nie, dam radę.
Uśmiechnęłam się do Louisa i poczekałam aż on, z przerażoną miną, wróci do pokoju. Zapukałam delikatnie do drzwi Nialla. Nie doczekałam się odpowiedzi tak długi czas, że po prostu nacisnęłam klamkę. Jak się można było spodziewać, okazały się one zamknięte na klucz. Westchnęłam i resztką magii, która mi po całym dniu pozostała, otworzyłam je.
Pokój był cały pochłonięty w ciemnościach i dopiero po chwili moje oczy się do nich przyzwyczaiły. Zauważyłam sylwetkę Horana, leżącego na łóżku, przykrytego kołdrą po same czubki uszu. Uśmiechnęłam się i zapaliłam lampkę, stojącą na jednym ze stolików. Chłopak odwrócił się na drugi bok, lecz wciąż spał. Usiadłam na mięciutką kanapę i wyjęłam komórkę z kieszeni. Dzwonił, oczywiście, Cal. Wiedziałam, że w sprawie Oka. Bałam się go, a, że Cal był jedyną osobą, która o tym wszystkim wiedziała, zadzwoniłam do niego. Nie odebrał.
Walnęłam komórką o podłogę i potoczyła się ona pod łóżko. Nie zamierzałam jej stamtąd wyciągać. Wyczarowałam sobie ręcznik i piżamy i poszłam wziąć prysznic. Nie stałam pod nim długo, bo zaraz znowu zaczęłabym myśleć o Oku i Siostrzycach Brannick. Umyłam zęby wyczarowaną szczoteczką. Za pierwszym razem wyszedł mi widelec. Byłam w tym coraz lepsza, chociaż dół od piżam wcale nie pasował do reszty.
Kiedy wyszłam z łazienki, przywitał mnie Nialler siedzący na łóżku. Miał rozkojarzoną minę i przymrużone oczy. Spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem i uniósł brwi.
- Aż tak się wczoraj bawiłem? - zapytał nieprzytomnie.
Przez chwilę patrzyłam na niego ze zdziwieniem, a potem się zaśmiałam. I - żeby wyszło to na moją korzyść - postanowiłam go troszkę pobajerować.
- Oj, tak, zabawiłeś się wczoraj... Kładź się spać.
Niall całkowicie się rozbudził.
- Gdzie byłem? - zapytał natychmiast. - Z kim? Co robiłem? Kim jesteś?
- Wszystkiego dowiesz się rano...
Podeszłam do jego łóżka. Usiadłam na nie, a że chłopak nic nie mówił, położyłam się i przykryłam kołdrą. Była jedna, ale wielka. Odwróciłam się do niego plecami i zamknęłam oczy. Poczułam dłoń na mojej talii i zerwałam się ze zduszonym okrzykiem. Niewiarygodnym był fakt, że Niall już spał. Zasnął, przytulając mnie. Westchnęłam głęboko, zgasiłam magią lampkę i położyłam głowę na poduszkę. Natychmiast zmorzył mnie sen.
~*~
Nie wiem, dlaczego się obudziłam. Elektroniczny zegarek na stoliku nocnym wskazywał godzinę czwartą nad ranem. Było ciemno. Horan leżał już po drugiej stronie łóżka, na brzuchu, przykryty do pasa. Ja też leżałam na brzuchu. Odwróciłam się na plecy i usiadłam.
Mało nie wrzasnęłam ze strachu. Na środku pokoju stała Elodie i przyglądała mi się ze złością. Ona właściwie UNOSIŁA się nad ziemią. A zdenerwowana była za każdym razem, gdy do mnie przybywała. Już jako duch, lecz za czasów człowieczeństwa miała dokładnie taką samą minę. Ubrana była w te same ciuchy, które nosiła w dniu śmierci. Nie zdarzyło się to po raz pierwszy i to był jedyny powód dlaczego nie wrzasnęłam, budząc całego piętra.
Zawsze miała mi coś do przekazania.
Teraz też.
Jej usta ułożyły się w wyraźne: "Oko tu idzie".
_____________________________________
No cóż... Nie jestem zbytnio zadowolona z rozdziału, więc przepraszam za wszystkie błędy. Wenę mam na przyszłe zdarzenia... A na jak przyszłe to sami zadecydujecie :) Biorąc udział w ankiecie XD Komentujcie, kochani, prooooszę ;3
- Kto by się spodziewał, Cross? - wyszeptałam ze złośliwym uśmieszkiem. - Co cię sprowadza do Paryża?
Na dźwięk swojego nazwiska, chłopak zaczął się śmiać. Nie zwykliśmy mówić do siebie po imieniu i sądziłam, że przypomniały mu się czasy szkolne, kiedy potrafiliśmy wyzywać się przez kilka godzin. Mimo tego byliśmy przyjaciółmi. Kiedyś.
- Mówisz, że jest po staremu? - zapytał i postąpił parę kroków w moim kierunku. - Po nazwiskach, Mercer?
- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie, Cross - mruknęłam szybko.
Archer westchnął i zamknął na chwilę oczy. Widocznie miał jakiś poważny i osobisty powód, żeby się ze mną spotkać, bo kiwnął na nieruchomych facetów, a oni zmyli się w ułamku sekundy. Cross podszedł już do mnie normalnie, bez przykrywki zbuntowanego nastolatka i z uśmiechem na ustach. Z tym prawdziwym uśmiechem, który zapamiętałam ze szkoły. Nie chciał nic mi zrobić.
- Jak ci się układa? - zapytał.
Staliśmy na przeciwko siebie. Obydwoje się uśmiechaliśmy i byliśmy o wiele mniej spięci niż przed momentem. Otaczała nas pustka, ciemność i mgła. Po prawej stała Wieża, a obok niej staw. Nad nami wisiały gałęzie drzew.
- Jestem w otwartym związku z Calem - jęknęłam i spojrzałam w bok.
- Nie kochasz go? - Usłyszałam w jego głosie kpinę i rozbawienie.
- Wolałam ciebie - wyszeptałam.
Zerknęłam mu w oczy. Przez minutę malowało się w nich bezbrzeżne zdumienie, a potem zadowolenie. Nagle powrócił ironiczny i pewny siebie Cross, ten, którego nie lubiłam.
- To wróć do mnie - zaproponował. - Przyłącz się do nas. Będziemy najpotężniejsi. Już to widzę... - Wykonał ręką ruch, jakby chciał pokazać mi jakieś obrazki na powietrzu. - Demon i czarnoksiężnik. Córka demona i syn... - Niespodziewanie umilkł.
Nigdy nie lubił wspominać o swojej rodzinie, a ja zazwyczaj o nią nie pytałam. Jasne, że ciekawił mnie ten temat, ale i ja nie miałam w zwyczaju rozpowiadać o mojej rodzinie na prawo i lewo. Szczególnie rok temu. Wtedy mieszkałam jedynie z mamą i Amy, a taty nie znałam. Zostawił nas, gdy urodziła się siostra, a ja miałam dwa latka. Nie pamiętałam go. A mama bardzo niechętnie udzielała mi informacji na jego temat.
A co z rodziną Archera? Był sierotą? A może miał zwykłych, niemagicznych rodziców? Nie, to niemożliwe. Może się ich wstydził albo pokłócił z nimi? Może poszło o jego członkostwo w Oku?
- Nie przesadzajmy, Cross - warknęłam i odsunęłam się. - Doskonale wiesz, że nie dołączę do Oka. Nigdy. To już chyba sobie wyjaśniliśmy. Po co chciałeś się ze mną spotkać?
- Właśnie po to.
Znów się uśmiechnął i podszedł do mnie. Umiejscowił dłonie na mojej talii, a ja jakimś sposobem nie chciałam ich stamtąd zdejmować. Uśmiechnęłam się jedynie i spuściłam wzrok, bo poczułam, jak rumienią mi się policzki.
- Proszę, Mercer, wróć do mnie. Potrzebuję cię. Całe Oko cię potrzebuje. Bez ciebie jesteśmy za słabi, nie mamy siły walczyć z Radą, jest nas coraz mniej. Od kiedy przyłączyły się do nas Siostrzyce, jest troszkę łatwiej, ale twoja obecność...
- Co?! - wykrzyknęłam i odskoczyłam od niego.
Wytrzeszczyłam oczy. Nie, to nie mogła być prawda. Musiałam się przesłyszeć. Oko i Siostrzyce razem? Hahaha, dobry żart Cross. Przecież oni razem to już zagłada dla świata, czego oczekuje jeszcze ode mnie?!
- Wy... - wyszeptałam, wciąż się cofając. - Jesteście razem?
- Nie dosłownie - odrzekł. Wcale nie wydawał się zdziwiony moją reakcją. - Przyłączyły się do nas. I teraz jest o wiele łatwiej, ale z tobą panowanie nad światem zdobylibyśmy w kilka dni. To jak? Wchodzisz w to?
- Chyba sobie żartujesz - mruknęłam.
- Sophie?! Ty durna idiotko, gdzie masz komórkę?! - Usłyszałam z oddali.
Archer spojrzał z niezadowoleniem za mnie. Prychnął i odwrócił się.
- Jeszcze się zobaczymy - wyszeptał ze złością i zniknął.
- Sophie, odezwij się! - wrzasnęła Jenna i odwróciła mnie do siebie brutalnie.
Przytuliłam ją mocno i zamknęłam oczy. Dziewczyna przez chwilę się szamotała, wyzywając mnie od różnych, ale potem dała spokój. Otoczyła mnie ramionami i zaczęła uspokajać. Otworzyłam oczy.
- A oni po co tu? - szepnęłam cicho, kiedy dostrzegłam Harry'ego i Louisa.
Oderwałam się od niej, starając odwrócić swoje myśli od niedalekiej śmierci. Przyjrzałam się chłopakom i poczułam dziwny spokój. A nawet się uśmiechnęłam.
- Uparli się, by przyjść ze mną - odrzekła dziewczyna i z udawanym niezadowoleniem zerknęła na chłopców.
Zaśmiałam się sztucznie. W środku trzęsłam się ze strachu i potrzebowałam gorącej kawy na przebudzenie, lecz o takiej godzinie większość kawiarni była pozamykana. Musiałam zastanowić się czy powiedzieć o tym tacie, czy nie. Szlag.
KAWY!
- Co się stało, Soph? - zapytała Jenna.
- Chodźmy stąd, potrzebuję pobudzacza jakiegoś - stwierdziłam.
- Dobrze się czujesz? - Dziewczyna spojrzała mi w oczy. - Masz rozbiegany wzrok i przekrwione oczy, trzęsiesz się i nie możesz skupić na mnie spojrzenia. - Wow, ocena psychologiczna sytuacji. To do ciebie nie podobne, Jen?! - Ćpałaś coś?
To akurat jak najbardziej.
- Nie...? - spojrzałam na nią dziwnie. - Po prostu... Zimno mi. Chodźmy już.
Ruszyłam w kierunku ulicy. Reszta podążyła za mną, szepcząc cicho za moimi plecami. Wyjęłam z kieszeni komórkę i napisałam SMS - a do Cala:
"Cal... Błagam cię, nikomu o tym nie mów... Nikomu, rozumiesz?! Spotkałam Archera... I on mi powiedział, że Oko i Siostrzyce Brannick się połączyły! Co mam zrobić?!"
Znów zaczęłam się trząść. Do tego stopnia, że musiałam schować komórkę i wsadzić ręce do kieszeni. Strasznie się bałam.
Nagle, na zwyczajnej ulicy w Paryżu, pojawiła się mgła. Bardzo gęsta, zimna i niosąca ze sobą leciutki deszczyk. Przystanęłam i rozejrzałam się. Mgła przypominała mi tą z tego horroru "Mgła" i dodatkowo obleciał mnie strach, że zaraz z tej mgły wylecą na nas jakieś różne stwory. Jak - na przykład - demony.
Ja byłam demonem! Wybrykiem natury, niechcianym zjawiskiem! Dzieckiem - potworem! Stworzona przez pokręconą świruskę, nazywającą siebie moją prababcią, która dała życie mojej babci-demonowi! A ona mojemu tacie! I ja też jestem demonem! Jestem najgorsza!
Kiedy zorientowałam się, że Harry łapie mnie za rękę i biegnie, dopiero wtedy zauważyłam, że pada. Błyska się. I grzmi. Jenna leciała już z przodu z Louisem za rękę, co wyglądało bardzo śmiesznie. Zmokłam momentalnie i spojrzałam w niebo, biegnąc za Harrym. To była moja wina.
O czym mówię? O pogodzie. Tak się czasem działo, kiedy przestawałam panować na emocjami. Mogłam zmieniać pogodę. A że wtedy byłam zdenerwowana, stworzyłam burzę. Fajnie, nie?
Biegnąc usłyszałam dzwoniącą komórkę, ale ją zignorowałam. Zerknęłam na chłopaka. Śmiał się, a jego włosy były mokre i ogólnie cały był przemoczony. Zresztą jak ja, Jenna i Louis. Zaśmiałam się także i chmury na niebie się rozpłynęły, dając drogę wolną księżycowi. Harry stanął jak wryty i pociągnął za sobą mnie. Wyjęłam dłoń z jego uścisku i zerknęłam na Jennę i Louisa. Podeszli do nas, bo Styles wpatrywał się w bezgwiezdne niebo ze zmarszczonym nosem. Słodko to wyglądało.
- Co jest nie tak z tą pogodą? - zapytał Louis, patrząc niepewnie na Harry'ego.
Jenna spojrzała na mnie z pytaniem wypisanym na twarzy, a ja pokiwałam lekko głową.
- Możemy iść do hotelu? - szybko zmieniła temat przyjaciółka. - Wciąż jesteśmy mokrzy. I jest zimno.
Powiedział wampir.
Harry i Louis spojrzeli na siebie i pokiwali głowami. Tomlinson znów podszedł do Jenny, lecz tym razem wziął ją na barana. Dziewczyna zaczęła piszczeć, ale się śmiała. Louis lekko się zachwiał, bo przyjaciółka się szamotała i wrzeszczała, że jest kretynem, lecz - na szczęście - zaraz odzyskał równowagę.
Harry odciągnął mnie trochę od nich i dopiero kiedy oni byli dziesięć metrów przed nami, pozwolił mi się ruszyć. Znowu zaczęłam się trząść, ale tym razem z zimna.
- Co się stało, Sophie? - zapytał, nie patrząc na mnie. - Gdzie byłaś?
- Poszłam się przejść - odparłam natychmiast. Być może za szybko.
Harry spojrzał na mnie.
- A teraz?
- Nic się nie stało, Harry. Jestem tylko trochę zmęczona.
To w sumie kłamstwem nie było. Oczy mi się już zamykały, ale wiedziałam, że czeka mnie jeszcze rozmowa z Calem i być może tatą, i musiałam się umyć. A do tego wszystkiego potrzebna mi była kawa.
- Możesz przyjść do mnie. Nie jestem pewny, ale Niall już chyba zasnął.
Zaśmiałam się.
- Lepiej nie, bo będzie tęsknił.
Harry uśmiechnął się, ale smutno.
- Hej, gołąbeczki! - krzyknął Louis. Jakimś sposobem znaleźliśmy się przed hotelem. - Pospieszcie się, bo będziecie spać na ulicy!
Byliśmy jeszcze od nich spory kawałek, ale Harry i tak szepnął:
- Co z niego za idiota.
Przewrócił oczami, a ja znów się zaśmiałam.
Przyśpieszyliśmy kroku i zaraz weszliśmy do ciepłego pomieszczenia. W lobby został już tylko przysypiający ochroniarz i zbudził się, kiedy weszliśmy do środka. Obserwował nas całą drogę do windy, a potem ponownie opadł na krzesło.
- Winda... - jęknęłam.
- Tak, wiemy, kochasz je - rzekła z sarkazmem Jen.
Weszłam do niej, a raczej zostałam wepchnięta. Przykucnęłam i skuliłam się w kącie. Strasznie zmarzłam. Harry usiadł obok mnie.
Całą drogę myślałam raczej o Archerze, więc moja "fobia" się nawet nie odezwała. Strasznie się cieszyłam, że go spotkałam. A następnie on wyjawił mi cel swojej wizyty. Nigdy nie wstąpię do Oka. A przynajmniej nie z własnej woli. A siłą by mnie chyba tam nie dali rady zaciągnąć. Działało to także w odwrotną stronę. To ARCHERA nie dałoby się sprowadzić na tą dobrą drogę. Niemożliwe.
- Zapukaj, zanim wejdziesz do jego pokoju - ostrzegł mnie Louis, kiedy zostaliśmy sami na korytarzu. Harry poszedł pochmurny do pokoju, a do Jen zadzwonił tata, więc także się w nim zamknęła. - Nialler niezbyt lubi, gdy mu się przeszkadza...
- Spokojnie... Mam tylko nadzieję, że pod poduszką nie trzyma tasaka. Jeśli nie, dam radę.
Uśmiechnęłam się do Louisa i poczekałam aż on, z przerażoną miną, wróci do pokoju. Zapukałam delikatnie do drzwi Nialla. Nie doczekałam się odpowiedzi tak długi czas, że po prostu nacisnęłam klamkę. Jak się można było spodziewać, okazały się one zamknięte na klucz. Westchnęłam i resztką magii, która mi po całym dniu pozostała, otworzyłam je.
Pokój był cały pochłonięty w ciemnościach i dopiero po chwili moje oczy się do nich przyzwyczaiły. Zauważyłam sylwetkę Horana, leżącego na łóżku, przykrytego kołdrą po same czubki uszu. Uśmiechnęłam się i zapaliłam lampkę, stojącą na jednym ze stolików. Chłopak odwrócił się na drugi bok, lecz wciąż spał. Usiadłam na mięciutką kanapę i wyjęłam komórkę z kieszeni. Dzwonił, oczywiście, Cal. Wiedziałam, że w sprawie Oka. Bałam się go, a, że Cal był jedyną osobą, która o tym wszystkim wiedziała, zadzwoniłam do niego. Nie odebrał.
Walnęłam komórką o podłogę i potoczyła się ona pod łóżko. Nie zamierzałam jej stamtąd wyciągać. Wyczarowałam sobie ręcznik i piżamy i poszłam wziąć prysznic. Nie stałam pod nim długo, bo zaraz znowu zaczęłabym myśleć o Oku i Siostrzycach Brannick. Umyłam zęby wyczarowaną szczoteczką. Za pierwszym razem wyszedł mi widelec. Byłam w tym coraz lepsza, chociaż dół od piżam wcale nie pasował do reszty.
Kiedy wyszłam z łazienki, przywitał mnie Nialler siedzący na łóżku. Miał rozkojarzoną minę i przymrużone oczy. Spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem i uniósł brwi.
- Aż tak się wczoraj bawiłem? - zapytał nieprzytomnie.
Przez chwilę patrzyłam na niego ze zdziwieniem, a potem się zaśmiałam. I - żeby wyszło to na moją korzyść - postanowiłam go troszkę pobajerować.
- Oj, tak, zabawiłeś się wczoraj... Kładź się spać.
Niall całkowicie się rozbudził.
- Gdzie byłem? - zapytał natychmiast. - Z kim? Co robiłem? Kim jesteś?
- Wszystkiego dowiesz się rano...
Podeszłam do jego łóżka. Usiadłam na nie, a że chłopak nic nie mówił, położyłam się i przykryłam kołdrą. Była jedna, ale wielka. Odwróciłam się do niego plecami i zamknęłam oczy. Poczułam dłoń na mojej talii i zerwałam się ze zduszonym okrzykiem. Niewiarygodnym był fakt, że Niall już spał. Zasnął, przytulając mnie. Westchnęłam głęboko, zgasiłam magią lampkę i położyłam głowę na poduszkę. Natychmiast zmorzył mnie sen.
~*~
Nie wiem, dlaczego się obudziłam. Elektroniczny zegarek na stoliku nocnym wskazywał godzinę czwartą nad ranem. Było ciemno. Horan leżał już po drugiej stronie łóżka, na brzuchu, przykryty do pasa. Ja też leżałam na brzuchu. Odwróciłam się na plecy i usiadłam.
Mało nie wrzasnęłam ze strachu. Na środku pokoju stała Elodie i przyglądała mi się ze złością. Ona właściwie UNOSIŁA się nad ziemią. A zdenerwowana była za każdym razem, gdy do mnie przybywała. Już jako duch, lecz za czasów człowieczeństwa miała dokładnie taką samą minę. Ubrana była w te same ciuchy, które nosiła w dniu śmierci. Nie zdarzyło się to po raz pierwszy i to był jedyny powód dlaczego nie wrzasnęłam, budząc całego piętra.
Zawsze miała mi coś do przekazania.
Teraz też.
Jej usta ułożyły się w wyraźne: "Oko tu idzie".
_____________________________________
No cóż... Nie jestem zbytnio zadowolona z rozdziału, więc przepraszam za wszystkie błędy. Wenę mam na przyszłe zdarzenia... A na jak przyszłe to sami zadecydujecie :) Biorąc udział w ankiecie XD Komentujcie, kochani, prooooszę ;3
Subskrybuj:
Posty (Atom)