tag:blogger.com,1999:blog-68677721587594793622024-03-13T02:53:55.405+01:00Cause I can love you more than this...Sophia Smithhttp://www.blogger.com/profile/08278405451509794745noreply@blogger.comBlogger19125tag:blogger.com,1999:blog-6867772158759479362.post-18205181683814353392015-02-04T19:48:00.000+01:002015-02-04T19:48:22.120+01:00Rozdział 16- A więc? - Eric ponowił pytanie.<br />
Zorientowałam się, że przez chwilę stałam z rozdziawioną buzią i tylko się w niego wpatrywałam, niezdolna do żadnego ruchu. Szybko się jednak otrząsnęłam.<br />
- Dobra, facet. - Wyprostowałam się, wychodząc z portalu. - Słuchaj mnie, ja...<br />
- Nie, maleńka - przerwał mi ostro. - To ty mnie wysłuchaj. Wrócisz teraz grzecznie do domu, bo jak nie, to ci w tym pomogę.<br />
Odsunęłam się trochę.<br />
- Eric, przestań, rozumiesz?! - zdenerwowałam się lekko. - Ja nie jestem zbuntowaną nastolatką...<br />
- Właśnie widzę - mruknął.<br />
Rzuciłam mu chłodne spojrzenie.<br />
- Ja zwyczajnie mam w tym cel. Muszę uratować mojego... Pewnego chłopaka.<br />
Tak, wiem, kretynka ze mnie. Teraz tym bardziej mnie nie wypuści, bo pewnie już wie, że ten chłopak to zwyczajny człowiek. A demony nie lubią ludzi.<br />
Więc trzeba będzie załatwić to inaczej.<br />
- Ericku... - zaczęłam łagodnie, podchodząc do niego.<br />
- Nawet nie próbuj, słonko - uśmiechnął się złośliwie.<br />
- Proszę, daj mi chwilę...<br />
Zablokował mi magię.<br />
- Ty pieprzony gnoju! - wybuchłam.<br />
Naparłam na niego z całych sił, a że nie był na to przygotowany, z łatwością przygwoździłam go do ceglanej ściany. Umiejscowiłam swoje przedramię na jego gardle, przyciskając je lekko.<br />
A Eric się śmiał.<br />
Wytrąciło mnie to trochę z równowagi, więc naparłam na niego o wiele mocniej, nie wykorzystując jednak do tego całej mojej energii. Mężczyzna zaczął sinieć i brał coraz płytsze oddechy. Co oczywiście nie oznaczało, że stracił SWOJĄ energię. Chwycił mnie obiema dłońmi za przedramię i skręcił je do tyłu, przez co poleciałam na niego. Oswobodził prawą rękę i przytrzymał mnie nią. Co wyglądało, jakby mnie przytulał.<br />
- Puszczaj mnie! - zaczęłam krzyczeć.<br />
- Przestań się drzeć, skarbie. - Znieruchomiałam, bo usłyszałam ten głos tuż przy swoim uchu.<br />
Stwierdziłam, że nawet gdyby mnie teraz zgwałcił, nic bym nie mogła zrobić. Zablokował moją magię, a gdybym powiedziała tacie, uznałby, że zmyślam. Oj, jest źle.<br />
Szepnęłam tylko cicho:<br />
- Proszę, pozwól mi iść. Na chwilę.<br />
Puścił mnie, ale się zachwiałam. Przytrzymał mnie jednak, lekko ściskając za rękę.<br />
- A co z tego będę miał? - uśmiechnął się szeroko.<br />
- Słucham?! - znów zaczął działać mi na nerwy.<br />
- No... Co dostanę z tego, że cię puszczę?<br />
- Hm... - zastanowiłam się. - Zachowasz tą robotę.<br />
Znowu się roześmiał.<br />
- Pójdę z tobą, a odpłacisz mi się... W pewien inny sposób - spojrzał na mnie w zagadkowy sposób, posyłając niepokojący uśmiech i przeszedł przez portal.<br />
Nabrałam wątpliwości. Bo zamiast się na niego wściekać, zaczęłam się go bać.<br />
Przeszłam z wahaniem przez portal. Wyszłam z niego na jakieś zadupie. Każde zadupie wyglądało tak samo, więc nie sposób było się domyślić czy akurat to zadupie znajduje się we Włoszech. Gdy tylko doszłam do siebie, poczułam na prawym nadgarstku zimno.<br />
Eric mnie zakajdankował.<br />
Drugą rękę zostawił mi wolną, z kolei pozostałą obręcz zamknął na swoim lewym nadgarstku.<br />
- Co ty robisz? - warknęłam.<br />
- Upewniam się, że mi nie zwiejesz.<br />
Plusem przejścia przez Itineris było odzyskanie magii. Minusem: gorsze samopoczucie i strata energii. A to właśnie ona będzie mi potrzebna.<br />
Mocno musiałam się nagimnastykować, by wyjąć komórkę. Eric od razu zaproponował mi pomoc. Być może bym ją przyjęła, gdyby nie to, że telefon trzymałam w biustonoszu. Tak, wiem, zabawne, ech... wymóg taty. Wykręciłam szybko numer Archera, który znałam już w sumie na pamięć.<br />
Odebrał natychmiast.<br />
- Jak leci? - zapytał tonem, jakby pytał dawno nie widzianą znajomą.<br />
- Jestem w Rzymie - od razu przeszłam do rzeczy. - Gdzie mam iść?<br />
- Oj, Mercer, co ci się tak śpieszy? Pierwsze pytanie: jesteś sama?<br />
Spojrzałam na Ericka. Nie, ewidentnie nie byłam sama. Eric nie był powietrzem, a do krasnoludków też się nie zaliczał. Stanowił spory problem.<br />
- Tak... - odparłam po chwili wahania. - Gdzie mam przyjść?<br />
- Hm... Jakby ci to wytłumaczyć na twój rozum... Wiesz, gdzie jest Panteon?<br />
Hahaha nie. Ledwo znałam Londyn, a on oczekuje, że będę się orientować w mapie Rzymu?!<br />
Już chciałam odpowiedzieć, że nie mam na ten temat zielonego pojęcia, kiedy Eric syknął:<br />
- Wiesz.<br />
- Wiem - odparłam do słuchawki.<br />
- No to świetnie, a teraz słuchaj. Pójdziesz do Panteonu. Jest godzina 22:25, więc od Itineris spacer zajmie ci dziesięć minut. Panteon o tej porze roku zamykany jest już o szóstej po południu, więc kręcić się tam będą straże. Pozbędziesz się ich, ale uważaj na przechodniów - nawet o tej porze jest ich pełno. Wejdź do środka i upewnij się, że nikt cię nie śledził. To tyle.<br />
Rozłączył się zanim zdążyłam zadać kolejne pytanie.<br />
Patrzyłam przez chwilę na swoje palce, a potem nagle podjęłam decyzję.<br />
~*~<br />
Stanęłam za drzwiami Panteonu trochę później, niż przewidział to Cross. Oczywiście się zgubiłam, bo zostałam pozbawiona przewodnika w postaci Ericka, którego zostawiłam w tej uliczce. Był nieprzytomny i przypięty kajdankami do rury, więc miałam nadzieję, że trochę go to opóźni. Bałam się go, jak cholera, ale Oka jeszcze bardziej. Następną przeszkodą była straż z którą uporać musiałam się niezauważalnie co też stanowiło spory problem, gdy pod uwagę brałam kilkadziesiąt osób na placu. Wybrałam dogodny moment i tak oto znalazłam się w środku.<br />
A wewnątrz było tak ciemno, że nie widziałam swojej wyciągniętej ręki. Rozejrzałam się dookoła siebie z lekką paniką, bo nie wiedziałam z czym miałam do czynienia. Mogłam być sama, lecz równie dobrze właśnie teraz mogłabym być okrążania przez potężnych czarodziejów czy nawet ghuli. Bałam się zapalić światło, bo moje przypuszczenia miałyby prawo zostać rzeczywistością.<br />
<div>
- No proszę, kogo my tu mamy - usłyszałam jakiś głos przed sobą.</div>
<div>
Byłam pewna, że nie znam właściciela głosu. Na pewno był to mężczyzna. I z pewnością stał przede mną. Jednak to wszystko co mogłam na tamtą chwilę stwierdzić.</div>
<div>
- Pewnie zastanawiasz się, kim jestem, Sophie. - Czytasz mi w myślach. - Otóż znasz mojego syna, Archera.</div>
<div>
Zamurowało mnie.</div>
<div>
- Jesteś ojcem Archera? - szepnęłam zdumiona.</div>
<div>
Archer był niezłym psycholem, a jeśli miał to po ojcu... To powinnam się bać.</div>
<div>
- Cóż za dedukcja - zaśmiał się złośliwie. - Tak, jestem ojcem Archera. To dzięki mnie, synek należy do Oka. Bo widzisz, kochanie... To ja jestem jego założycielem.</div>
<div>
Przyznam, że zrobił tym na mnie spore wrażenie. W końcu Oko było największym wrogiem Prodigium, a ten facet musiał być po czterdziestce. W tak krótkim czasie dokonać czegoś tak niemożliwego?...</div>
<div>
- Szacuneczek. - W moim głosie nie mógł dosłyszeć kpiny, lecz czysty podziw, który naprawdę wyraziłam.</div>
<div>
Jednak wciąż zastanawiało mnie, co siedzi w jego głowie lub głowie Archera, skoro obydwoje są przeciwnikami Prodigium, a sami do nich należą. A przynajmniej Archer. To istne samobójstwo. Co lepsze, Cross próbował mnie do nich zwerbować. Niedoczekanie. </div>
<div>
- Gdzie jest Niall? - spytałam szybko.</div>
<div>
- To... Ty przyszłaś po tego człowieka? - W jego głosie usłyszałam wyraźne zdziwienie. </div>
<div>
- A po co innego miałabym tu przychodzić? - Teraz to ja byłam zdumiona.</div>
<div>
- Archer mówił, że chcesz do nas dołączyć. Dlatego wybrałem główną siedzibę, a nie w Londynie. Inicjacja zawsze ma tu miejsce - szybko zarejestrowałam to w pamięci. - Wymaga czasu, ale ma świetne skutki... Do rzeczy. Nie przyszłaś do nas dołączyć?</div>
<div>
Zmarszczyłam brwi. Coś mi tu nie pasowało. </div>
<div>
- No... No nie, ale w takim razie dlaczego taszczyliście tutaj Horana, skoro miałam do was "dołączyć" tylko ja? Nie mógł zostać w jednej z waszych siedzib?</div>
<div>
Zapadła głucha cisza.<br />
<div>
- Chodź za mną - rzekł po minucie ojciec Archera. </div>
</div>
<div>
Mimo że nadal było ciemno, doskonale wiedziałam gdzie iść. Przeszłam za nim jakieś dwadzieścia metrów, a potem zeszłam po schodach do piwnicy. Odnotowałam znaczny spadek temperatury. Tak duży, że na rękach pojawiła mi się gęsia skórka, a ja zaczęłam się trząść. Jasne, że mogłam wyczarować sobie jakiś koc, lecz straciłabym dużo energii. </div>
<div>
Co jeszcze zauważyłam po wejściu do piwnicy? Zrobiło się jaśniej. I nie za sprawą światła dziennego, tylko dzięki pochodniom przyczepionym do ścian kilkanaście metrów przed nami. Po lewej i prawej stronie. Korytarz był bardzo długi, a na końcu widać było ciemne, wielkie drzwi. </div>
<div>
Stałam tak przez chwilę oglądając uważnie korytarz ze względów... "Militarnych". Dopiero potem zorientowałam się, że ktoś na mnie patrzy. </div>
<div>
Był to oczywiście ojciec Archera. Mierzył mnie wzrokiem, a że było jaśniej widziałam wyraźnie jego twarz.</div>
<div>
Był naprawdę przystojny. Nie widać było po nim, że jest czyimś ojciec, bo gdybym tego nie wiedziała, dałabym mu ze trzydzieści lat. Miał głębokie, brązowe oczy i kilkudniowy zarost. Bujne, brązowe włosy streczały mu na wszystkie strony. </div>
<div>
Przynajmniej wiedziałam po kim Archer odziedziczył urodę.</div>
<div>
- Jak mam się do pana zwracać? - zapytałam uprzejmie.</div>
<div>
- Mam na imię Michael. </div>
<div>
Zastanawiałam się czy on rzeczywiście jest takim idiotą podając mi swoje prawdziwe imię, czy po prostu zmyśla. On na pewno wiedział z kim miał do czynienia, więc mówiąc, jak się nazywa, odznaczył się idiotyzmem. </div>
<div>
- Oddajcie mi Nialla. - Musiałam trzymać fason i nie dawać po sobie poznać, że jego uroda jakkolwiek na mnie podziałała. </div>
<div>
Wskazał mi ręką na drzwi. Uznałam więc, że miałam iść przed nim. </div>
<div>
Lecz zanim postąpiłam krok, pomyślałam, że dobrze by było doprowadzić się do porządku. Wyczarowałam sobie <a href="http://img.zszywka.pl/1/0245/w_8779/pozostale/sukienka-ombre-trampki-jeans-lt3.jpg" target="_blank"><i><b><span style="color: purple;">sukienkę i do tego trampki</span></b></i></a>, w razie, gdybym musiała uciekać. Włosy rozpuściłam i magią wysuszyłam, przez co ułożyły mi się ładnie na ramionach. Zmazałam makijaż i nałożyłam nowy, delikatny. </div>
<div>
Od razu poczułam się lepiej i jak ktoś, kto może dorównać Michaelowi. </div>
<div>
Ruszyłam w stronę drzwi.</div>
<div>
To co za nimi zastałam, wprawiło mnie w osłupienie. </div>
<div>
Stałam na podeście, z którego można było zejść niżej. Michael zamknął za nami drzwi na klucz. Grota była gigantyczna, ciemna, a pochodnie dające światło, barwiły ją na czerwono i bordowo. Na samym dole, trzydzieści metrów pode mną, pełno było ludzi, czarnoksiężników, ghulów i zauważyłam osoby, które mogły być kobietami. Uwijali się oni w niesamowitym tempie, robiąc rzeczy, które z tej odległości były dla mnie niewidoczne. Na samym środku groty - która swoją drogą przypominała grotę w stu procentach ze względu na glinę na podłodze i ścianach - znajdowała się wielka dziura o średnicy jakichś dziesięciu metrów, a w niej jakaś wrząca, ciekła substancja w kolorze brudnym seledynowym. A nad nią wisiał człowiek. </div>
<div>
Niall.<br />
_____<br />
Przerwa była ogromna i z całego serca za to przepraszam, ale mam nadzieję wstawiać teraz rozdziały częściej, np. raz czy dwa razy w miesiącu ;)</div>
Sophia Smithhttp://www.blogger.com/profile/08278405451509794745noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6867772158759479362.post-56090884384225095532014-08-20T10:42:00.002+02:002014-08-20T10:45:47.886+02:00Rozdział 15 Kamień. Dziura. Martwe zwierzę. Wyprzedzanie. Rowerzysta. Stop. Piesi. Zmiana biegów. Gaz. Skręt w lewo. Potem w prawo. Zmiana biegów.<br />
<div>
Okej, <i>what's up</i>?!</div>
<div>
Otworzyłam oczy. Znajdowałam się w pozycji leżącej w czyimś aucie. Nie byłam zapięta, więc trzęsło mną niemiłosiernie. Przed sobą widziałam jedynie siedzenie kierowcy, znajdujące się - tradycyjnie - po prawej stronie samochodu. Nogi i nadgarstki miałam związane, a stopy i dłonie całe mi zdrętwiały. Usta zaklejone zostały szeroką, szarą taśmą klejącą. </div>
<div>
Ale znalazłam też jeden plus całego położenia. </div>
<div>
Odzyskałam magię.</div>
<div>
Cichutko, w ogóle się nie odzywając, "zniknęłam" sznury i taśmę z ust. Zalała mnie wielka ulga, więc przez chwilę rozkoszowałam się nią, wciąż leżąc na siedzeniu. Potem usiadłam. Poczułam na sobie wzrok kierowcy, który uważnie przyglądał mi się we wstecznym lusterku. Mężczyzna miał cudowne szare oczy, ale poza tym sprawiał wrażenie wroga ludzkości. Nie znałam go, nawet nie kojarzyłam. Przez chwilę wpatrywaliśmy się w siebie, aż w końcu zaczęłam się zastanawiać skąd wie, w którym momencie zwolnić, skręcić czy zmienić bieg. Stwierdziłam, że fajnie byłoby się o nim czegoś dowiedzieć.<br />
- Kim jesteś?<br />
Uśmiechnął się chłodno.<br />
- Mam na imię Eric.<br />
Super. Ekstra. Fajnie. Świetnie. Wiem wszystko. Spodziewałam się raczej ponurej opowieści na temat tego dlaczego i jak długo będę umierać. Ale nie.<br />
Panie i panowie, oto Eric.<br />
W sumie to chyba powinnam się z tego cieszyć. Koleś może i sprawiał wrażenie płatnego mordercy psychopaty i ton jego głosu na to wskazywał, ale już by się jakoś zdradził. Na przykład podenerwowaniem, że się uwolniłam. A on rzekł tylko:<br />
- Zapnij pasy.<br />
Uniosłam brwi. Zapięłam pasy i od razu zasypałam go gradem pytań:<br />
- Dokąd jedziemy? Kim jesteś? Dla kogo pracujesz? Czym jesteś (chodzi o rasę Prodigium)? Dlaczego ja? Skąd mnie znasz?<br />
- Stul pysk - warknął, wkurzony.<br />
Wytknęłam mu język, ale więcej się nie odezwałam.<br />
Na sobie miałam <a href="http://img.zszywka.pl/0/0165/w_7490/moda-damska/rozowa-koronkowa-sukienka-.jpg" target="_blank"><i><b><span style="color: purple;">sukienkę</span></b></i></a>. Ale nie tą, którą dostałam od Nialla. Ta była koronkowa w kolorze różowym. Uroczo. Na nogach miałam czarne baletki, a włosy były wysuszone i uczesane w warkocza. Wyglądałam okropnie.<br />
Rozejrzałam się w aucie. Wydawało mi się dziwnie znajome... Białe siedzenia, bardzo wygodne, dziwaczne zagłówki...<br />
O rany.<br />
To auto mojego taty.<br />
Jego Mercedes.<br />
- Co zrobiłeś tacie?! - Kopnęłam nogą w siedzenie kierowcy, a ten przez chwilę stracił panowanie nad autem i zjechaliśmy na prawy pas.<br />
- Kretynko! - wrzasnął, gdy zjechał na prawidłowy pas. - Mogliśmy mieć wypadek!<br />
- Co zrobiłeś mojemu tacie?! - Nie dawałam za wygraną.<br />
- Nic mu nie zrobiłem, co ci przyszło do głowy?!<br />
- To jest jego auto - odparłam, już spokojniej.<br />
- Skąd możesz mieć pewność?<br />
Coś było z nim nie tak. Chyba nie był profesjonalistą, bo wdał się ze mną w dyskusję. Albo chciał tym odwrócić moją uwagę... Postanowiłam go obserwować.<br />
- Bo to jedno z jego ulubionych samochodów. Mercedes-Benz GL450. Mało używany, ze względu na jego wartość. Jechałam nim może ze dwa razy. Dobrze wiem co tata trzyma w garażu.<br />
- Powinno ci to coś powiedzieć.<br />
<div>
Okej, wtedy przestałam cokolwiek rozumieć. Czego miałam się dowiedzieć po tym, że jakiś psychopata okradł tatę?! I do tego ze mną rozmawiał i mi się przedstawił?!</div>
<div>
- Co ty do cholery jasnej ode mnie chcesz?! - zdenerwowałam się. </div>
<div>
- Zapytaj się taty.</div>
<div>
Znieruchomiałam. Taty? MOJEGO taty?</div>
<div>
- Ja nic nie czaję - rzekłam otwarcie. - Tłumacz.</div>
<div>
- Ten pan ci wytłumaczy. </div>
<div>
Byłam tak zajęta rozmyśleniami, że nie zauważyłam, jak dojechaliśmy do... Tak, to ewidentnie było Thorne Abbey. W zachodzącym blasku słońca na podjeździe stał tata. </div>
<div>
Ucieszyłam się na jego widok jak jeszcze nigdy. Wybiegłam z auta i rzuciłam się na ojca.</div>
<div>
- Tato! - przytuliłam go mocno. - Kim jest ten facet?! Czego on ode mnie chce! Weź go stąd! On jest jakiś nienormalny! - popatrzyłam mu w oczy.<br />
Lecz on nie patrzył na mnie. Wściekłym wzrokiem wpatrywał się w Ericka. W końcu zamknął oczy i wziął głęboki wdech.<br />
- Prosiłem cię żebyś ją tu sprowadził.<br />
- Zrobiłem to przecież.<br />
Eric podszedł i stanął za mną. Mocniej ścisnęłam tatę.<br />
- Co jej zrobiłeś?! - Tata się zdenerwował.<br />
- Tato, kto to jest?! - Przypomniałam im o swojej obecności.<br />
- Sophie, to jest twój ochroniarz.<br />
~*~<br />
Trzasnęłam drzwiami pokoju. Była dziewiąta wieczorem, a ja zostałam uziemiona. Rzuciłam się na łóżko, zasłaniając zasłony "siłą woli".<br />
Dlaczego tak późno? Otóż: najpierw dostałam lekcje pod tytułem "wszystko co robi Eric jest dla mojego dobra". Nie obyło się bez awantury. No, bo... Dobra, może i miałam te szesnaście lat, ale magią posługiwałam się całkiem dobrze. To był pierwszy argument. Drugi, na temat tego, że to raczej Amy przydałby się ochroniarz, został prawie całkowicie zignorowany, bo tata uznał, że skoro jego młodsza córka jest grzeczna i siedzi w Hex Hall, to nic jej nie grozi. Gdy po krótkim czasie (dokładnie po dwóch godzinach) przyjęłam do świadomości, że odtąd nie będę sama, oświadczyłam, że chcę o nim coś wiedzieć. Teraz żałuję. Nie chciałam tego wiedzieć.<br />
Mianowicie: Eric jest demonem.<br />
I nie takim jak ja czy tata. Spora część z nas wciąż jest czarodziejem. A Eric jest taki sam jak... Nick i Daisy na przykład. Dlatego obawiałam się z dwóch powodów: nigdy nie wiadomo kiedy obudzi się w nim demon i mógł dołączyć do Oka jak tamta dwójka. Oczywiście od razu przedstawiłam pierwszy problem. Tata stwierdził, że to jest prawie niemożliwe, ponieważ znalazł jakieś zaklęcie w grymuarze bla, bla, bla... Drugą kwestię zostawiłam dla siebie.<br />
Koło dwudziestej tata oznajmił:<br />
- A teraz pora, byście się lepiej poznali.<br />
Po czym wstał, wyszedł z salonu i zamknął za sobą drzwi na klucz.<br />
Nasza "rozmowa" polegała bardziej na tym, że wymyślałam sposób ucieczki, a Eric coś tam mówił. Nie słuchałam go. Wciąż byłam wściekła za to, że mnie tu przywiózł, podczas kiedy powinnam była ratować Nialla.<br />
Jednocześnie go obserwowałam, co w sumie mogło wyglądać, jakbym go słuchała. Miał na sobie błękitną koszulę i granatowy krawat, który pasował do spodni od garnituru. Rękawy koszuli opinały się na jego ramionach, ręce miał splecione. Znad kołnierza widać było jakiś tatuaż. W uchu miał tunele, jakieś pięciomilimetrowe, a w prawej brwi czarnego kolczyka. Co podkusiło tatę, żeby akurat jego wybrać na mojego ochroniarza?!<br />
To pytanie nie mogło czekać na odpowiedź.<br />
- ... i od tamtego czasu przez kilka lat szukałem zadowalającej...<br />
- Stul pysk - przerwałam mu chłodno.<br />
<div>
Wstałam, orientując się, że wciąż mam na sobie różową sukienkę. Szybko zmieniłam ją na coś <a href="http://polki.pl/we-dwoje/files/Image/galerie/30136/galeria_we_dwoje_5.jpg" target="_blank"><i><b><span style="color: purple;">innego</span></b></i></a>, bardziej w moim stylu. Podeszłam do drzwi i jednym mrugnięciem je otworzyłam. Powędrowałam prosto, na końcu korytarza skręcając w lewo. Minęłam wielkie schody, prowadzące na górę i kilka sentymentalnych obrazów moich przodków. W połowie korytarza dałam nura w jego prawe odgałęzienie i weszłam krętymi schodkami na piętro, na którym mieściła się biblioteka. Skierowałam kroki na lewo, zaraz za drzwiami i weszłam jeszcze wyżej. Będąc w połowie balustrady spojrzałam w dół, bo mój wzrok przyciągnęło wielkie skupisko magii. Czarnej. </div>
<div>
Grymuar Virginii Thorne.</div>
<div>
Wielka, czarna księga, leżąca na podwyższeniu na czerwonej poduszce, osłonięta szybą. Grubą szybą. Której nawet kilkutonowy sejf nie jest w stanie rozbić. Miałam niemiłe wspomnienia z tą szybą... Udało mi się ją z tatą kiedyś zdjąć. Zużyłam wtedy całą swoją energię.</div>
<div>
Odwróciłam wzrok i udałam się do drugiego pomieszczenia, na oko, dalszej części biblioteki. Podeszłam do dużego regału z książkami i zdjęłam z niej jedną, noszącą nazwę "Metody tracenia czarownic w XVII w."</div>
<div>
Widok taki, jak zawsze. Regał powędrował do góry, a przede mną pojawiły się stalowe drzwi z tarczą do wpisania kodu. Dziecinnie prosty - data mojego urodzenia: 1998. Tata nigdy tego nie zmieniał. Moim oczom ukazało się tajemne biuro taty.</div>
<div>
Tajemne biuro, które przy obcych nazywaliśmy sejfem. Wiedzieliśmy o nim tylko ja i tata. Ja dowiedziałam się przez przypadek. Ale kiedy już zorientowałam się, jak to wszystko działa, stwierdziłam, że też chce mieć taki pokój. </div>
<div>
W tym biurze tata trzymał wszystkie rzeczy, które bał się zostawić w siedzibie Rady. Różne papiery, dokumenty, karty i tak dalej...</div>
<div>
Tym razem tato siedział na fotelu, który zazwyczaj ja okupowałam kiedy nie miałam co robić. Przychodziłam wtedy do biura i przyglądałam się, jak tata pracuje. </div>
<div>
- Nikt cię nie widział? - To zawsze było pierwsze pytanie, które mi zadawał, jak wchodziłam sama.</div>
<div>
- Nie. - Zawsze odpowiadałam. </div>
<div>
- Dlaczego wyszłaś z salonu?</div>
<div>
Jako, że tata zajął mój fotel, ja zajęłam jego, za biurkiem. Nie miał nic przeciwko. </div>
<div>
- Dlaczego on? Tzn... No, jest demonem! Nie miałeś nikogo innego?!</div>
<div>
- Nikt inny nie byłby zdolny do zablokowania twojej magii, kiedy jest to konieczne, nie mdlejąc przy tym. Poza tym sądziłem, że się polubicie...</div>
<div>
Słucham?!</div>
<div>
- Dlaczego w ogóle...</div>
<div>
- Bo jest w twoim typie - przerwał mi. - Miałem do dyspozycji tylko demony. Było ich aż pięciu w tym czterech starszych ode mnie. Eric ma trzydzieści lat, jest najmłodszy. Lekko zbuntowany, karty ma czyste i ogólnie sprawia dobre wrażenie. </div>
<div>
- Tato... Brzmi to trochę jakbyś chciał, żebym się w nim zakochała...</div>
<div>
- Ależ skąd. Masz Cala. Wole jednak, żebyś zadawała się z trzydziestolatkiem niż pięćdziesięciolatkiem. </div>
<div>
- A co z Archerem? - Uśmiechnęłam się złośliwie.</div>
<div>
- Nawet o tym nie myśl. A teraz do pokoju. Na jutro zwołałem konferencje, na której nalegam, byś się zjawiła. </div>
<div>
I takim sposobem się tu znalazłam.<br />
Nie zamierzałam jednak tak zostać. Teleportować się stąd nie mogłam, ale za ogrodzeniem znajdowało się Itineris. Problem polegał jednak na dotarciu tam ze względu na zwiększoną liczbę ochroniarzy przez Oko. Wyczarowałam sobie jakiś <a href="http://www.zeberka.pl/img_new/users/2014/03/sukienkisklep201_1395773160.jpg" target="_blank"><b><i><span style="color: purple;">dres</span></i></b></a>, żeby lepiej mi się biegło i związałam włosy. Na nogi wsunęłam wygodne adidasy i zamknęłam drzwi na klucz. Zdjęłam z parapetu kilka zdjęć, na których byłam ja z m. in. Jenną, mamą, tatą i kilkoma innymi osobami. Mój pokój znajdował się na pierwszym piętrze. Zrobiłam to co zwykłam robić, kiedy wymykałam się razem z Archerem. Po prostu zeskoczyłam na niższy dach, a stamtąd od razu na ziemię. Wylądowałam za domem. Musiałam jedynie pójść ścieżką z kamyków prosto do furtki.<br />
Ukryłam się za krzakiem. Natychmiast naliczyłam dziesięciu ochroniarzy w zasięgu wzroku. Ubrani byli jak wojskowi, tylko mundury mieli czarne. Każdy trzymał w ręku walkie-talkie, a za pasem jakąś broń. Nie była im potrzebna. Przecież to czarodzieje.<br />
Szanse miałam znikome. Postanowiłam wypróbować coś śmiałego.<br />
Wstałam i wyprostowałam się. Poprawiłam bluzę i skierowałam się na ścieżkę. Gdy tylko usłyszałam rzężenie kamyków pod butami, zrobił się niesamowity ruch. Podbiegło do mnie pięciu kolesi, z wyciągniętą bronią. Zrobiłam stanowczą minę.<br />
- Kim jesteś?! - wrzasnął jeden z nich, stojący najbliżej mnie.<br />
- Nazywam się Sophie... - zawahałam się na ułamek sekundy. - Atherton.<br />
Wszyscy, jak na komendę, natychmiast się cofnęli i pochowali broń.<br />
- Przepraszamy, panno Atherton - powiedział szybko ten, który na początku tak na mnie nakrzyczał. - Ale musieliśmy przestrzegać procedur... Dokąd się panienka wybiera o takiej porze?<br />
Uniosłam brew.<br />
- Jest dopiero dwudziesta pierwsza. Z tego co wiem cisza nocna zaczyna się o jedenastej wieczorem.<br />
- To może w mieście. Pani ojciec zarządził ciszę nocną tuż po zapadnięciu mroku i nie powinna panienka wychodzić poza terytorium Thorne Abbey.<br />
- Ale muszę - odparłam. - Zostawiłam ostatnio telefon w młynie, muszę po niego iść. Mam na nim wszystkie kontakty, rozumie pan.<br />
Facet przez chwilę patrzył na mnie, a potem skinął na innego mężczyznę.<br />
- Charles, pójdziesz z panną Atherton, żeby jej się nic nie stało.<br />
Świetnie. Znowu mam towarzystwo. Ale jeden to nie czterdziestu.<br />
Uśmiechnęłam się z wdzięcznością do mężczyzny i ruszyłam szybkim krokiem w stronę furtki. Znajdowała się ona bardzo daleko, w końcu sam dom wielkością przypominał Hogwart. Dotarliśmy do niej w pięć minut. Charles szedł dziesięć kroków za mną, a w dłoni tym razem trzymał broń. Otworzyłam furtkę i wyszłam. Stamtąd mieliśmy kolejne pięć minut do młynu, w którym znajdowało się Itineris. Ode mnie zależało czy chcę pozbawić go świadomości teraz czy potem.<br />
Wybrałam potem.<br />
Młyn stał tam gdzie zawsze, co mnie naprawdę ucieszyło. Kolejny portal znajdował się dwie godziny drogi stąd. I to samochodem.<br />
- Naprawdę przepraszam - rzekłam cicho z zawistnych uśmiechem.<br />
W następnej sekundzie mężczyzna wylądował pod pobliskim drzewem, a z jego głowy spłynęła stróżka ciemnej krwi. Miałam nadzieje, że nie wyrządziłam mu jakiejś wielkiej krzywdy. Chciałam tylko, żeby stracił przytomność.<br />
Kiedy upewniłam się, że ma puls, wróciłam do młynu.<br />
- Robię to dla ciebie Niall - warknęłam i zamknęłam oczy. - Rzym - mruknęłam.<br />
Postąpiłam krok. Znajdowałam się jedną nogą w Rzymie. Jednak resztą ciała wciąż byłam w Thorne Abbey.<br />
Ktoś trzymał mnie za rękę.<br />
Odwróciłam głowę ze strachem.<br />
- A dokąd to się panienka wybiera? - Na usta Ericka wpełzł złośliwy uśmiech.<br />
No to po mnie.</div>
</div>
</div>
Sophia Smithhttp://www.blogger.com/profile/08278405451509794745noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-6867772158759479362.post-24942956491188561992014-07-27T14:44:00.002+02:002014-07-27T14:44:38.540+02:00Rozdział 14 Zgłupiałam.<br />
Zerwałam się z miejsca i jak nienormalna wpatrywałam się dzikim wzrokiem w krzesło, na którym jeszcze kilka sekund wcześniej siedział Niall. A teraz go nie było.<br />
Na moje nieszczęście zdarzenie zauważyli chyba wszyscy. Cisza przesiąknięta była niewypowiedzianymi pytaniami, a ludzie wyglądali na zbyt zszokowanych, żeby je zadać. Niektórzy zamierali w pół ruchu; czyjś widelczyk upadł na podłogę, z brzdękiem zahaczając o talerz. To mnie obudziło. Spojrzałam na całą tą sytuację trzeźwym wzrokiem i szybko zaczęłam myśleć. Wiedziałam, że pierwsze, co muszę zrobić, to wyczyszczenie pamięci zwykłym ludziom. Czyli wszystkim. Czyli jakimś czterdziestu osobom. Potem już się tylko bałam. Większość mojej energii by na to poszła, a nie chciałam tak ryzykować... Ale nie miałam wyjścia.<br />
Zebrałam się w sobie, nie myśląc o konsekwencjach i wyczyściłam pamięć tym nieświadomym nieszczęśnikom w pięć minut, ponieważ podchodziłam do tego ze trzy razy, zanim mi się udało.<br />
Ludzie wyglądali, jakby się właśnie obudzili. Patrzyli ze zdumieniem po sobie, zastanawiając się pewnie, dlaczego znajdują się w restauracji. Ja uciekłam, wyczarowując sobie po drodze jakieś wygodne trampki, zamiast tych szpilek.<br />
Wypadłam z budynku na ulicę. Już padało, więc zmokłam momentalnie. Rozejrzałam się w prawo i lewo, nie mając zielonego pojęcia co ze sobą zrobić. Jak ja miałam odnaleźć Nialla?<br />
Zadzwonię do Archera.<br />
Chłopak odebrał po ostatnim sygnale. Nim zdążyłam się odezwać, Cross zaśmiał się śmiechem człowieka bardzo zadowolonego z siebie.<br />
- Czyżbyś zatęskniła za tym pedałem? Przecież go nie lubisz... Cala z pewnością to zainteresuje... Ale do rzeczy. Jak bardzo chcesz odzyskać tego kretyna?<br />
Trzęsłam się z wściekłości.<br />
- On ma na imię Niall. I nie jest żadnym kretynem. Jedyny kretyn, jakiego znam siedzi po drugiej stronie słuchawki. Chcę go odzyskać, ale nie robię tego dla siebie tylko dla kilkunastu milinów fanek tego "pedała" i Cal się o tym nie dowie. Coś jeszcze?<br />
- Tak. Jeśli chcesz go z powrotem, sama się tu pofatygujesz.<br />
- Gdzie jesteście?<br />
- W Rzymie.<br />
No chyba sobie kpisz, Archer!<br />
- Czy ty jesteś nienormalny, Cross?! Zdajesz sobie sprawę, że dzięki tobie i twoim kolegom musiałam wyczyścić pamięć całej restauracji?! Dociera to do ciebie?!<br />
- No i... Co w związku z tym? - Jego głos wyrażał autentyczne zdziwienie.<br />
- Co?! Czy ty siebie sam słyszysz?!<br />
- Ale o co ci chodzi, Mercer?<br />
- Wymarnowałam na to cholerstwo połowę mojej energii, a Ty mi karzesz przenieść się teraz 1850 kilometrów do jakiegoś Rzymu po to tylko, żeby uratować jakiegoś faceta?! Na głowę ci padło?!<br />
- Czyli nie zależy ci na tym by go uratować?<br />
No szlag! Wcale nie zależało mi na tym, żeby uratować tego Nialla. Z drugiej strony jednak był on idolem mojej siostry i Jenny, i to przeze mnie porwało go Oko. Musiałam mu pomóc. Oczywiście nie powinnam. Bo - jakby nie patrzeć - był to człowiek. Naturalnie, ojciec nie zabrania mi pomagać ludziom, ale też nie darzy ich jakimś wielkim szacunkiem, prawdę mówiąc: on nimi gardzi. Nie znosi ich prawie tak samo, jak wampirów. A na cały zespół jest wściekły, więc gdyby się wydało, że jako jego córka jeszcze im pomagam... Wolę sobie nawet tego nie wyobrażać.<br />
- Niedługo będę - rozłączyłam się.<br />
Kolejna, całkowicie nieprzemyślana decyzja. Martwić się będę później.<br />
Po pierwsze, gdzie jest najbliższe Itineris?<br />
~*~<br />
Znalazłam je po jakichś dziesięciu minutach poszukiwań. Nie był to trudny wyczyn; otwór otaczała biała magia. Itineris znajdowało się w jakiejś szemranej ślepej uliczce. Wyczułam je zanim tam weszłam.<br />
Bardzo nie chciałam tam wchodzić. Dlaczego? Ze względu na walających się wszędzie meneli. Odrażał mnie ten widok, jak i wiedza, że znów musiałabym użyć magii w obecności zwykłego człowieka.<br />
<div>
Wyglądałam, jak siedem nieszczęść. Cała byłam mokra, więc sukienka przykleiła mi się do ciała, przez co utrudniała mi ruchy. W butach miałam pełno wody i nieprzyjemnie chlupotały przy każdym kroku. Włosy, wcześniej uczesane w eleganckiego koka z jednym niesfornym kosmykiem, oklapły i całkowicie się poplątały, a maskara spływała po moich policzkach co musiało wyglądać, jakbym płakała. </div>
<div>
Na dodatek upici faceci. </div>
<div>
Postąpiłam krok w kierunku portalu, w myślach przeklinając tatę, który wymyślił Itineris w takich miejscach. Uliczka miała nie więcej, niż pięć metrów szerokości, a umiejscowiona była między wysokimi dwoma blokami z czerwonej cegły. Zamknęłam oczy i zrobiłam kolejny krok. </div>
<div>
Poczułam, jak czyjaś ręka łapie mnie za nadgarstek. </div>
<div>
Natychmiast chciałam się odwrócić i wyszarpnąć rękę z uścisku, jednocześnie kląć na wszystko i wszystkich, lecz udało mi się tylko to ostatnie. Nie mogłam oswobodzić dłoni, bo ktoś trzymał ją zbyt mocno. Tak mocno, że po chwili zaczęła mi drętwieć. Moja ręka została skręcona i przytrzymana przy plecach, bym nie zdołała się odwrócić. </div>
<div>
- Puszczaj! - wrzasnęłam.</div>
<div>
Pewnie wielu z was pomyślałoby, że przecież mogłam użyć magii. W tym rzecz.</div>
<div>
Nie mogłam.</div>
<div>
Gdy chciałam to zrobić, przeraziłam się do tego stopnia, że znieruchomiałam. </div>
<div>
Moja magia została zablokowana. </div>
<div>
Mój mózg na chwilę odmówił współpracy, lecz zaraz się zrehabilitował i uruchomił szare komórki. Myślałam gorączkowo - przynajmniej to nie zostało zablokowane. Zablokować magię jest śmiertelnie ciężko. Potrafią to tylko najbardziej wyszkoleni czarodzieje na świecie, a jest ich góra dziesięciu. Czytałam o tym w grymuarze Virginii Thorne. A jeżeli przeczytałam to w TYM grymuarze, oznacza to, że jest to czarna magia. Zresztą, nietrudno się domyślić - zablokowanie magii - przecież to nawet dobrze nie brzmi. Do tego zaklęcia potrzeba nadludzkiej energii, a jak już się je wykona, czarodziej niemal mdleje ze zmęczenia, więc na pewno nie miałam do czynienia ze zwykłym czarodziejem, bo jego uścisk wciąż był stalowy. Zablokowanie trwało zależnie od ilości energii w czarującym, jak i w ofierze. Jeśli ofiara posiadała mało energii (jak wtedy ja) łatwiej ją było zaatakować i przez co utrzymać zaklęcie dłużej. Przy maksymalnych ilościach w czarodzieju i ofierze (również czarodzieju) trwało to nawet godzinę. Przy człowieku znacznie dłużej. Ludzie posiadają bardzo mało takiego rodzaju energii. </div>
<div>
Zrobiłam to. Zablokowałam energię.</div>
<div>
Taty. Ćwiczyłam z nim wtedy w Thorne Abbey, jakieś trzy miesiące temu. Zablokowałam jego magię na dwie minuty. Potem zemdlałam. Mało tego, Cal stwierdził, że wpadłam w "ludzką śpiączkę". Nie chodzi o to, że istnieje jakaś czarodziejska śpiączka. Po prostu na ten czas miałam zwykłe, ludzkie umiejętności. Nie miałam w sobie ani grama magii, tak bardzo wycieńczyło mnie to zaklęcie. Zrobiłam to tylko raz i nigdy więcej nie mam zamiaru powtarzać. Bo obudziłam się po tygodniu. </div>
<div>
- Puść mnie - szepnęłam, a głos wyraźnie mi zadrżał. - Proszę.</div>
<div>
- Och, Sophie, oczywiście, że tego nie zrobię - odparł nieznajomy mężczyzna.</div>
<div>
Co mnie najbardziej przeraziło? Nie, wcale nie ton jego głosu. Najbardziej przestraszyłam się tego, że go nie znam. Nie rozpoznawałam jego głosu. Nie miałam pojęcia kto to.</div>
<div>
Więc to, że zna moje imię, nie mogło być przypadkowe. On przyszedł po mnie. </div>
<div>
Czy to Oko? </div>
<div>
Na pewno nie. W Oku dziewięćdziesiąt procent członków stanowili ludzie, a pozostałe dziesięć procent zwykli czarodzieje. Najwięcej energii posiadał Archer i to on stanowił dla mnie największe zagrożenie, ale wiedziałam, że Cross nie dałby rady zablokować mojej magii. Więc to na pewno nie był nikt z Oka.<br />
<div>
Siostrzyce Brannick?</div>
<div>
Wykluczone. Jak sama nazwa wskazuje, członkiniami są kobiety, a poza tym one mają minimalną energię, porównywaną do ludzkiej, więc to też nie mogły być one.</div>
<div>
Więc kto?</div>
<div>
- Kim jesteś?</div>
<div>
Zamiast odpowiedzi, moja druga dłoń została unieruchomiona i skręcona do tyłu, jak jej poprzedniczka. Chcąc, nie chcąc, musiałam się pochylić, by ich nie złamać. Czułam się bardzo upokorzona. Moje nadgarstki spięto kajdankami i puszczono, dlatego się wyprostowałam, jak mogłam najbardziej. Ale znowu nie byłam w stanie się odwrócić, ponieważ mężczyzna otoczył od tyłu ramieniem moje gardło. Oczy wyszły mi na wierzch, kiedy zrozumiałam co chce zrobić. Zacisnął delikatnie ramię na mojej szyi. Było bardzo umięśnione, czego też się mogłam spodziewać. Podniósł drugą rękę, w której coś trzymał. To była... Wata. </div>
<div>
Przytknął mi tą watę do ust. Sparaliżował mnie strach.</div>
<div>
Szlag! To chloroform!</div>
<div>
</div>
</div>
Sophia Smithhttp://www.blogger.com/profile/08278405451509794745noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-6867772158759479362.post-8237745049590271182014-07-06T10:18:00.001+02:002014-07-06T13:50:00.515+02:00Informacja Przepraszam Was najmocniej, że tak długo nie wstawiłam żadnego rozdziału ;( I - prawdę mówiąc - niestety długo się on jeszcze nie pojawi z dosyć powszechnego powodu: wjeżdżam. Już za 7 godzin, do stolicy. A po powrocie (od razu) prawdopodobnie nad morze. Więc, żeby nie robić Wam zachodu i żebyście niepotrzebnie tu wchodzili, otwarcie przyznaje Wam, że rozdział pojawi się dopiero po 15 lipca. Wiem, że to długo, ale wcześniej nie dam rady. Naprawdę, bardzo Was przepraszam ;(<br />
A Wy gdzieś wyjeżdżacie?Sophia Smithhttp://www.blogger.com/profile/08278405451509794745noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-6867772158759479362.post-85944203872120450232014-05-25T01:46:00.000+02:002014-05-25T01:46:30.682+02:00Rozdział 13 Stanęłam przed Epicure trochę spóźniona. Jak myślicie, dlaczego? Oczywiście się zgubiłam.<br />
Nawet wejście krzyczało, że jest to luksusowa restauracja. Biały budynek, z daszkiem nad wejściem ozdobionym lampkami, wielkimi, szklanymi drzwiami i człowiekiem, otwierającym drzwi gościom. Po obu stronach wejścia stały w doniczkach małe, kuliste drzewka idealnie przycięte, a za nimi pozłacane lampy. Bałam się tam nawet stać.<br />
Jak się mogłam spodziewać, Nialla nie było. Wystawił mnie. Pożałuje tego.<br />
Okręciłam się na pięcie w niebezpiecznie wysokich butach i z uczuciem rozgoryczenia zaczęłam iść przed siebie. Ukradkiem otarłam jedną łzę takim sposobem, żeby nie rozmazać makijażu i uniosłam głowę.<br />
- Sophie! - usłyszałam czyjś głos.<br />
Żeby nie było zaskoczenia, był to głos Horana. Chłopak właśnie wysiadał przed restauracją z limuzyny w uroczym, czarnym garniturze z krawatem. Takiego odstawionego go jeszcze nie widziałam, ale urósł w moich oczach, jak każdy chłopak, mający na sobie taki strój. Ale spokojnie, nie straciłam głowy. Zachowałam kamienną twarz, a może nawet trochę nadąsaną.<br />
- Przepraszam cię bardzo... Straszne korki były - zaczął się usprawiedliwiać chłopak. - Mówiłem szoferowi, żeby pojechał inną drogą, ale się uparł, że nie, bo stwierdził, że ma za niski samochód.<br />
Był wyraźnie zdenerwowany i smutny. Nie patrzył mi w twarz, tylko wygładzał nieistniejące fałdki na materiale. Dopiero kiedy upewnił się, że żadna mu nie podskoczy, uniósł powoli wzrok na mnie. Na wysokich obcasach i tak byłam od niego niższa, ale nieznacznie.<br />
- Ślicznie wyglądasz - szepnął cicho, a oczy mu się zaświeciły.<br />
Spuściłam głowę, jak zawsze, kiedy się zawstydziłam. Zarumieniłam się i lekko uśmiechnęłam.<br />
- Nic się nie stało - odparłam.<br />
Nie mogłam być na niego zła. Nie powinnam. A może nawet było mi to zabronione. W końcu Horan był osobą światowego formatu i powinnam całować go po nogach, że zechciał się ze mną spotkać. Ale nie przesadzajmy. Po prostu starałam sobie wytłumaczyć, że to jedynie nieznaczne spóźnienie. Był przystojny, to jasne, lecz nie należałam do dziewczyn, które patrzyłyby tylko na to. Czy na pieniądze, jeśli chodziło o jego sławę. Nie potrzebowałam tego. Chciałam mieć kochającego chłopaka, a nie jakiegoś zadufanego w sobie dupka. Dlatego miałam Cala.<br />
Gdzieś za nami rozległ się grzmot.<br />
Podskoczyłam z zaskoczenia.<br />
- Wejdźmy lepiej do środka, zaraz może zacząć padać - mruknął chłopak, próbując ukryć śmiech, odwracając głowę w przeciwną stronę.<br />
- Nie nabijaj się ze mnie... Nie moja wina, że boję się burzy. - Ruszyłam w stronę drzwi.<br />
- Nie, no, jasne, moja wina - zaczął się otwarcie śmiać.<br />
Uniosłam brodę i poczekałam aż mężczyzna, stojący przy wejściu, otworzy przede mną drzwi. Weszłam dumnie do pomieszczenia, lecz zaraz uderzyła mnie elegancja i luksus tego miejsca, że aż się cofnęłam. Wpadłam oczywiście na chłopaka, który stał tuż za mną. Złapał mnie w talii, a gdy tylko to poczułam, znalazłam się pół metra dalej. Ze stoickim spokojem zdjęłam lekki sweterek i oddałam go jakiejś kobiecie, która odebrała już marynarkę od zdumionego Nialla.<br />
- Który stolik? - zapytałam, nie mając zamiaru wspominać o moim dziwnym zachowaniu.<br />
- Tamten pod oknem - odrzekł Horan, prowadząc mnie.<br />
Towarzyszył nam kelner, który dał nam menu od razu, gdy usiedliśmy. Znowu porażona idealnością tego miejsca, drżącą ręką odebrałam kartę od mężczyzny, jakbym robiła to setki razy. W rzeczywistości nie wiedziałam nawet jak trzymać nogi pod stolikiem w takiej pozycji, by nie dotknąć nimi chłopaka, ponieważ stolik był mały, dwuosobowy i jednocześnie wyglądać przyzwoicie. Spojrzałam na menu. Uniosłam brwi, bo nie miałam zielonego pojęcia jakie są to potrawy. Były opisane i po francusku, i po angielsku, lecz nie wiedziałam z czego są zrobione i jak wyglądają. Zaczekałam więc aż chłopak złoży zamówienie na coś, co mogło być swojego rodzaju kurczakiem, czego nie byłam na 100% pewna i dopiero wtedy poprosiłam o sałatkę, która mogła być sałatką z ryżem.<br />
- Sałatka? - zadrwił Niall. - Odchudzasz się?<br />
Rzuciłam mu chłodne spojrzenie.<br />
- Nie lubię się obżerać. Nie chcę być gruba.<br />
- Czy ty coś sugerujesz? - zapytał, mrużąc oczy.<br />
- Nie... Skąd? - uśmiechnęłam się podle.<br />
Z mojego uśmiechu jasno wywnioskował, że zasugerowałam, iż jest gruby. Oczywiście nie był. Spojrzał na swój brzuch, wyraźnie zmartwiony. Myślałam, że zaraz zacznie się śmiać, ale tego nie zrobił. Zasmucił się. I to tak na poważnie.<br />
- Masz rację, nie powinienem tego jeść...<br />
- Przecież żartowałam, Niall - powiedziałam, marszcząc brwi ze zdziwienia, że dał się na to nabrać.<br />
Przez bardzo długi czas przypatrywał mi się uważnie. Tak długi, że w końcu kelner przyniósł nam dania. Przed Horanem postawił istotnie kurczaka, a przede mną sałatkę. Także z kurczakiem.<br />
- Może wino? - zapytał po angielsku.<br />
- Dwa kieliszki najlepszego - odparł natychmiast chłopak, zanim zdążyłam zaprzeczyć.<br />
Kelner odszedł, życząc nam smacznego, a ja warknęłam:<br />
- Nie jestem pełnoletnia.<br />
- Jeszcze się przyznawaj.<br />
Po dosłownie minucie kelner przyniósł zamówione wino, pokazując butelkę Horanowi. Chłopak, spojrzał na datę i odebrał ją od mężczyzny. Nalał sobie trochę na samo dno i skosztował, wyglądając przy tym, jakby doskonale wiedział, co robi.<br />
- Idealne - skwitował, a facet odszedł z wyraźną ulgą na twarzy.<br />
Nalał i mi, do połowy.<br />
- Nie wypiję tego.<br />
- Chociaż spróbuj - powiedział z prośbą w głosie.<br />
Popatrzyłam krytycznie na sałatkę, a dopiero potem na wino. Podniosłam kieliszek, odginając mały palec, modląc się, żeby to nie wyglądało głupio i przechyliłam lekko szklankę. Wypiłam łyk.<br />
- I jak?<br />
Odstawiłam kieliszek.<br />
- Dobre.<br />
Zabrałam się za jedzenie obiadu, zanim Horan zdążył powiedzieć cokolwiek więcej. Nagle przestało mnie obchodzić czy ktoś patrzy w jaki sposób jem, dlatego wzięłam cywilizowany widelec zamiast jakiegoś innego, których było chyba z pięć. Wino mi zasmakowało, więc co chwila je piłam.<br />
- Kim był ten chłopak? - zapytał Niall, gdy połowę swoich porcji mieliśmy zjedzoną i kiedy połowa butelki była opróżniona.<br />
Przestałam na chwilę przeżuwać i zerknęłam na niego, lekko przerażona. Uznałam jednak, po minucie namysłu, że powinien znać prawdę.<br />
- To jest... To jest mój ochroniarz.<br />
Jeśli myślał, że powiem mu prawdę, to się pomylił. Nie mogłam wyznać zwyczajnemu człowiekowi, że jeden z seksowniejszych chłopaków na Ziemi jest czarodziejem, bo wziąłby mnie za idiotkę. Tak samo, gdybym powiedziała, kim JA jestem.<br />
- Masz ochroniarza? Kim ty jesteś? - Odłożył sztućce.<br />
- Może nie ja... Mój tata. Jest wyżej postawionym urzędnikiem i się o mnie martwi.<br />
Dopiero kiedy spojrzałam na niego po raz kolejny, zauważyłam, że nie patrzy on na mnie ani nawet nie je. Patrzył na coś za moim ramieniem, a jego wzrok nie był przyjemny.<br />
- Ten ochroniarz jest jeden czy kilku?<br />
Zmroziło mnie natychmiast i błyskawicznie się odwróciłam.<br />
Przez drzwi przechodził właśnie Archer w towarzystwie dwóch, potężnych mężczyzn, ignorując kelnerów i całą resztę. Miał wściekłą minę, a jego dwaj goryle uśmiechali się głupkowato. Stanął chwilę przed ladą i rozejrzał się po sali, w której ludzie zaczęli się na niego oglądać. Odwróciłam szybko głowę i udałam, że zajęta jestem jedzeniem. Ręce zaczęły mi się pocić, a oddech stał się bardziej histeryczny.<br />
- Ten twój ochroniarz jest zły i tu idzie - mruknął niezadowolony Niall.<br />
Najwyraźniej Archer rozpoznał Horana. Słyszałam jego kroki, bo w pomieszczeniu zrobiło się cicho. Nawet delikatna muzyka została wyłączona.<br />
Cross zatrzymał się kawałek od mojego stolika i magią włączył muzykę oraz sprawił, że ludzie znów zaczęli rozmawiać.<br />
Miałam ochotę skręcić mu za to kark.<br />
Wstałam z krzesła, przytrzymując się oparcia, bo straciłam równowagę. Zacisnęłam pięści i przybrałam groźny wyraz twarzy.<br />
- Co ty tu robisz, Cross? - warknęłam.<br />
Niall wstał.<br />
- Spokojnie, Mercer.<br />
Archer dostawił sobie krzesło do naszego stolika i usiadł, biorąc butelkę i pijąc z gwinta. Zajęłam swoje miejsce niepewnie, przerażona jego obecnością. Niall zrobił to samo.<br />
- Czego tu szukasz? - syknęłam.<br />
- Nie będę na ciebie tyle czekał, Mercer - odpowiedział Cross, opierając się wygodnie o krzesło, wcale nie zauważając blondyna, mówiąc tylko do mnie. - Długo czekałem, prosiłem, a teraz każę. I nie obchodzi mnie, czego ty chcesz. Pójdziesz ze mną.<br />
Zrobiło się nieprzyjemnie.<br />
- Nigdzie z tobą nie idę Cross, nie rozumiesz? - warknęłam gwałtownie.<br />
- Pójdziesz, Sophie.<br />
Przez chwilę z pantałyku wytrąciło mnie powiedzenie mojego imienia, lecz szybko się ogarnęłam. Prychnęłam i założyłam ręce na piersi.<br />
- Bo co?<br />
- Bo nie chcesz, żeby temu blondynkowi się coś stało.<br />
W ręce, która była niewidoczna dla Horana, zabłysnął nóż. Serce podeszło mi do gardła.<br />
- Nie zrobiłbyś tego - szepnęłam, ledwo oddychając.<br />
- Chcesz się założyć? - uśmiechnął się złośliwie.<br />
Niespodziewanie Archer teleportował się razem z dwoma mięśniakami. A razem z nimi Horan.<br />
Niall zniknął.Sophia Smithhttp://www.blogger.com/profile/08278405451509794745noreply@blogger.com8tag:blogger.com,1999:blog-6867772158759479362.post-57432899726957919882014-05-03T01:35:00.001+02:002014-05-04T18:40:54.400+02:00Rozdział 12 Gdy się obudziłam już nic mnie nie bolało. Z wyjątkiem głowy. Przez chwilę jednak leżałam na łóżku i wpatrywałam się w sufit, bo nie chciałam się od razu stamtąd zrywać, przez wzgląd na zawroty głowy. Poza tym czułam się świetnie. Ranę na nodze miałam zaklejoną i nie pozostała po niej nawet blizna. Gorzej było z głową. Wyczuwałam pod palcami wypukły, podłużny krwiak w tylej części. Ale nie leciała z niego krew, co było ogromnym plusem, jeśli obcowało się z Jenną.<br />
Po jakichś dwóch minutach wstałam z łóżka. Czułam, że po takim odpoczynku, magia ze mnie kipi. Z elektronicznego zegarka stojącego na szafce nocnej dowiedziałam się, że jest pierwsza po południu. Zakładałam więc, że przespałam koncert chłopaków, kolację, śniadanie i obiad. A mimo to nie byłam głodna. Zaraz magią zmieniłam sobie ciuchy na coś <a href="http://i.pinger.pl/pgr16/444557cd0027bb83500e5cd3/113935887.jpg" target="_blank"><span style="color: purple;"><i><b>wygodniejszego</b></i></span></a> i mniej wybrudzonego krwią, a włosy związałam w artystycznie rozwalonego koka. Plam na podłodze i łóżku już nie było, więc się tym nie musiałam przejmować. Ładnie wygładziłam pościel i poszłam przemyć twarz zimną wodą w ślicznej łazience. Patrząc w lustro zdumiałam się, że jest tak cicho. I w pokoju i za ścianą. Widocznie gdzieś poszli...<br />
Jeżeli chodzi o spokój w pokoju, to za długo on nie trwał. Usłyszałam huk i serce mi zamarło. Wytarłam szybko twarz śnieżnobiałym ręcznikiem (aż żal go brudzić) i powoli wyjrzałam zza drzwi.<br />
Na środku pokoju stał lekko oszołomiony Archer.<br />
- Cross?! - wrzasnęłam zdumiona i zdenerwowana zarazem, wybiegając z łazienki. - Co ty tu robisz?! Jak mnie znalazłeś?! Nie powinno cię tu być!<br />
- Mercer, spokojnie - uśmiechnął się, upewniając, że trafił do właściwego pokoju. - Nie wychodziłaś stąd, więc zaznajomiony menel nie mógł ci powiedzieć, że chcę się z tobą spotkać, dlatego sam się do ciebie pofatygowałem. Doceń to.<br />
Stanęłam przed nim gotowa w każdej chwili użyć przeciwko niemu jakiejkolwiek taktyki, której nauczyła nas Vandy. Co oczywiście nie miało najmniejszego sensu, ponieważ Archer je wszystkie znał i umiał blokować. Szlag.<br />
- Czego chcesz? - zapytałam groźnie. Mój dobry nastrój prysł.<br />
- Zastanowiłaś się nad naszą przyszłością? - uśmiechnął się drwiąco.<br />
Uniosłam zdziwiona brwi.<br />
- Naszą? W mojej przyszłości na pewno ciebie nie będzie. Nie wiążę żadnych swoich planów z twoją osobą. A już na pewno tych dotyczących Oka.<br />
- Mercer, ale to ci się opłaca. I gdzieś tam w głębi duszy chcesz to zrobić. - Zanim zdążyłam zaprzeczyć, zaczął mówić dalej. - Nienawidzisz ojca. Tak, wiem to i się nie sprzeciwiaj. Nie znosisz go za to, że wybrał ci Cala za narzeczonego, bo wolałabyś, żebym to był ja. Cal z kolei jest ciotą, bo cię bije, ale ty tego nie pamiętasz. Uświadomiła ci to twoja przyjaciółeczka, więc to jest następny powód, żeby znienawidzić czarodziejów. Bo używają mocy przeciwko tobie. No i nikt nie nauczył cię w pełni nad sobą panować. U nas ci pomożemy. W naszym gronie znaleźli się Daisy i Nick, pamiętasz ich? Oni się zmienili i z chęcią udzieliliby ci kilku wskazówek, jak nie wypuścić na zewnątrz demona.<br />
Sprawa z Nickiem i Daisy miała się tak: nie znosiłam ich. Byli w całości demonami. Ani grama czarodziejstwa. Obrzydliwa para miziająca się przy każdej okazji. W moim wieku, lecz całkowicie się różniliśmy. Najważniejszym faktem, który po nich zapamiętałam było to, że w Daisy obudził się demon w Thorne Abbey. I to samo mogło stać się ze mną w każdej chwili, więc propozycja Archera wydawała się kusząca...<br />
- Nadal się nie zgadzam, chociaż zaczynasz mnie przekonywać... - Chłopak uniósł kącik ust. - Ale powiedz mi gdzie macie siedzibę. Bo wiesz... Ja się wciąż uczę.<br />
Nie zdziwiłabym się wcale, gdyby mi nie powiedział. Byłam w końcu córką szefa Rady i w każdej chwili mogłam ojcu wszystko przekazać. Z drugiej strony miałam nadzieję, że Archer mi ufa...<br />
- Główna siedziba znajduje się w Rzymie - odparł otwarcie. - Ale to za daleko, więc mamy mniejsze siedziby na całym świecie. Na przykład w Londynie.<br />
Już chciałam wyrazić zdumienie tym, że mają siedzibę pod samym nosem Rady, kiedy do niezamkniętego pokoju wparował Niall. Patrzył w podłogę, lecz najwyraźniej nas wyczuł, bo od razu podniósł wzrok. Zadziwiające, jak szybko zmieniały się emocje na jego twarzy. Od zdziwienia, po przerażenie, a w końcu we wściekłość.<br />
- Kim ty do jasnej cholery jesteś?! - krzyknął do Crossa.<br />
Prawie natychmiast poczerwieniały mu policzki.<br />
- Stary... - zaczął Archer.<br />
- Wynoś się stąd albo wezwę ochronę! - Niall dobitnie wskazał mu drzwi.<br />
Czarodziej przez chwilę się w niego wpatrywał, a potem skierował uważny wzrok na mnie. Jego przenikliwe spojrzenie mnie przeszywało i miałam wrażenie, że widzę w jego oczach rozczarowanie tym, że go nie bronię. Nie byłam w stanie się odezwać. Bałam się ich obydwu, więc żadnemu nie chciałam się narażać.<br />
- JUŻ!<br />
- Zastanów się. Jeszcze się odezwę - mruknął chłopak tak cicho, żebym tylko ja to usłyszała i wyszedł, nie spuszczając wzroku z Horana.<br />
Ten natychmiast zamknął za nim drzwi na klucz, a potem swoje niebieskie oczy i usiadł na podłogę. Oddychał coraz wolniej, więc wiedziałam, że się uspokaja. Wciąż stałam na środku pokoju, niezdolna do jakiegokolwiek ruchu.<br />
- Sophie... - Nie byłam pewna, ale miałam wrażenie, że pierwszy raz wypowiada moje imię. Jeśli zdarzyło się to wcześniej, to nie przypomniało mi się to w tamtym momencie.<br />
Podniósł się i otworzył oczy. Stanął dosyć blisko mnie, a ja - jak na odważną dziewczynę przystało - nie cofnęłam się, chociaż nieznacznie skuliłam. Naturalnie wbrew własnej woli. Przez bardzo długi czas nic nie mówił, tylko na mnie patrzył. Jego spojrzenie było hipnotyzujące. Jego piękne, niebieskie oczy...<br />
- Przepraszam - szepnął.<br />
Ja swoje oczy otworzyłam znacznie szerzej niż zazwyczaj.<br />
- Za co?...<br />
- Że cię zostawiłem. - Jeszcze bardziej zgłupiałam. A on to chyba zauważył. - Wtedy, kiedy przyszedł ten twój chłopak. Gdybym został, może on... Może by ci się nic nie stało... - Odwrócił wzrok.<br />
- Niall, nic mi nie jest - odrzekłam szybko, wciąż zdumiona. - Naprawdę.<br />
- Ja... Rozmawiałem z Jenną i ona mi wszystko powiedziała... - Ciekawe co dokładnie... - I żeby cię przeprosić chciałbym... Chciałbym zaprosić cię na obiad.<br />
Zarumienił się.<br />
Ja też.<br />
- Obiad? - wyszeptałam być może z ironią.<br />
- Wolałbym na kolację, ale wieczorem mam koncert i nie byłoby czasu... - Odsunął się, kierując wzrok na podłogę. - Więc jak?<br />
- W ramach przeprosin?<br />
Pokiwał głową.<br />
- Ja...<br />
W tamtym momencie chciałam powiedzieć, że mam narzeczonego. A przynajmniej chłopaka. Lecz jeśli te wszystkie rzeczy, które Cal mi niby zrobił, naprawdę miały miejsce, musiałam się zemścić. Co prawda to miał być tylko obiad, ale byłam pewna, że media trochę to pokolorują...<br />
- Jasne, czemu nie - uśmiechnęłam się. - Tylko proszę cię o jedno.<br />
- Tak? - Podniósł głowę.<br />
- Nie bądź sztuczny. Zachowuj się normalnie, proszę... Nie chcę, żebyś udawał.<br />
Tym razem to on chyba nie zrozumiał sensu mojej prośby, jednak pokiwał głową.<br />
- To o... - zastanowił się. - O 16? Mam próbę dźwiękową za godzinę... Spotkalibyśmy się przed Epicure, dobrze?<br />
Ten chłopak nie przestawał mnie zadziwiać. Zdawało mi sie, że Epicure to jedna z najbardziej wykwintnych restauracji w Paryżu, więc oczywiste było to, że trzeba by się tam zachowywać na poziomie, chociaż większą rolę odgrywała cena dań...<br />
- Wystarczyłby bar... - odparłam przerażona widokiem możliwego menu w takim miejscu.<br />
- Mam już rezerwację - jęknął.<br />
- Ale tam na pewno jest drogo, a ja nie mam przy sobie tylu pieniędzy... - próbowałam się wykręcić.<br />
- Ja stawiam, Sophie, więc o to się nie martw.<br />
- Nie żal ci na mnie wydawać pieniędzy?<br />
- Niekoniecznie - uśmiechnął się nieśmiało.<br />
Klamka zaskrzypiała pod wpływem czyjegoś ciężaru i usłyszeliśmy głuche rąbnięcie, gdy ciało spotkało się z oporem drzwi. Ktoś głośno jęknął i najwyraźniej się przewrócił.<br />
Horan od razu podszedł do drzwi i otworzył je szeroko. Na podłodze leżał Zayn. Usiadł się i spojrzał na blondyna, udając focha.<br />
- Twoje drzwi się na mnie rzuciły - rzucił poważnie. - Nie miałem żadnych szans. Mają u mnie przechlapane i się do nich nie odzywam.<br />
Założył ręce na piersi, a ja razem z Niallem zaczęliśmy się śmiać.<br />
- Czemu moje drzwi cię zaatakowały? - Horan spróbował się opanować, chociaż oczywiście mu to nie wyszło.<br />
- Bo chciałem ci powiedzieć, że Paul już na nas czeka. A dokładniej limuzyna pod hotelem.<br />
Zayn dźwignął się na nogi i obrzucił drzwi nieprzyjemnym spojrzeniem, odsuwając się od nich.<br />
- Będziemy czekać na dole - powiedział chłopak i odszedł.<br />
Niall zerknął na mnie.<br />
- Jesteśmy umówieni. - Jego oczy się śmiały.<br />
Pokiwałam głową, ale wcale nie ze zrezygnowaniem.<br />
Blondyn wyszedł.<br />
~*~<br />
- Nie mam co na siebie włożyć - zdenerwowałam się.<br />
Siedziałam jakąś godzinę później na kanapie, narzekając Jennie. Ona ledwo mnie słuchała. Słuchała w połowie. Drugą połowę jej myśli zaprzątał Louis, o którym opowiadała mi niecałe sześćdziesiąt minut. Byłam ciekawa co działo się u nich wczoraj rano, lecz ona ze smutkiem odparła, że nic. Że on podobno tylko ją łaskotał. Wiedziałam, że moja przyjaciółka liczyła na więcej, lecz ich bliższe relacje nie układały mi się w głowie. On - posiadający dziewczynę, ona - zainteresowana dziewczynami. Nie wierzyłam, że tak szybko zmieniłaby orientację, co nie znaczyło, że skreślałam ich związek. Według mnie świetnie by do siebie pasowali.<br />
- Wyczaruj coś - odparła, chyba w końcu dając za wygraną i zaczynając mnie słuchać.<br />
- On w końcu zrobi się zbyt podejrzliwy. Zresztą oni wszyscy. Jak po ciebie przyjechałam miałam jedynie torbę. Nie uważasz, że zauważą, że na co dzień nie trzymam w niej połowy swojej garderoby? Mam trochę pieniędzy, więc może mogłabym coś kupić, chociaż...<br />
Mój monolog przerwał krótki dzwonek, który odebrałam jako dzwonek do drzwi. Zdumiał mnie on i trochę przestraszył, bo dotychczas każdy wchodził kiedy chciał i uważałam to za normalne. Jenna przestała piłować swoje wściekle różowe paznokcie i zerknęła na mnie. Podeszłam ostrożnie do drzwi i wyjrzałam przez Judasza. To był konsjerż. Widziałam go wcześniej w lobby, więc tutaj jego widok był niecodzienny. W ogóle widok konsjerża był dla mnie niecodzienny.<br />
Natychmiast otworzyłam. Mężczyzna po trzydziestce uśmiechnął się do mnie.<br />
- Czy panna Sophie Mercer? - ukłonił się i zapytał po angielsku z wyraźnym francuskim akcentem.<br />
Lewą rękę trzymał schowaną za plecami, a w prawej miał długie, podłużne, jasne pudełko.<br />
- Tak - odparłam niepewnie.<br />
- Przesyłka - wciąż się uśmiechając podał mi owo pudełko i odszedł, nic więcej nie mówiąc.<br />
Z uniesionymi brwiami (w końcu zaczęłam się bać, że mi tak zostanie) dostrzegłam kartkę z czyimś odręcznym pismem: <i>"Mam nadzieję, że będzie pasować? :</i>) <i>~ Niall"</i><br />
Weszłam do pokoju. Położyłam pudełko na łóżku i odsunęłam się na bezpieczną odległość. Jen podeszła do mnie i stanęła lekko za moimi plecami. Stałyśmy co najmniej tak, jakbyśmy spodziewały się w środku bomby.<br />
- Od kogo to? - szepnęła mi na ucho.<br />
- Od Nialla... Konsjerż przyniósł...<br />
Podeszłam znowu do łóżka. Pudełko było zbyt cienkie na bombę, dlatego powoli podniosłam wieko jedną dłonią.<br />
Wewnątrz połyskiwała delikatna, czarna tkanina. Wyjęłam ją z pudełka, błagając, żeby to nie było to, o czym myślałam.<br />
- To sukienka... - szepnęła z zachwytem Jenna.<br />
A jednak.<br />
To rzeczywiście była sukienka. Śliczna, czarna <a href="http://queen-house24.com.pl/pol_pl_EVA-LOLA-ELEGANCKA-SUKIENKA-Z-DLUZSZYM-TYLEM-CZARNY-3902-6-29448_1.jpg" target="_blank"><span style="color: purple;"><i><b>sukienka</b></i></span></a>.<br />
Niall, dlaczego?!<br />
- Więc już wiesz co założysz.<br />
_______________________<br />
A jednak napisałam ten rozdział, ale tylko dlatego, że naszła mnie mega wena. No cóż... Nie dzieje się tu zbyt wiele, pomijając wątek Nophie... Komentujcie, oceniajcie i do zobaczenia w następnym rozdziale <3Sophia Smithhttp://www.blogger.com/profile/08278405451509794745noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-6867772158759479362.post-90819092071496775362014-04-13T01:20:00.004+02:002014-04-13T01:20:52.378+02:00Rozdział 11 Ukucnęłam, jak tylko podniósł rękę. Zakryłam głowę dłońmi, jakby miało mi to pomóc.<br />
- Cal, proszę, nie rób tego - wyszeptałam cieniutkim głosikiem.<br />
- Zdradziłaś mnie, szmato! - wrzasnął chłopak.<br />
Poczułam, jak magiczna siła podnosi mnie i po chwili nie czułam już podłogi pod stopami. Wiłam się w powietrzu, krzycząc rozpaczliwie, a zaraz usłyszałam, jak drzwi zostają zamknięte na klucz. Wrzasnęłam głośniej, lecz Cal zaraz zatkał mi usta jakimś zaklęciem. Wytrzeszczyłam oczy i próbowałam dalej się drzeć, ale z moich ust nie wydobył się żaden dźwięk.<br />
Chłopak uniósł mnie jeszcze wyżej, tak, że dotykałam sufitu. Wiedziałam, że zaraz z hukiem spuści mnie na dół, dlatego bardzo chciałam się czegoś złapać. Na moje nieszczęście żyrandol znajdował się za daleko i nie miałam szans go nawet dotknąć.<br />
Poddałam się. Cal nade mną górował. Był silniejszy, sprytniejszy, mądrzejszy i lepiej wyszkolony. Mnie od czasu do czasu udawało się wyczarować coś znośnego, ale nie umiałam się bronić, bo tego nie uczono. A poza tym akurat on nie musiał czarować, żeby przerażać. Bałam się go od zawsze. Był zawsze spokojny i wydawał się aspołeczny. A to nie jest normalne u dziewiętnastolatka.<br />
Poczułam nagle, że nawet magia mnie nie trzyma. Upadłam z hałasem i wrzaskiem, zahaczając prawym udem o krawędź stolika herbacianego, a głową o krzesło. Przycisnęłam do niej rękę. Na dłoni została mi ciepła, lepka maź. Zanim znów zostałam podniesiona, zobaczyłam na dywanie małą czerwoną kałużę. Cal przytrzymał mnie za ramiona, bym stanęła na nogi, ale ja nie byłam w stanie tego zrobić. Wszystko mnie bolało, krwawiłam i płakałam. Zranionej nogi nie czułam, bo cała mi zdrętwiała. Wytarłam sobie policzek i zorientowałam się, że są na nim nie tylko łzy. Właściwie to coś co brałam za łzy, było naprawdę krwią. Spojrzałam błagalnie na chłopaka, a on zacisnął lewą dłoń w pięść i wymierzył cios w twarz. Odrzuciło mnie na stolik. Zarwał się on pod moim ciężarem i mocą uderzenia. Leżałam tam przez chwilę zesztywniała ze strachu i bólu.<br />
- Nienawidzę cię, rozumiesz?! - krzyknął mi do ucha, pochylając nade mną. Zakryłam głowę rękoma. - Nienawidzę! Ciesz się, że ci nic nie zrobiłem, suko! Przyjedziesz do domu, to pożałujesz, że się urodziłaś!<br />
Wtedy już autentycznie ryczałam. Wiem, użalałam się tym nad sobą, ale czułam się okropnie. Zostałam właśnie upokorzona i skrzywdzona (psychicznie i fizycznie) przez własnego narzeczonego. Ale ja go przecież tak kochałam...<br />
Cal stał jeszcze przez moment nade mną, aż w końcu mruknął:<br />
- Zresztą... I tak tego nie zapamiętasz...<br />
Po czym kopnął mnie w twarz.<br />
~*~<br />
Ocknęłam się pośród miękkiej pościeli, wielu poduszek i paru osób. Tyle wyczułam, zanim otworzyłam oczy. Naturalnie odróżniłam Jennę. I jeszcze coś... Wielkie COŚ. Ogromne skupisko magii w jednej osobie. Ze specyficzną domieszką czarnej magii...<br />
Tata?!<br />
Otworzyłam z paniką oczy. Na nic więcej się nie zdobyłam, ponieważ czułam na głowie i nodze bandaże. Mój tata rzeczywiście tam był w towarzystwie chłopaków i Jenny, i - o dziwo- miał zatroskaną minę. Lecz ja, jako jego córka, znająca go od każdej strony, wiedziałam, że tak naprawdę jest wściekły. Tyle, że tym razem ukrywał to o niebo lepiej...<br />
- Co się stało? - szepnęłam.<br />
Naprawdę nic nie pamiętałam. Film urywał mi się na przyjściu Cala do pokoju Nialla. Potem następowała pustka, zapełniona czarną dziurą. Na pewno musiało stać się coś złego, inaczej nie leżałabym na łóżku blondyna z zabandażowanymi częściami ciała.<br />
- Miałem nadzieję, że ty mi to powiesz - oznajmił tata.<br />
Usiadł przy mojej głowie. Jenna stała po drugiej stronie pokoju, wtulona w ramiona Tomlinsona. Trzęsła się i płakała, szepcząc coś co chwilę do jego ucha. Reszta stała naokoło łóżka, bardzo roztrzęsiona.<br />
Lecz nie wszyscy. Na twarzy Horana widniał triumfujący uśmiech, jakby właśnie wygrał na loterii.<br />
- Ale... - zaczęłam. - Tato, ja nic nie pamiętam...<br />
- Masz rozciętą głowę i nogę, stolik jest roztrzaskany, a w dywan wsiąknęła twoja krew - odparł, nagle znowu stając się bardzo poważny.<br />
- Tato, sądzisz, że ja to zrobiłam? - zapytałam z niedowierzaniem.<br />
- Nikogo innego w pokoju nie było - odpowiedział zdenerwowany.<br />
- Był - mruknęła cichutko Jenna.<br />
Podeszła do mojego łóżka i usiadła na samym brzegu, wpatrując w swoje zadbane paznokcie. Przez długi czas milczała, a my nie nalegaliśmy na odpowiedź. Kiedy w końcu zdecydowała się nam odpowiedzieć, wyciągnęła z kieszeni komórkę.<br />
- Tu był Cal - powiedziała, podnosząc wzrok i patrząc w oczy mojemu tacie. - I to on skrzywdził Sophie.<br />
Tata zaczął się trząść. On wręcz uwielbiał Cala i takie oskarżenie w sumie mogło go trochę zdenerwować, lecz nie do tego stopnia. Zerwał się z łóżka, a chłopcy jednocześnie się cofnęli. Jenna jakby się skuliła.<br />
- Czemu tak sądzisz? - zapytał, siląc się na spokój.<br />
- Nagrałam to. Usłyszałam huk i przybiegłam tu, a on mnie nie zauważył. Schowałam się w łazience, a że wiedziałam, że i tak by pan nie uwierzył, zostałam tam i to nagrałam.<br />
Pokazała tacie nagranie. Słyszałam tam jedynie huki, a potem wrzaski Cala. Ja, mimo że nie widziałam nagrania, byłam przerażona i nie chciałam na to patrzeć, natomiast mój tato...<br />
On się śmiał.<br />
- Świetne, Jenno. - Znowu spoważniał. - Dużo się nad tym napracowałaś?<br />
Dziewczyna zrobiła pytającą minę.<br />
- I z czego to skleiłaś? Idealnie wyszło. - Tata albo udawał, albo naprawdę był pod wrażeniem.<br />
Jen wyglądała, jakby dostała w twarz.<br />
- Pan mi nie wierzy?<br />
- Tak, nie wierzę ci. Cal to jeden z najspokojniejszych ludzi na świecie i nie skrzywdziłby nawet muchy. On kocha Sophie i wiem, że dobrze wybrałem, kiedy ich zaręczałem. Sophie też go kocha. - Spojrzał na mnie takim wzrokiem, że nawet gdybym chciała się odezwać, on zamknąłby mi buzię. - Kiedy Sophie skończy szkołę, urządzimy wesele i będą już na zawsze razem.<br />
Wzdrygnęłam się. Perspektywa spędzenia reszty życia z Calem jakoś nie specjalnie mi się uśmiechała. Wolałam już chyba zostać starszą panną z kotami.<br />
- Sophie, kiedy wyzdrowiejesz masz wrócić do Hex Hall - oznajmił z powagą, podchodząc do drzwi. - Wtedy porozmawiamy.<br />
Wyszedł.<br />
- Jak ja gościa nienawidzę - warknęła Jenna, wycierając łzy. - Zresztą ich obydwu. Musisz odzyskać pamięć. Inaczej Cal będzie ci cały czas wmawiał, że cię kocha, a ty będziesz mu wierzyć. On ci za każdym razem czyścił pamięć.<br />
- Nie mów o nim! - krzyknęłam, być może troszkę za ostro. Zamknęłam oczy. - Jeśli pozwolicie... Chciałabym zostać sama.<br />
Kiedy upewniłam się, że nikogo nie ma w pobliżu, użyłam magii, by zakleić rany. Nie byłam w tym perfekcyjna, bo medycyna to nie moja działka, ale wiedziałam na pewno, że nie poproszę o to Cala. A rany mi się goiły. Wnioskowałam to z bólu, kiedy ściągała mi się skóra.<br />
Poszło na to zbyt dużo energii. Starczyło mi jej na tyle, by zdjąć bandaże i je "zniknąć". Potem zasnęłam.<br />
_________________________<br />
Już od razu mówię, że nie podoba mi się ten rozdział i za to przepraszam. Nic się w nim nie dzieje, nie ma żadnej konkretnej akcji i wynika to z faktu - przyznaję się bez bicia - że pisałam to o bardzo późnej godzinie i mój mózg odmawiał współpracy.<br />
Przepraszam Was bardzo, postaram się, by następny był lepszy...<br />
Komentujcie <3Sophia Smithhttp://www.blogger.com/profile/08278405451509794745noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-6867772158759479362.post-4512182952709065922014-03-22T23:51:00.001+01:002014-03-26T17:48:07.458+01:00Rozdział 10 Obudziłam się. Byłam cała zlana potem i ciężko oddychałam. Siedziałam na łóżku z zamkniętymi oczami, lecz zaraz je otworzyłam. Przede mną rzeczywiście unosiła się Elodie, ale miała nieco łagodniejszą minę i nie wyglądała, jakby chciała porwać mnie na strzępy. Patrzyła na mnie wyczekująco, z rękoma założonymi na piersiach.<br />
Nie tylko ja na nią patrzyłam. Horan leżał na łóżku i także wlepiał wzrok w dziewczynę, a przynajmniej tak mi się wydawało. W rzeczywistości byłam prawie pewna, że jej nie widzi. Ku mojej uldze, potwierdziły to słowa chłopaka:<br />
- Sophie... Co jest?<br />
Skierował oczy w moją stronę, a ja, żeby to było naturalne, też na niego zerknęłam. Kątem oka widziałam, jak dziewczyna niecierpliwie się kiwa, więc szepnęłam tylko:<br />
- Zły sen.<br />
Na zegarku krótsza wskazówka zmierzała właśnie ku numerowi szóstemu. Elodie przyszła do mnie o szóstej nad ranem. Dlaczego? Miała jakiś powód.<br />
- Idź spać - mruknęłam do blondyna.<br />
Niall spojrzał na mnie z wyrzutem i odwrócił się w drugą stronę. Zagarnął większość kołdry i zakrył się nią po sam czubek farbowanej czuprynki.<br />
Kiedy upewniłam się, że nie będzie podglądał, znów skierowałam oczy na dziewczynę. Uśmiechnęła się ponuro i usiadła na skraju łóżka po mojej stronie. Przez chwilę wpatrywała się we mnie ze skupieniem, a potem nagle wybuchnęła bezdźwięcznym śmiechem. Złapała się za brzuch i pochyliła do przodu, bo wyraźnie nie mogła już wytrzymać. Po minucie wyprostowała się i otarła z policzków niewidoczne łzy. Zamknęła na chwilę oczy i znów była bardzo poważna, oziębła i pełna pogardy.<br />
- Jesteś głupia - przeczytałam z jej ust. Wywróciłam oczami. - Cal cię odwiedzi. Za godzinę.<br />
Pomachała mi z ironicznym uśmieszkiem i rozpłynęła się w powietrzu.<br />
A mnie przeszły ciarki. Cal. Mój chłopak. Narzeczony. Przyjedzie do hotelu, w którym pomieszkuję sobie z jednym z najsławniejszych ludzi na świecie. I śpię z nim w łóżku. Taka tam, drobnostka. On mnie zabije. Tym bardziej, że - jakby nie patrzeć - Niall był przystojny. Cal mógłby poczuć się zagrożony, a być może nawet zazdrosny? Nie, dobra, nie oczekujmy cudów. Tak naprawdę to miałam wrażenie, że Cal mnie nienawidzi i jest ze mną tylko dla swojej przyszłej posady. Ochroniarz przecież go nie zadowoli. Pfff...<br />
Nie miałam ochoty wstawać. Wciąż byłam zmęczona. Spałam nie więcej niż pięć godzin. Do całkowitego wyspania potrzebowałam dwa razy więcej snu.<br />
Położyłam się odwrócona plecami do Horana. Pościel już przesiąknęła naszymi zapachami i stwierdziłam, że bardzo ładnie się razem komponują. On pachniał typowo męskimi perfumami, ja cholerną wilgocią Georgii. No i trochę damskimi perfumami, wiadomo. Wilgoć nabyłam dzięki uczeniu się w Hex Hall. Szczerze? Obyłoby się bez niej.<br />
Przekręciłam się na plecy i wpatrzyłam w sufit. Co miałam powiedzieć Calowi? Że to nie tak, jak on myśli? Serio? To przecież takie tandetne, a najgorsze jest to, że mój narzeczony nie był idiotą. Rozumiał mnie bez słów. Z moich oczu wyczytywał co się stało, często zmieniając to na moją niekorzyść.<br />
Moje dalsze przemyślenia przerwało mocne i głuche uderzenie w ścianę. Horan zerwał się ze zmrużonymi oczami i zerknął na mnie. Skierowałam wzrok na ścianę i usłyszałam głosy. Skoro słyszałam głosy, to musiało być ze mną bardzo źle.<br />
- Zabiję Lou - warknął Horan i schylił się pod łóżko.<br />
Wyjął stamtąd swojego białego buta i zamachnął się. Wyglądał tak, jakby chciał rzucić nim we mnie, dlatego odruchowo skuliłam się na łóżku, wydając z siebie bardzo dziwny dźwięk. Po sekundzie coś huknęło i but Nialla wylądował na podłodze pod ścianą. Chłopak rzucił w ścianę, nie we mnie.<br />
- Może się uciszą - mruknął rozzłoszczony i znów położył się na brzuchu, a głowę odwrócił w moim kierunku i bezustannie wbijał we mnie spojrzenie tych przeszywających, niebieskich oczu.<br />
Jeśli sądził, że to pomoże, to nawet w najmniejszym stopniu nie poznał Jenny. Z nią nie mogło być cicho. Wszędzie jej było pełno i głośno, dlatego przez następne pół godziny leżeliśmy wsłuchując się niekiedy w bardzo dziwne dźwięki, bo obydwoje baliśmy się do nich zajrzeć, ze względu na to, co mogliśmy zobaczyć. W pewnym momencie Jenna wydała z siebie przenikliwy pisk. Skąd wiem, że Jenna? Nie miałam pewności, ale podejrzewałam, że Louis nie umie tak piskliwie krzyczeć. Po tym wrzasku nastąpił głośny śmiech ich obojga. Uniosłam jeden kącik ust do góry, a Niall się zerwał.<br />
- Nie zasnę już - warknął niezadowolony i odkrył się.<br />
Usiadł plecami do mnie. Dopiero wtedy zauważyłam, że spał bez koszulki. Zerknęłam na jego włosy ukradkiem, lecz zaraz moje spojrzenie przyciągnęły bordowe pręgi na jego plecach. Otworzyłam szeroko oczy i natychmiast zakryłam sobie usta dłońmi. Dokładnie trzy pręgi ciągnęły się wzdłuż jego pleców; od prawego barku do lewego biodra. Były wypukłe na około pół centymetra i nie musiałam ich dotykać, żeby to stwierdzić. I byłam pewna, że gdzieś już takie widziałam. Tylko gdzie? To nie mogły być rany zadane przez normalnego człowieka...<br />
- Niall... - szepnęłam, wciąż zszokowana.<br />
- Czego? - Nawet nie raczył się odwrócić.<br />
- Co się stało z twoimi plecami? - szepnęłam i usiadłam po turecku na łóżku.<br />
Jak na zawołanie, Horan stanął na równe nogi, przodem do mnie. W jego wzroku kryła się wściekłość, lecz zauważyłam też przerażenie. Obcy człowiek zobaczył coś, o czym nikt nie powinien wiedzieć. Jego tajemnica.<br />
- Nic nie widziałaś! - wrzasnął i szybkim krokiem poszedł do łazienki. Zamknął się na klucz i od razu puścił wodę.<br />
Minutę wcześniej w pokoju Louisa i Jenny zrobiło się bardzo cicho.<br />
Zdenerwowałam się. Na siebie. Po co się odezwałam?! Po co?! Przecież nie obchodziło mnie co mu się stało! To jego sprawa! On nie interesuje się mną i wzajemnie.<br />
~ <i>Ale czy na pewno? - </i>odezwał się głos w mojej głowie.<br />
- Tak. Na pewno - odpowiedziałam sobie sama na głos.<br />
~ <i>Kłamiesz.</i><br />
<i>- </i>Stul się.<br />
Gdyby ktokolwiek mnie wtedy słyszał, mógłby pomyśleć, że mam nie równo pod sufitem. Rozmawiam sobie z powietrzem. Przecież to takie normalne. W moim świecie i owszem. Ale nie w ich.<br />
Szybkim zaklęciem zmieniłam piżamy na ładną <a href="http://wd4.photoblog.pl/np2/201207/86/127910293.jpg" target="_blank"><i><b><span style="color: purple;">sukienkę</span></b></i></a>, bo musiałam jakoś wyglądać przed narzeczonym. Przejrzałam się w lustrze, stojącym w rogu pokoju i ze smutkiem stwierdziłam, że Cal ma rację, jeśli mnie nie kocha. Byłam beznadziejna. Głupie, falowane, ciemnoblond włosy. Niski wzrost, niezgrabne nogi, chyboczące się w wysokich butach. I do tego nieumiejętności magiczne. Może i byłam demonoczarodziejką, ale chyba najbardziej niezdarną na świecie. Wychodziły mi proste zaklęcia, bo tylko takich uczyli w Hex Hall, lecz co z resztą? Co z panowaniem nad zmianą pogody? Co z uprawianiem najbardziej pożądanej na świecie czarnej magii, której księga z zaklęciami znajduje się w Thorne Abbey? Co ze wskrzeszaniem umarłych? Umiałabym to wszystko, gdyby się nie okazało, że moja prababcia była mordercą. Jeśli posiadłabym wszystkie te umiejętności, przewyższyłabym mocą nawet mojego tatę. Byłabym niezwyciężona.<br />
Ale tak to bałam się nawet Oka.<br />
Stałam przed lustrem tak długo, aż Niall, całkowicie ubrany, wszedł do pokoju. A gdy już to zrobił, rozległo się pukanie do drzwi.<br />
- Śniadanko! - krzyknął blondyn i w podskokach pobiegł do drzwi.<br />
Jakież było jego rozczarowanie, kiedy nie spotkał w nich seksownej kelnerki z kilkoma tacami wypełnionymi po brzegi wyśmienitymi smakołykami. Znieruchomiał i dopiero po chwili skojarzył mojego narzeczonego, bo zamknął mu drzwi przed nosem bez żadnego ostrzeżenia. Powoli odwrócił się w moim kierunku.<br />
- Czy twój chłoptaś nas śledzi? - zapytał zdenerwowany. - Jeszcze wczoraj był w Anglii.<br />
- On tylko...<br />
- Kiedy ty się przebrałaś? - zmierzył mnie wzrokiem.<br />
Szlag. Zapomniałam o tym, że Horan nie był ślepy, że mógł coś zauważyć.<br />
- Gdy ty byłeś w łazience - odparłam, stając się, by mój głos zabrzmiał pewnie.<br />
Jego kolejne słowa zagłuszyło walenie w drzwi z wielką mocą i głos Cala:<br />
- Horan, otwieraj!<br />
- On jest nieprzewidywalny - stwierdził fakt blondyn.<br />
- Otwórz mu, bo zaraz nie będziesz miał czego zamykać - ostrzegłam go.<br />
Wywrócił oczami i westchnął pretensjonalnie. Podszedł do drzwi, otworzył je i przecisnął się obok Cala, wychodząc z pokoju. Zostałam z nim sama. Oj...<br />
Cal zatrzasnął drzwi z hukiem, aż zatrzęsły się w ramie. A muszę podkreślić, iż były one bardzo <u>ciężkie</u>. Przyśpieszył mi się oddech, bo zobaczyłam, że chłopak jest wściekły, jak jeszcze nigdy. Wytrzeszczyłam oczy i cofnęłam się. Ze złości niebieskie iskry wystrzeliwały z opuszków jego palców, a włosy mu się nastroszyły. W tamtej chwili bałam się użyć magii, mimo że miałam w tym nad nim przewagę. Podchodził do mnie powoli, a ja się cofałam.<br />
- Ślicznie wyglądasz - rzekł, patrząc na mnie dzikim wzrokiem.<br />
Takiego go jeszcze nie widziałam.<br />
W chwili, gdy moje półnagie plecy dotknęły ściany, oszacowałam swoje szanse na ujemne. Wydałam z siebie zduszony okrzyk i zerknęłam na niego błagalnie, ponieważ wiedziałam, że cało z tego spotkania nie wyjdę.<br />
- Nic z tego, słonko - warknął chłopak, stając pół metra przede mną. - Mogłaś pomyśleć o tym wcześniej.<br />
Zaatakował.<br />
___________<br />
Tak, wiem, ten rozdział jest beznadziejny, bez żadnej konkretnej akcji... Przepraszam, idzie mi coraz gorzej ;c<br />
Aczkolwiek czekam na Wasze komentarze z opiniami, one naprawdę mnie motywują <3Sophia Smithhttp://www.blogger.com/profile/08278405451509794745noreply@blogger.com10tag:blogger.com,1999:blog-6867772158759479362.post-71108036279736732902014-03-08T02:12:00.000+01:002014-03-08T02:12:20.209+01:00Rozdział 9 Momentalnie wyluzowałam. Byłam pewna, że Archer nic mi nie zrobi, więc nie miałam się czego obawiać, a nawet jeśli by próbował, dałabym mu radę. Chyba, że zachcieliby mu pomóc jego "koledzy"...<br />
- Kto by się spodziewał, Cross? - wyszeptałam ze złośliwym uśmieszkiem. - Co cię sprowadza do Paryża?<br />
Na dźwięk swojego nazwiska, chłopak zaczął się śmiać. Nie zwykliśmy mówić do siebie po imieniu i sądziłam, że przypomniały mu się czasy szkolne, kiedy potrafiliśmy wyzywać się przez kilka godzin. Mimo tego byliśmy przyjaciółmi. Kiedyś.<br />
- Mówisz, że jest po staremu? - zapytał i postąpił parę kroków w moim kierunku. - Po nazwiskach, Mercer?<br />
- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie, Cross - mruknęłam szybko.<br />
Archer westchnął i zamknął na chwilę oczy. Widocznie miał jakiś poważny i osobisty powód, żeby się ze mną spotkać, bo kiwnął na nieruchomych facetów, a oni zmyli się w ułamku sekundy. Cross podszedł już do mnie normalnie, bez przykrywki zbuntowanego nastolatka i z uśmiechem na ustach. Z tym prawdziwym uśmiechem, który zapamiętałam ze szkoły. Nie chciał nic mi zrobić.<br />
- Jak ci się układa? - zapytał.<br />
Staliśmy na przeciwko siebie. Obydwoje się uśmiechaliśmy i byliśmy o wiele mniej spięci niż przed momentem. Otaczała nas pustka, ciemność i mgła. Po prawej stała Wieża, a obok niej staw. Nad nami wisiały gałęzie drzew.<br />
- Jestem w otwartym związku z Calem - jęknęłam i spojrzałam w bok.<br />
- Nie kochasz go? - Usłyszałam w jego głosie kpinę i rozbawienie.<br />
- Wolałam ciebie - wyszeptałam.<br />
Zerknęłam mu w oczy. Przez minutę malowało się w nich bezbrzeżne zdumienie, a potem zadowolenie. Nagle powrócił ironiczny i pewny siebie Cross, ten, którego nie lubiłam.<br />
- To wróć do mnie - zaproponował. - Przyłącz się do nas. Będziemy najpotężniejsi. Już to widzę... - Wykonał ręką ruch, jakby chciał pokazać mi jakieś obrazki na powietrzu. - Demon i czarnoksiężnik. Córka demona i syn... - Niespodziewanie umilkł.<br />
Nigdy nie lubił wspominać o swojej rodzinie, a ja zazwyczaj o nią nie pytałam. Jasne, że ciekawił mnie ten temat, ale i ja nie miałam w zwyczaju rozpowiadać o mojej rodzinie na prawo i lewo. Szczególnie rok temu. Wtedy mieszkałam jedynie z mamą i Amy, a taty nie znałam. Zostawił nas, gdy urodziła się siostra, a ja miałam dwa latka. Nie pamiętałam go. A mama bardzo niechętnie udzielała mi informacji na jego temat.<br />
A co z rodziną Archera? Był sierotą? A może miał zwykłych, niemagicznych rodziców? Nie, to niemożliwe. Może się ich wstydził albo pokłócił z nimi? Może poszło o jego członkostwo w Oku?<br />
- Nie przesadzajmy, Cross - warknęłam i odsunęłam się. - Doskonale wiesz, że nie dołączę do Oka. Nigdy. To już chyba sobie wyjaśniliśmy. Po co chciałeś się ze mną spotkać?<br />
- Właśnie po to.<br />
Znów się uśmiechnął i podszedł do mnie. Umiejscowił dłonie na mojej talii, a ja jakimś sposobem nie chciałam ich stamtąd zdejmować. Uśmiechnęłam się jedynie i spuściłam wzrok, bo poczułam, jak rumienią mi się policzki.<br />
- Proszę, Mercer, wróć do mnie. Potrzebuję cię. Całe Oko cię potrzebuje. Bez ciebie jesteśmy za słabi, nie mamy siły walczyć z Radą, jest nas coraz mniej. Od kiedy przyłączyły się do nas Siostrzyce, jest troszkę łatwiej, ale twoja obecność...<br />
- Co?! - wykrzyknęłam i odskoczyłam od niego.<br />
Wytrzeszczyłam oczy. Nie, to nie mogła być prawda. Musiałam się przesłyszeć. Oko i Siostrzyce razem? Hahaha, dobry żart Cross. Przecież oni razem to już zagłada dla świata, czego oczekuje jeszcze ode mnie?!<br />
- Wy... - wyszeptałam, wciąż się cofając. - Jesteście razem?<br />
- Nie dosłownie - odrzekł. Wcale nie wydawał się zdziwiony moją reakcją. - Przyłączyły się do nas. I teraz jest o wiele łatwiej, ale z tobą panowanie nad światem zdobylibyśmy w kilka dni. To jak? Wchodzisz w to?<br />
- Chyba sobie żartujesz - mruknęłam.<br />
- Sophie?! Ty durna idiotko, gdzie masz komórkę?! - Usłyszałam z oddali.<br />
Archer spojrzał z niezadowoleniem za mnie. Prychnął i odwrócił się.<br />
- Jeszcze się zobaczymy - wyszeptał ze złością i zniknął.<br />
- Sophie, odezwij się! - wrzasnęła Jenna i odwróciła mnie do siebie brutalnie.<br />
Przytuliłam ją mocno i zamknęłam oczy. Dziewczyna przez chwilę się szamotała, wyzywając mnie od różnych, ale potem dała spokój. Otoczyła mnie ramionami i zaczęła uspokajać. Otworzyłam oczy.<br />
- A oni po co tu? - szepnęłam cicho, kiedy dostrzegłam Harry'ego i Louisa.<br />
Oderwałam się od niej, starając odwrócić swoje myśli od niedalekiej śmierci. Przyjrzałam się chłopakom i poczułam dziwny spokój. A nawet się uśmiechnęłam.<br />
- Uparli się, by przyjść ze mną - odrzekła dziewczyna i z udawanym niezadowoleniem zerknęła na chłopców.<br />
Zaśmiałam się sztucznie. W środku trzęsłam się ze strachu i potrzebowałam gorącej kawy na przebudzenie, lecz o takiej godzinie większość kawiarni była pozamykana. Musiałam zastanowić się czy powiedzieć o tym tacie, czy nie. Szlag.<br />
KAWY!<br />
- Co się stało, Soph? - zapytała Jenna.<br />
- Chodźmy stąd, potrzebuję pobudzacza jakiegoś - stwierdziłam.<br />
- Dobrze się czujesz? - Dziewczyna spojrzała mi w oczy. - Masz rozbiegany wzrok i przekrwione oczy, trzęsiesz się i nie możesz skupić na mnie spojrzenia. - Wow, ocena psychologiczna sytuacji. To do ciebie nie podobne, Jen?! - Ćpałaś coś?<br />
To akurat jak najbardziej.<br />
- Nie...? - spojrzałam na nią dziwnie. - Po prostu... Zimno mi. Chodźmy już.<br />
Ruszyłam w kierunku ulicy. Reszta podążyła za mną, szepcząc cicho za moimi plecami. Wyjęłam z kieszeni komórkę i napisałam SMS - a do Cala:<br />
<i>"Cal... Błagam cię, nikomu o tym nie mów... Nikomu, rozumiesz?! Spotkałam Archera... I on mi powiedział, że Oko i Siostrzyce Brannick się połączyły! Co mam zrobić?!"</i><br />
<i> </i>Znów zaczęłam się trząść. Do tego stopnia, że musiałam schować komórkę i wsadzić ręce do kieszeni. Strasznie się bałam.<br />
Nagle, na zwyczajnej ulicy w Paryżu, pojawiła się mgła. Bardzo gęsta, zimna i niosąca ze sobą leciutki deszczyk. Przystanęłam i rozejrzałam się. Mgła przypominała mi tą z tego horroru "Mgła" i dodatkowo obleciał mnie strach, że zaraz z tej mgły wylecą na nas jakieś różne stwory. Jak - na przykład - demony.<br />
Ja byłam demonem! Wybrykiem natury, niechcianym zjawiskiem! Dzieckiem - potworem! Stworzona przez pokręconą świruskę, nazywającą siebie moją prababcią, która dała życie mojej babci-demonowi! A ona mojemu tacie! I ja też jestem demonem! Jestem najgorsza!<br />
Kiedy zorientowałam się, że Harry łapie mnie za rękę i biegnie, dopiero wtedy zauważyłam, że pada. Błyska się. I grzmi. Jenna leciała już z przodu z Louisem za rękę, co wyglądało bardzo śmiesznie. Zmokłam momentalnie i spojrzałam w niebo, biegnąc za Harrym. To była moja wina.<br />
O czym mówię? O pogodzie. Tak się czasem działo, kiedy przestawałam panować na emocjami. Mogłam zmieniać pogodę. A że wtedy byłam zdenerwowana, stworzyłam burzę. Fajnie, nie?<br />
Biegnąc usłyszałam dzwoniącą komórkę, ale ją zignorowałam. Zerknęłam na chłopaka. Śmiał się, a jego włosy były mokre i ogólnie cały był przemoczony. Zresztą jak ja, Jenna i Louis. Zaśmiałam się także i chmury na niebie się rozpłynęły, dając drogę wolną księżycowi. Harry stanął jak wryty i pociągnął za sobą mnie. Wyjęłam dłoń z jego uścisku i zerknęłam na Jennę i Louisa. Podeszli do nas, bo Styles wpatrywał się w bezgwiezdne niebo ze zmarszczonym nosem. Słodko to wyglądało.<br />
- Co jest nie tak z tą pogodą? - zapytał Louis, patrząc niepewnie na Harry'ego.<br />
Jenna spojrzała na mnie z pytaniem wypisanym na twarzy, a ja pokiwałam lekko głową.<br />
- Możemy iść do hotelu? - szybko zmieniła temat przyjaciółka. - Wciąż jesteśmy mokrzy. I jest zimno.<br />
Powiedział wampir.<br />
Harry i Louis spojrzeli na siebie i pokiwali głowami. Tomlinson znów podszedł do Jenny, lecz tym razem wziął ją na barana. Dziewczyna zaczęła piszczeć, ale się śmiała. Louis lekko się zachwiał, bo przyjaciółka się szamotała i wrzeszczała, że jest kretynem, lecz - na szczęście - zaraz odzyskał równowagę.<br />
Harry odciągnął mnie trochę od nich i dopiero kiedy oni byli dziesięć metrów przed nami, pozwolił mi się ruszyć. Znowu zaczęłam się trząść, ale tym razem z zimna.<br />
- Co się stało, Sophie? - zapytał, nie patrząc na mnie. - Gdzie byłaś?<br />
- Poszłam się przejść - odparłam natychmiast. Być może za szybko.<br />
Harry spojrzał na mnie.<br />
- A teraz?<br />
- Nic się nie stało, Harry. Jestem tylko trochę zmęczona.<br />
To w sumie kłamstwem nie było. Oczy mi się już zamykały, ale wiedziałam, że czeka mnie jeszcze rozmowa z Calem i być może tatą, i musiałam się umyć. A do tego wszystkiego potrzebna mi była kawa.<br />
- Możesz przyjść do mnie. Nie jestem pewny, ale Niall już chyba zasnął.<br />
Zaśmiałam się.<br />
- Lepiej nie, bo będzie tęsknił.<br />
Harry uśmiechnął się, ale smutno.<br />
- Hej, gołąbeczki! - krzyknął Louis. Jakimś sposobem znaleźliśmy się przed hotelem. - Pospieszcie się, bo będziecie spać na ulicy!<br />
Byliśmy jeszcze od nich spory kawałek, ale Harry i tak szepnął:<br />
- Co z niego za idiota.<br />
Przewrócił oczami, a ja znów się zaśmiałam.<br />
Przyśpieszyliśmy kroku i zaraz weszliśmy do ciepłego pomieszczenia. W lobby został już tylko przysypiający ochroniarz i zbudził się, kiedy weszliśmy do środka. Obserwował nas całą drogę do windy, a potem ponownie opadł na krzesło.<br />
- Winda... - jęknęłam.<br />
- Tak, wiemy, kochasz je - rzekła z sarkazmem Jen.<br />
Weszłam do niej, a raczej zostałam wepchnięta. Przykucnęłam i skuliłam się w kącie. Strasznie zmarzłam. Harry usiadł obok mnie.<br />
Całą drogę myślałam raczej o Archerze, więc moja "fobia" się nawet nie odezwała. Strasznie się cieszyłam, że go spotkałam. A następnie on wyjawił mi cel swojej wizyty. Nigdy nie wstąpię do Oka. A przynajmniej nie z własnej woli. A siłą by mnie chyba tam nie dali rady zaciągnąć. Działało to także w odwrotną stronę. To ARCHERA nie dałoby się sprowadzić na tą dobrą drogę. Niemożliwe.<br />
- Zapukaj, zanim wejdziesz do jego pokoju - ostrzegł mnie Louis, kiedy zostaliśmy sami na korytarzu. Harry poszedł pochmurny do pokoju, a do Jen zadzwonił tata, więc także się w nim zamknęła. - Nialler niezbyt lubi, gdy mu się przeszkadza...<br />
- Spokojnie... Mam tylko nadzieję, że pod poduszką nie trzyma tasaka. Jeśli nie, dam radę.<br />
Uśmiechnęłam się do Louisa i poczekałam aż on, z przerażoną miną, wróci do pokoju. Zapukałam delikatnie do drzwi Nialla. Nie doczekałam się odpowiedzi tak długi czas, że po prostu nacisnęłam klamkę. Jak się można było spodziewać, okazały się one zamknięte na klucz. Westchnęłam i resztką magii, która mi po całym dniu pozostała, otworzyłam je.<br />
Pokój był cały pochłonięty w ciemnościach i dopiero po chwili moje oczy się do nich przyzwyczaiły. Zauważyłam sylwetkę Horana, leżącego na łóżku, przykrytego kołdrą po same czubki uszu. Uśmiechnęłam się i zapaliłam lampkę, stojącą na jednym ze stolików. Chłopak odwrócił się na drugi bok, lecz wciąż spał. Usiadłam na mięciutką kanapę i wyjęłam komórkę z kieszeni. Dzwonił, oczywiście, Cal. Wiedziałam, że w sprawie Oka. Bałam się go, a, że Cal był jedyną osobą, która o tym wszystkim wiedziała, zadzwoniłam do niego. Nie odebrał.<br />
Walnęłam komórką o podłogę i potoczyła się ona pod łóżko. Nie zamierzałam jej stamtąd wyciągać. Wyczarowałam sobie ręcznik i piżamy i poszłam wziąć prysznic. Nie stałam pod nim długo, bo zaraz znowu zaczęłabym myśleć o Oku i Siostrzycach Brannick. Umyłam zęby wyczarowaną szczoteczką. Za pierwszym razem wyszedł mi widelec. Byłam w tym coraz lepsza, chociaż dół od piżam wcale nie pasował do reszty.<br />
Kiedy wyszłam z łazienki, przywitał mnie Nialler siedzący na łóżku. Miał rozkojarzoną minę i przymrużone oczy. Spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem i uniósł brwi.<br />
- Aż tak się wczoraj bawiłem? - zapytał nieprzytomnie.<br />
Przez chwilę patrzyłam na niego ze zdziwieniem, a potem się zaśmiałam. I - żeby wyszło to na moją korzyść - postanowiłam go troszkę pobajerować.<br />
- Oj, tak, zabawiłeś się wczoraj... Kładź się spać.<br />
Niall całkowicie się rozbudził.<br />
- Gdzie byłem? - zapytał natychmiast. - Z kim? Co robiłem? Kim jesteś?<br />
- Wszystkiego dowiesz się rano...<br />
Podeszłam do jego łóżka. Usiadłam na nie, a że chłopak nic nie mówił, położyłam się i przykryłam kołdrą. Była jedna, ale wielka. Odwróciłam się do niego plecami i zamknęłam oczy. Poczułam dłoń na mojej talii i zerwałam się ze zduszonym okrzykiem. Niewiarygodnym był fakt, że Niall już spał. Zasnął, przytulając mnie. Westchnęłam głęboko, zgasiłam magią lampkę i położyłam głowę na poduszkę. Natychmiast zmorzył mnie sen.<br />
~*~<br />
Nie wiem, dlaczego się obudziłam. Elektroniczny zegarek na stoliku nocnym wskazywał godzinę czwartą nad ranem. Było ciemno. Horan leżał już po drugiej stronie łóżka, na brzuchu, przykryty do pasa. Ja też leżałam na brzuchu. Odwróciłam się na plecy i usiadłam.<br />
Mało nie wrzasnęłam ze strachu. Na środku pokoju stała Elodie i przyglądała mi się ze złością. Ona właściwie UNOSIŁA się nad ziemią. A zdenerwowana była za każdym razem, gdy do mnie przybywała. Już jako duch, lecz za czasów człowieczeństwa miała dokładnie taką samą minę. Ubrana była w te same ciuchy, które nosiła w dniu śmierci. Nie zdarzyło się to po raz pierwszy i to był jedyny powód dlaczego nie wrzasnęłam, budząc całego piętra.<br />
Zawsze miała mi coś do przekazania.<br />
Teraz też.<br />
Jej usta ułożyły się w wyraźne: <i>"Oko tu idzie"</i>.<br />
_____________________________________<br />
No cóż... Nie jestem zbytnio zadowolona z rozdziału, więc przepraszam za wszystkie błędy. Wenę mam na przyszłe zdarzenia... A na jak przyszłe to sami zadecydujecie :) Biorąc udział w ankiecie XD Komentujcie, kochani, prooooszę ;3Sophia Smithhttp://www.blogger.com/profile/08278405451509794745noreply@blogger.com10tag:blogger.com,1999:blog-6867772158759479362.post-87944636161560718172014-02-15T00:17:00.001+01:002014-02-15T00:17:35.326+01:00Rozdział 8 Poszłyśmy za chłopakami do windy. Bałam się wind. Zatrzasnęłam się w jednej kiedyś. Od tamtego czasu unikałam ich, jak ognia. Jenna uświadomiona była o mojej małej fobii, dlatego, gdy tylko drzwi windy się zamknęły, przytuliła mnie. Ścisnęłam ją i patrzyłam na chłopców ukradkiem. Louis wcisnął ostatni przycisk, a Harry objął ramieniem Nialla. Horan zaś momentalnie zlał się potem i oparł o ściankę windy.<br />
- Co mu jest? - szepnęłam cicho do stojącego najbliżej mnie Zayna.<br />
- Ma klaustrofobię - odparł tamten.<br />
Na szczęście podróż taką niebezpieczną maszyną nie trwała długo i jakoś to z Horanem przeżyliśmy. Wyszliśmy na korytarz.<br />
- Spotkamy się tu za... - Liam spojrzał na zegarek. - Za jakąś godzinę?<br />
Wszyscy przytaknęliśmy. Najwyraźniej każdy z nich wiedział, gdzie ma pokój.<br />
Zerknęłam na Nialla. On także na mnie patrzył. Odwróciłam szybko wzrok na Jennę, lecz ona oddalała się już z Louisem, przyczepiona do jego ramienia. Liam, Harry i Zayn też już zniknęli mi z pola widzenia. Na korytarzu zostałam ja z blondynem. Jakoś tak nagle odechciało mi się z nim spać. Nadal nie wiedziałam dlaczego tak mnie nienawidzi i czy moglibyśmy się dogadać...<br />
- Idziesz? - zapytał, odchodząc korytarzem na prawo.<br />
Dogoniłam go i po chwili otworzył przede mną drzwi. Stanęłam w progu, onieśmielona taką elegancją. Pokój był <a href="http://static1.platine.pl/i/art/127/128383_hp.jpg" target="_blank"><i><b><span style="color: purple;">wielki</span></b></i></a>. Luksus rzucał się w oczy. Miałam wielką ochotę rzucić się na duże łóżko, stojące naprzeciwko wejścia. Szybko jednak wybiłam sobie ten pomysł z głowy i spojrzałam na blondyna.<br />
- Bardzo się wściekasz? - zapytałam niewinnie.<br />
Horan stał nadal w otwartych drzwiach, patrząc na łóżko niewidzącymi oczami. Kiedy dotarło do niego moje pytanie, zerknął na mnie. Westchnął i zamknął drzwi.<br />
- A mam? - zapytał, podchodząc do dużej torby, leżącej na łóżku.<br />
- No wiesz... - Weszłam wgłąb pomieszczenia. - W końcu to ja ciebie wybrałam, a z tego co widzę, to nie za bardzo mnie lubisz i teraz nagle zrozumiałam, że to było wobec ciebie nie w porządku, że powinnam raczej...<br />
- Przestań - mruknął, wyjmując z torby flanelową koszulę. - Po prostu poudawajmy przez te kilkanaście godzin, że jest w porządku. Wy z Jenną odjedziecie i znów będzie po staremu.<br />
To mnie troszkę zraniło. On mnie tam nie chciał.<br />
- Mogę stąd pójść - szepnęłam, starając się nad sobą zapanować. - Wystarczy, że powiesz.<br />
Niall rzucił wściekły koszulę na podłogę i zacisnął pięści. Podszedł do mnie, ale ja się nie cofnęłam. Może i się bałam, lecz na dobrą sprawę, to nie miałam czego. To człowiek.<br />
Blondyn spojrzał mi w oczy.<br />
- Tak - rzucił. - Chcę, żebyś stąd poszła.<br />
Uniosłam zdumiona brwi. Tego się nie spodziewałam.<br />
Mimo że jakoś specjalnie za nim nie przepadałam, zabolało mnie to okropnie. A może i zdziwiło... W końcu co ja mu zrobiłam? Dlaczego tak się zachowywał?<br />
Wzięłam głęboki oddech, zamykając oczy, bo czułam, że zaraz dam upust magii. Otworzyłam je ponownie i zwyczajnie wyszłam z pokoju.<br />
~*~<br />
Wyszłam z hotelu już nie wściekła. Strasznie chciało mi się płakać. Nie wiedziałam gdzie jestem, dlatego postanowiłam się zgubić. Skręciłam w lewo i poszłam przed siebie. Wepchnęłam ręce w kieszenie jeansów. Przedtem wyciszyłam komórkę. Już widniało na niej dwadzieścia połączeń nieodebranych od taty i czternaście od Cala. Było mi zimno. Spuściłam głowę, lecz oczy miałam podniesione. Obserwowałam mijających mnie ludzi z wielką uwagą. Dlaczego? W sumie to nie wiem. Może z przyzwyczajenia. Tato bardzo kładł nacisk na to, bym była czujna. Wpajał mi przez całe wakacje, że nawet mój przyjaciel może być wrogiem. Miałam wtedy przeczucie, że mówi o Archerze...<br />
Przez moje rozmyślenia o tym, żeby być czujnym, wpadłam na jakiegoś faceta z aparatem. Natychmiast pstryknął mi fotkę i uciekł. Stałam przez chwilę ogłupiała na środku chodnika. Faceta wciąż miałam w zasięgu wzroku. Zmrużyłam oczy i po chwili leżał on, wijąc się z bólu. Powoli do niego podeszłam i klęknęłam przy nim.<br />
- Po co to zrobiłeś? - zapytałam spokojnie.<br />
Facet mógł mieć góra trzydzieści lat. Miał kilkudniowy zarost i głupi uśmieszek na twarzy.<br />
Coś mi się nie zgadzało. Czemu się uśmiechał?!<br />
- Dowiesz się, maleńka.<br />
Wstał, niepowstrzymywany już moją magią i otrzepał się. Sprawdził czy ma aparat w całości i zaśmiał się. Tym razem się cofnęłam. Nawet ze strachem.<br />
- Dlaczego...<br />
- Wiesz... - przerwał mi. - Ktoś chciałby z tobą pogadać.<br />
- Kim ty jesteś? - Otworzyłam szeroko oczy, uświadamiając sobie, kim może być ten człowiek.<br />
- Przyjdź dzisiaj o jedenastej wieczorem na Pole Marsowe. Sama. A... no i radzę ci nie mówić nikomu, że się ze mną widziałaś, bo ucierpi na tym twoja przyjaciółeczka.<br />
Facet nagle zniknął.<br />
Rozpłynął się w powietrzu.<br />
Oko.<br />
~*~<br />
Otrząsnęłam się z przerażenia i wróciłam do hotelu sztywnym krokiem. Przeszłam przez hol, obserwowana przez wszystkich pracowników i wsiadłam do windy. Złapałam się kurczowo barierki i zamknęłam oczy. Zastanowiłam się, po co wracam. Nie miałam pojęcia. Może bałam się o Jennę? Nie. Nie miałam zamiaru nikomu mówić o tym facecie, dlatego podejrzewałam, że przyjaciółka jest nietknięta. Ale... Oko? Po co? Dlaczego? Co ja zrobiłam? I - jeśli ten facet rzeczywiście był z Oka - dlaczego od razu mnie nie zabił, i czemu to był CZARODZIEJ?! Przecież w Oku byli sami ludzie! No... Pomijając Archera. Ale Archer to wyjątek. Tam byli tylko ludzie. Zabijali nożami, rzadziej pistoletami, a wampiry kołkami. Lub czymś żelazowym. Nie znałam się na tym. I nie chciałam. W sumie to wampirowi wystarczyło zabrać Krwawy Klejnot. To taki przedmiot na łańcuszku, który pozwalał wampirom normalnie funkcjonować w dzień.<br />
Dlaczego chcieli mnie? Archer kiedyś proponował mi przejście na ich stronę, ale nie mogłam się na to zgodzić. To byłoby sprzeczne z prawem. A tym bardziej się bałam, bo to mój ojciec egzekwował prawo. Masakra.<br />
Podeszłam powoli pod drzwi pokoju Nialla. Westchnęłam i zapukałam.<br />
- Zayn, już ci mówiłem - usłyszałam głos blondyna. - Nie zabrałem twojego lusterka. Liam je ma.<br />
Weszłam nieproszona do środka.<br />
- To nie Zayn - szepnęłam.<br />
Niall stał w samych spodniach, z przewieszonym na ramieniu ręcznikiem. Przez chwilę gapiłam się na jego umięśniony tors, lecz szybko spuściłam wzrok, kiedy na mnie spojrzał.<br />
- Czego tutaj szukasz? - warknął.<br />
- Niall, przepraszam cię... Proszę, pozwól mi tutaj zostać.<br />
Zerknęłam na niego błagalnie.<br />
Blondyn zmrużył oczy i podszedł do mnie.<br />
- Niby czemu mam ci na to pozwolić?<br />
- Bo... - zacięłam się. - Na dole są reporterzy. Boję się ich.<br />
Kłamstwem to to nie było. Przecież tamten facet miał aparat, a nawet pstryknął mi zdjęcie. Ale Niall się o tym nie dowie.<br />
Przez długą chwilę patrzyliśmy sobie w oczy; ja z błaganiem, on ze złością. Po jakichś 3 minutach wziął głęboki oddech i westchnął:<br />
- Dobra. - Zauważyłam, że bardzo ciężko było mu wymówić to słowo. - Idę się umyć. Zaklucz drzwi i... A z resztą. Rób co chcesz, tylko niczego nie rozwal.<br />
Pokiwałam głową i zamknęłam za sobą posłusznie drzwi. Horan zniknął w łazience. Jeśli dobrze skojarzyłam, nie zakluczył się.<br />
Wyjęłam komórkę z zamiarem podgłoszenia jej i akurat trafiłam na połączenie przychodzące od Cala. Tym razem odebrałam, siadając ostrożnie na kanapę. Podniosłam komórkę do ucha.<br />
Od razu powitał mnie zdenerwowany głos Cala:<br />
~ <i>Czy ty dziewczyno czytałaś dzisiejszą gazetę? Możesz mi powiedzieć, czemu nie ma cię jeszcze w Thorne Abbey? Albo chociaż wytłumacz mi po co poszłaś z tym całym One Direction do hotelu, skoro miałaś pojechać tylko po Jennę? Czemu nie odbierasz telefonów ode mnie i od ojca? Czy ty nie wiesz, że ostatnio zanotowano największy współczynnik wykrywalności Oka właśnie we Francji? Kiedy ty masz zamiar wrócić?</i><br />
Nie zdziwiły mnie bardzo pytania chłopaka. Zranił mnie ton jego głosu. Udawał zdenerwowanego, ale wyczułam w tym nutkę obojętności. Tato mu kazał zadzwonić? Dosyć prawdopodobne. Cal się nie wściekał. To było smutne. Czy mu na mnie w ogóle zależało?<br />
- Poczekaj, powoli... Wrócę... Nie wiem, błagam, nie zadręczaj mnie tym. Jen już jest ze mną, wrócimy, jak odwidzi się jej romansowanie z zajętym członkiem zespołu. Czyli pewnie będziemy tu sterczeć kilka dni. Nie wrócimy szybciej. Może w poniedziałek? Ale już w Hex Hall. Tacie powiedz, że ma się o mnie nie martwić...<br />
~ <i>Ale tam jest Oko. Jak możemy się nie martwić?</i><br />
<i>- </i>Cal, jestem... - Na szczęście w porę ugryzłam się w język. Chciałam powiedzieć "demonem". Mogłabym, gdyby nikogo nie było w pokoju. Ok, byłam sama, ale nie słyszałam puszczanej wody w łazience, dlatego powinnam zostać ostrożna. - Poradzę sobie, nie bójcie się o mnie. Jak tam Amy? Wróciła do domu?<br />
Usłyszałam westchnięcie.<br />
~ <i>Pojechała z twoją mamą do jej domu. Też wraca w poniedziałek i radzę ci wynagrodzić jej to, że to nie ona spędza czas ze swoimi idolami. Dzisiaj, jak przyjechała ze szpitala i zauważyła tą gazetę z tobą i tym zespołem na okładce to wpadła w taki szał, że zamknęła się w tym pokoju pełnym luster, w którym ty ćwiczyłaś i rozbijała każde po kolei. Po godzinie wyszła, cała zapłakana. Nie chciałbym z nią rozmawiać na twoim miejscu. Do poniedziałku.</i><br />
<i> </i>Rozłączył się.<br />
Nie ma to, jak uczuciowy chłopak, nie? Nie, to WCALE nie jest sarkazm.<br />
Byłam wściekła. Znowu. Miałam ochotę polecieć Itineris do Thorne Abbey i przyłożyć Calowi tak mocno, że przy tym furia Amy byłaby niczym. Miałam ochotę coś roztrzaskać, zgnieść, potłuc, zabić...<br />
Stałam z lampą w ręku, wycelowaną w okno, kiedy Niall wyszedł z łazienki.<br />
- Co ty robisz?! - wrzasnął.<br />
Tym razem, jakby ostatnim było za mało, wokół bioder miał owinięty biały ręcznik z logo hotelu. Nie zwróciłam na to uwagi. Zwyczajnie popatrzyłam na niego, potem na lampę i zaczęłam myśleć po co ją trzymam.<br />
- Przepraszam, nie chciałam. - Odstawiłam lampę. - To wszystko przez Cala.<br />
Musiałam wyjść. Szybko.<br />
Zgarnęłam z podłogi torbę i nałożyłam na siebie kurtkę.<br />
- Gdzie ty idziesz? - zapytał Horan, cały czas stoją ze zdumioną miną w drzwiach łazienki.<br />
- Nie wiem.<br />
- Wrócisz? - Nie, nie mówił tego przyjaźnie. Raczej z pretensją.<br />
- Nie muszę. Jeśli Jen się będzie pytać, powiedz, że... Że jak coś, to się spotkamy w szkole.<br />
Wyszłam.<br />
Nie usłyszałam już, jak Niall szepcze <i>"Wróć..."</i><br />
~*~<br />
Do godziny 22:45 błąkałam się po całym Paryżu, znów ignorując dzwonienie komórki. A dzwonili wszyscy: mama, tata, Cal, pani Casnoff, Jenna i Amy. Nie chciałam, żeby się martwili, chociaż pewnie tym milczeniem 'upewniłam' ich w przekonaniu, że nie żyję i jestem zakopana w lesie. Do tego poćwiartowana. Źle się czułam z tym, że w ogóle zaczęłam tą "przygodę" z zespołem. Przecież ja nie byłam ich fanką. Zamiast mnie, wolałabym, żeby to była Directionerka. Zwyczajna dziewczyna, nie mająca magii, wrogów i wizji spędzenia reszty życia z niekochającym chłopakiem, na stanowisku szefa Rady, na głowie. To nie powinnam być ja.<br />
O równej jedenastej stanęłam na początku Pola Marsowego. Od strony północnej. Zamiast obserwować ludzi, patrzyłam na Wieżę Eiffela. Była o wiele większa, niż na pocztówkach. Dobra, wiedziałam, że jest większa, ale nie aż tak... Ludzi nie było. Zostałam sama, powoli zmierzając do wieży.<br />
Wtedy ich zobaczyłam. Okrążyli mnie. Było ich około trzydziestu. Pojawili się znikąd. Czarodzieje.<br />
Oko.<br />
Usłyszałam śmiech. Przeraziłam się i to nie na żarty. Spięłam mięśnie, starając się jednocześnie zapanować nad magią, jak i nie dopuścić do tego, by użyć jej o sekundę za późno. Byłam trochę zmęczona; w ciągu ostatnich 8 godzin spacerowałam bez celu po mieście. Tak około. Nie patrzyłam na zegarek.<br />
Bałam się. Po raz pierwszy zostałam postawiona w takiej sytuacji. Jedna nastoletnia dziewczyna kontra trzydziestka dorosłych facetów. Chciałam mieć wtedy przy sobie kogoś, kto by mnie obronił. Albo chociaż powspierał słowami. Psychicznie. Kogokolwiek, komu ufałam.<br />
- Proszę, proszę... Sophie Mercer - usłyszałam głos za moimi plecami. - Stęskniłaś się?<br />
Odwróciłam się błyskawicznie w tamtą stronę.<br />
Z rękami założonymi na piersi i głupawym uśmieszkiem na twarzy, stał tam Archer.Sophia Smithhttp://www.blogger.com/profile/08278405451509794745noreply@blogger.com7tag:blogger.com,1999:blog-6867772158759479362.post-87973182220925081342014-02-04T23:58:00.001+01:002014-02-06T00:37:57.111+01:00Rozdział 7 Patrzyłam na nich, upewniając się, czy rzeczywiście idą w naszą stronę. Niestety tak było. Westchnęłam i wysłałam przepraszające spojrzenie Jennie.<br />
A na placu zaległa cisza. Wszyscy patrzyli na nas. To znaczy, WIĘKSZA część patrzyła na nas. W tej większości znajdowały się głównie nastolatki, ale zauważyłam też młodsze dziewczynki i starsze kobiety. Z daleka zobaczyłam kilku ochroniarzy biegnących w naszą stronę i krzyczących do sławnej piątki, żeby uciekali do auta. Przybliżyłam się do Jenny, a Louis zawołał:<br />
- Chodźcie z nami!<br />
- Ale po co?! - odkrzyknęłam. Moja przygodna z nimi miała się przecież już skończyć!<br />
- O co chodzi? - szepnęła mi cicho Jenna do ucha, ciągnąc za rękaw.<br />
- Później... - mruknęłam tylko, bo Harry mi przerwał:<br />
- No, chodźcie! Bo nas zaraz zabiją!<br />
Jakby na potwierdzenie jego słów, zaraz na placu zrobił się wielki szum. Narastał on z każdą sekundą i w końcu dobiegły do nas krzyki fanek i tupot ich stóp. Chwyciłam rękę blondynki i ruszyłam biegiem w stronę zawracających chłopaków. Oni dobiegli już prawie do samochodu i wepchnęli się do niego pierwsi, a my, zdyszane, za nimi. Jen wbiegła przede mną i już zajęła miejsce obok Liama, który leżał głową na kolanach Zayna. Ja wciąż siedziałam na podłodze, nie mogąc powstrzymać śmiechu. Zaraziłam nim resztę. Po chwili znów wszyscy się śmialiśmy, nawet przyjaciółka, jakbyśmy byli dziećmi.<br />
W ciągu tych paru minut odprężenia, Jenna zdążyła zapytać się z pięć razy o co chodzi, ale my nie byliśmy w stanie jej odpowiedzieć. Ciągle siedzieliśmy lub leżeliśmy w swoich starych pozycjach, trzymając się za bolące od śmiechu brzuchy.<br />
- Serio, Soph... - Jenna zaczęła się irytować. - Powiedz mi co się dzieje.<br />
Zakaszlałam i zamknęłam oczy, by się uspokoić. Pomogło.<br />
- No, wiesz... Generalnie to przyjechałam tu po to, żeby zabrać cię do Hex Hall... Miałam to zrobić przez Itineris, ale... Jakoś się tak złożyło, że użyłam ludzkich środków transportu... Rozumiesz?<br />
- Ja nie bardzo - odezwał się Louis, wpatrzony w Jen, ze zdezorientowaniem wypisanym na twarzy. Przeniósł wzrok na mnie. - Co to jest Hex Hall i Itineris?<br />
- Hex Hall to nasza szkoła prywatna z internatem - odrzekłam szybko - a Itineris to imię, którym ochrzciłam moje auto.<br />
Kątem oka zauważyłam kpiący uśmiech na twarzy blondynki, ale zmyła go, kiedy napotkała mój wzrok. Zerknęła na swoje ręce, starając się uspokoić.<br />
- Moja dziewczyna też chodzi do szkoły z internatem... - mruknął, smutny nagle, Zayn. - Nawet się podobnie nazywa... Tylko, że Hekate Hall, a nie Hex Hall.<br />
Jak na komendę, z Jenną spoważniałyśmy i spojrzałyśmy na chłopaka.<br />
- Że co? - zapytałyśmy równocześnie. - Jak się nazywa?<br />
OMG.<br />
- Ma na imię Perrie - odrzekł chłopak z delikatnym uśmiechem.<br />
Wytrzeszczyłam oczy i wbiłam wzrok w Zayna. To chyba jakiś żart?!<br />
Jenna spojrzała na mnie z wyraźną ulgą.<br />
- Nie znam jej.<br />
- Bo... Chodzicie do innych szkół? - zapytał z lekką ironią Louis.<br />
- Ja ją znam - odparłam. - Mało tego... Mieszkam z nią i, szczerze powiedziawszy, to... No, nienawidzimy się. Sorry, Zayn, ale taka prawda. Jakoś ta twoja dziewczynka mi do gustu nie przypadła. A tak w ogóle... - mruknęłam szybko, chcąc szybko zmienić temat. - To jest Jenna, moja przyjaciółka.<br />
Jen zerknęła na mnie szybko i uścisnęła chłopakom ręce tak krótko, jak tylko można. Była przecież wampirem i mogli ją odkryć przez lodowatą dłoń... Nie chciałabym być wampirem, same kłopoty. Najgorzej było z jedzeniem. Co prawda, przyzwyczaiłam się, jak Jenna "siliła" się w naszym pokoju, wyjmując za każdym razem jeden worek czystej RH-, ale na samym początku mało nie zwymiotowałam.<br />
- Jakie sweetaśne pasemko! - wrzasnął Liam do ucha Jen i chwycił jej różowe pasemko w obydwie dłonie.<br />
Blondynka uśmiechnęła się do niego pogodnie.<br />
- A tak właściwie... - zaczęłam, opierając się o tył samochodu. Nie widziałam powodu, dla którego miałam usiąść normalnie na fotelu, mimo że obok Horana było jeszcze jedno wolne miejsce. - Gdzie my jedziemy?<br />
- Hm... Dobre pytanie - zastanowił się Harry.<br />
- No rzeczywiście - mruknął z kpiną Louis. - Nie wiem... Może do hotelu?!<br />
Harry spojrzał na niego ze złością i walnął go w twarz. Louis znów zaczął się śmiać i mu oddał. Potem Loczek także się uśmiechnął i znów go uderzył.<br />
Cała nasza siódemka wybuchnęła śmiechem, przy akompaniamencie uderzeń w twarz Louisa i Harry'ego. Trwało to jakiś czas, gdy głos z głośnika oznajmił:<br />
- Nous sommes ici.<br />
Razem z Jen spojrzałyśmy po sobie pytająco, a ja zaraz zerknęłam na Louisa, bo wiedziałam, że on zna francuski. Wytłumaczył nam ze śmiechem, że dojechaliśmy na miejsce.<br />
Wyjrzałam przez przyciemnione okno. Wytrzeszczyłam oczy. Na zewnątrz tłum fanek znów krzyczał i znów trzymał różne transparenty, niektóre z bardzo dziwnymi słowami...<br />
- Czy jest takie miejsce, w którym nie ma fanów albo reporterów? - zapytałam, starając się, żeby mój głos zabrzmiał normalnie.<br />
Chłopcy spojrzeli zmartwieni na mnie i Jennę, nie odpowiadając na moje pytanie.<br />
- Mam pomysł! - wrzasnął Niall i oberwał od Zayna za to, że krzyknął mu do ucha. Mimo wszystko kontynuował. - Wyjdziemy pierwsi i wszyscy zajmą się nami, a szofer kawałek odjedzie, one wyjdą, wejdą do hotelu i tam na nas poczekają!<br />
Niall, zadowolony ze swojego przebłysku geniuszu, patrzył po wszystkich, a mnie zostawił na koniec. Jego oczy nagle zrobiły się nieobecne i przestał się uśmiechać, wzrok szybko kierując z powrotem na Liama.<br />
Wszystko pięknie, ślicznie, zagranicznie, tylko...<br />
- Po co to wszystko? - mruknęłam. - Ja powinnam już dawno wrócić do domu, bo nikomu nie powiedziałam, że wyjeżdżam, muszę iść jutro do szkoły i Jen tak samo...<br />
- No weeeeeźcie - jęknął Harry. - Nie uciekajcie jeszcze. Dopiero się poznaliśmy. Wyjdziemy gdzieś po koncercie lub przed.<br />
- Tak, przed będzie lepiej - odparł Zayn. - Po koncercie będziemy zmęczeni.<br />
- No i jutro... - dokończył niepewnie Louis.<br />
- Nie - odrzekłam stanowczo. - Nie mam pieniędzy żeby tu zostawać...<br />
- Więc zostaniecie u nas! - krzyknął radośnie Harry.<br />
Eee...<br />
~*~<br />
Po całej akcji, która trwała w sumie piętnaście minut, czekałyśmy na chłopaków w lobby hotelowym. Usiadłyśmy się na brzegu kanapy, niepewne co do ich "GENIALNEGO" pomysłu. Miałam gigantyczne wątpliwości. Musiałam chodzić do szkoły, bo funkcja taty nie czyniła ze mnie żadnego VIP - a. A poza tym, ja sama chciałam być normalna, chciałam, żeby traktowano mnie na równi ze wszystkimi, a oni o tym wiedzieli. Dlatego tym bardziej bałam się reakcji taty i Casnoff. Mama była łagodniej usposobiona jeśli chodziło o szkołę.<br />
- Jenna, ja cię bardzo za to przepraszam... - zaczęłam.<br />
- Żartujesz?! - krzyknęła z uśmiechem na ustach, odwracając się w moją stronę. - To może być najlepsza przygoda mojego życia! Ja ci powinnam na kolanach za to dziękować! I za to, że... Że po mnie przyjechałaś.<br />
Uspokoiła się i zerknęła mi w oczy z wdzięcznością.<br />
Mogłabym się uśmiechnąć i powiedzieć "nie ma za co", ale nie zrobiłam tego.<br />
- Jesteś Directionerką? - zapytałam zamiast tego.<br />
Jen zwiesiła głowę i westchnęła.<br />
- Jestem.<br />
Oburzyłam się.<br />
- Dlaczego mi o tym nie powiedziałaś?! - krzyknęłam ze złością, dźgając ją w ramię.<br />
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko i podniosła głowę, słysząc w moim głosie rozbawienie. Zapatrzyła się w wielki obraz nad głowami dwóch recepcjonistów i zaczęła się śmiać.<br />
- Wiesz, bałam się... Że... Że zaczniesz mnie hejtować. Nie lubiłaś ich i dlatego wolałam o tym nie wspominać...<br />
- Jen, jesteś moją najlepszą przyjaciółką. - Wciąż patrzyłam na nią z oburzeniem. - Myślisz, że gdybyś powiedziała mi o swojej <i>mrocznej </i>tajemnicy zmieniłabym do ciebie nastawienie? Nie, bez przesady, jestem tolerancyjna. Tym bardziej, że Amy... Rozumiesz.<br />
Jenna spojrzała na mnie z rozbawieniem i wtedy do lobby weszli chłopcy. Mieli uśmiechy na ustach i byli zadowoleni. Ujrzeli nas, ale podeszli do recepcjonistów. Rozmawiali z nimi chwilę, a potem z jakimś dużym facetem. Chyba ochroniarzem. Gdy w końcu ustalili to... co mieli ustalić, podeszli do nas. Rozsiedli się na podłodze przed nami ciągle z uśmiechami na twarzach.<br />
- Jakieś propozycje? - zapytał Zayn.<br />
Zerknęłyśmy na siebie ze zdziwieniem.<br />
- Mógłbyś się jakoś określić? - spytałam niewinnie.<br />
- Chodzi mu o to... - zaczął Louis - jak będziemy spać.<br />
Uśmiechnął się takim mega pedofilskim uśmieszkiem.<br />
Szczerze mówiąc, to mnie zamurowało. Nie pomyślałam o tym, że trzeba będzie spać... Jenna się nie musiała tym martwić, ale ja byłam CZŁOWIEKIEM. Musiałam spać. A Jen, jeśli chciała zachować w tajemnicy swój sekret, też musiała to zrobić. Ale... Moment.<br />
- Czekajcie - zaoponowałam, zanim reszta uśmiechnęła się po pedofilsku. - Jak wy mieliście spać?<br />
- Apartament Królewski - odrzekł natychmiast Harry. - Cztery sypialnie plus jeden pokój gościnny. Zarezerwowane na trzy dni.<br />
- To wychodzi pięć pokoi... - Zmartwiłam się. Umiałam matematykę do tego stopnia, że zauważyłam, że nas było więcej. - Nie da się. Musimy wrócić. Nie zmieścimy się.<br />
Jenna zaczęła smutać. Rozumiałam ją. Biedactwo moje.<br />
- Jasne, że się da - zaprzeczył Liam. - Te łóżka są dwuosobowe.<br />
HAHAHA, dobry żart, Payne. Nie ma szans.<br />
- Idealnie! - wykrzyknął Harry. - Nas jest pięciu, a was dwie. Do wyboru do koloru.<br />
Tym razem wszyscy przybrali słodkie uśmieszki. Nawet Horan, co mnie zdziwiło. Czyżby odmieniło mu się po naszej rozmowie?<br />
Zerknęłam na Jennę. Jak urzeczona wpatrywała się w Louisa z szeroko otwartymi oczkami.<br />
Musiałam postawić się na jej miejscu. Miałam sobie idola i szansę spania z nim. Nie dosłownie, oczywiście... Ale jednak. Dzielić z nim łóżko. Marzenie.<br />
- Och... - Westchnęłam. - Niech będzie.<br />
Ledwo zdążyłam do końca to powiedzieć, a już ściskana byłam przez przyjaciółkę.<br />
Wyszeptała mi do ucha:<br />
- Dziękuję. Kocham cię.<br />
- Ja ciebie też - odparłam równie cicho.<br />
- Więc... Zajęta któraś? - zapytał Liam, unosząc dwuznacznie brew.<br />
Zgłosiłam się, jak grzeczne dziecko w szkole.<br />
- Ja, ale to już chyba zauważyliście. Mam chłopaka.<br />
To był problem. Cal. Zabiłby mnie gdyby się dowiedział, że go zdradziłam. Chociaż spanie w łóżku z baaardzo przystojnym facetem, leżącym na drugim końcu łóżka to jeszcze nie zdrada, prawda?<br />
- Więc jak śpimy? - zapytał Harry uśmiechający się jak dwuletnie dziecko.<br />
- Jen z Louisem - odparłam natychmiast.<br />
- Lou ma dziewczynę... - szepnął Zayn.<br />
- No i co z tego? - odrzekł Louis. Wstał szybko i postawił Jennę na nogi. Zajął jej miejsce na kanapie i posadził ją sobie na kolanach. - Przecież będziemy grzeczni.<br />
- El nie będzie zadowolona. - Zayn wciąż nie był przekonany.<br />
- Eleanor się nie dowie - uśmiechnął się złośliwie Tomlinson.<br />
Dupek. Miałam nadzieję, że przynajmniej Jen okaże rozsądek i nie zrobi niczego głupiego. Miałam nadzieję, że ona wie, że to gwiazda światowej sławy i taka jedna wpadka mogła go zniszczyć.<br />
To Jen.<br />
Nie oczekujmy cudów.<br />
- A ty, Sophie? - zapytał uprzejmie Harry, jakby pytał się mnie czy nie napiłabym się z nim kawy w jakiejś gustownej restauracji.<br />
- Niech będzie...<br />
Spojrzałam po kolei na chłopaków, którzy zostali. Dokładnie naprzeciwko mnie siedział Styles, po jego lewej Payne, a po prawej puste miejsce po Louisie. Dalej siedział Malik, a na szarym końcu Horan. Zayn odpadł od razu, bo był zbyt ciekawski i mógł przez przypadek odkryć kim jestem, przez moją nieuwagę. I nie lubiłam jego dziewczyny. Payne był ok, ale wolałam być uczciwa wobec Amy.<br />
Horan vs Styles<br />
To chyba jasne.<br />
- Niech będzie Horan. - Uśmiechnęłam się złośliwie.<br />
Będzie wesoło.<br />
Będzie BARDZO wesoło.<br />
_____________________<br />
Przepraszam Was za taką dłuuuuugą przerwę ;c Wena uciekła ;c Wybaczcie... Mam nadzieję, że nie zanudziłam? W tym rozdziale nie było żadnej tam akcji... -.-' Przepraszam, postaram się, żeby następny był dłuższy i ciekawszy <3 #promiseSophia Smithhttp://www.blogger.com/profile/08278405451509794745noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-6867772158759479362.post-80819375918568073922014-01-05T23:06:00.001+01:002014-01-05T23:12:51.770+01:00Liebster Awards!!!Szczerze dziękuję za nominację od Misiuni69 i Burbon. Dziękuję! Miałam tego nie robić, ale jakoś tak... :D<br />
<br />
Zostałam nominowana przez:<br />
1.<i><b><a href="http://aliszewska38.blogspot.com/"><span style="color: purple;">http://aliszewska38.blogspot.com</span></a></b></i><br />
<i>2.<u><b><span style="color: purple;"> </span></b></u></i><i><b><a href="http://crazy-my-love.blogspot.com/"><span style="color: purple;">http://crazy-my-love.blogspot.com</span></a></b></i><br />
<i><b><br /></b></i>
Pytania od Misiuni69:<br />
1. Co lubisz jeść?<br />
2. Co lubisz robić?<br />
3. Czym się interesujesz?<br />
4. Czy lubisz czytać? Jak tak, to co?<br />
5. Jaki jest twój ulubiony film?<br />
6. Jaki jest twój ulubiony wykonawca? (muzyka)<br />
7. Gdzie lubisz spędzać wolny czas?<br />
8. Czy masz zwierzaka?<br />
9. Czy masz rodzeństwo?<br />
10. Czy lubisz sport?<br />
11. Czy masz jakieś ulubione słodycze?<br />
<br />
1. Lubię spaghetti *.*<br />
2. Czytać, słuchać muzyki (nałóg) siedzieć przed laptopem ^.^<br />
3. W sumie to... lekka obsesyjka na punkcie aut?? :D<br />
4. UWIELBIAM <333 Co? Harry Potter, Wizje w mroku, Zmierzch, Jutro, Wieczni, Pierwotny Strach... Ale to tylko niektóre :><br />
5. Uu... TIU, of course, ale jeśli z tych innych, to... 13 Dzielnica ;****<br />
6. One Direction <3333 Ale jeśli chodzi o solo wokalistów to chyba... Eric Saade <333<br />
7. Nolifując przed lapkiem... albo... nie, jednak przed lapkiem jest ok ^.^<br />
8. Mam chomiczka ;33<br />
9. Młodszą siostrę posiadam :><br />
10. Nie za bardzo... nie znosiłabym go, gdyby nie siatkówka <33<br />
11. DUMLE O____O<br />
<br />
Pytania od Burbon:<br />
1. Co daje Ci natchnienie?<br />
2. Czy czasami, przez pisanie, olewasz wszystko i wszystkich innych?<br />
3. Pomysł na bloga pojawił się sam, czy ktoś Cię zainspirował? Jeśli tak, to kto?<br />
4. Czy masz swoją jedną, jedyną piosenkę, której możesz słuchać w kółko?<br />
5. Kto Twoim zdaniem jest najprzystojniejszym facetem na Ziemi?<br />
6. Jaka jest najbardziej zwariowana rzecz, jaką w życiu zrobiłaś?<br />
7. Jakie są Twoje ulubione słodycze?<br />
8. Jak siebie oceniasz? Chciałabyś się zaprzyjaźnić ze swoim klonem?<br />
9. To Twój pierwszy blog, czy już coś kiedyś pisałaś?<br />
10. Masz taką prawdziwą przyjaciółkę od serca?<br />
11. O czym myślisz, żeby się uspokoić?<br />
<br />
1. Do tego bloga akurat, natchnienie daje mi samo słuchanie Ich piosenek i do tego kilka zdjęć tych przystojniaków ;**<br />
2. Jeszcze się tak nie zdarzyło... Ale najczęściej moje myśli biegną w tym kierunku, więc jakoś tam wszystko olewam ^^<br />
3. W sumie to pomysł pojawił się po przeczytaniu książki "Dziewczyny z Hex Hall" i kilku rozmowach z przyjaciółką, Jenną... Tak, ona mnie wspiera <3<br />
4. Jak narazie jest nią "Nobody Compares" ;333<br />
5. Tu mam dylemat... Waham się pomiędzy Niallem Horanem, a Jacksonem Rathbonem (Zmierzch - Jasper)... Wydaje mi się, że... Nie, naprawdę nie potrafię wybrać ;c<br />
6. W zasadzie to ja... Grzeczna jestem XDD<br />
7. U góry ^^<br />
8. Nie lubię się i NIGDY bym nie chciała się ze sobą zaprzyjaźnić... Nudna jestem -.- (true story, bro)<br />
9. Aktualnie piszę dwa blogi... Ten i jeden o Zmierzchu, ale przed tym pisałam takie opowiadanie, ale wena się skończyła :((<br />
10. Mogę się pochwalić, że mam dwie <333 Jennę ;** i drugą kuzynkę, Sandrę ;**<br />
11. Nie wiem czemu, ale często myślę o ważnych dla mnie ludziach, staram się przywołać przed oczami Ich obraz <3 To mnie uspokaja :)<br />
<br />
<br />
Nominacje XD:<br />
1.<a href="http://www.blogger.com/%C2%A0http://nowe-zycie-sakury.blogspot.com/" target="_blank"> <span style="background-color: white; font-family: Arial, Tahoma, Helvetica, FreeSans, sans-serif; font-size: 13px; line-height: 18px;"><span style="color: purple;"><i><b>http://nowe-zycie-sakury.blogspot.com/</b></i></span></span></a><br />
2. <i><b><a href="http://storytellers-harrystyles.blogspot.com/"><span style="color: purple;">http://storytellers-harrystyles.blogspot.com/</span></a></b></i><br />
3. <i><b><a href="http://amelia-zmiany.blogspot.com/"><span style="color: purple;">http://amelia-zmiany.blogspot.com/</span></a></b></i><br />
Przepraszam, że tak mało, ale obecnie mam tak mało czasu, że rzadko co coś czytam, tym bardziej, że sama piszę dwa blogi ;c<br />
<br />
Moje pytania:<br />
1. W którym województwie mieszkasz?<br />
2. Jaki jest Twój ulubiony zespół/wokalista?<br />
3. Co daje Ci siłę?<br />
4. Jaką nadludzką moc wybrałabyś?<br />
5. Na jakie zajęcia pozalekcyjne z przyjemnością byś chodziła?<br />
6. Jaki kraj chciałabyś zwiedzić najbardziej?<br />
7. Wymarzona kariera zawodowa?<br />
8. Z jakich portali społecznościowych korzystasz?<br />
9. Z kogo bierzesz przykład?<br />
10. Gdzie chciałabyś mieszkać w przyszłości?<br />
11. Którym z superbohaterów chciałabyś być? :)Sophia Smithhttp://www.blogger.com/profile/08278405451509794745noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-6867772158759479362.post-69020398931826936722013-12-31T03:30:00.002+01:002014-01-04T00:24:47.442+01:00Rozdział 6 Obudziłam się.<br />
Obudzenie się było w tym przypadku przenośnią, gdyż otworzyłam jedynie oczy. Znów widziałam jedynie ciemność i strasznie bolała mnie głowa. W sumie to bolało mnie wszystko i dlatego bardzo nie chciałam się ruszać.<br />
- Nareszcie wstałaś - usłyszałam obok siebie szept pomieszany z ulgą.<br />
Leżałam na łóżku pod kołdrą w pokoju Cala. Poznałam to po jego zapachu. Chłopak klęczał przy mnie i co chwilę ocierał mi czoło zimną i mokrą gazą. Obróciłam głowę lekko w jego kierunku i pisnęłam z bólu.<br />
- Leż i się nie ruszaj - rozkazał łagodnie.<br />
- Co się stało? - szepnęłam i poczułam napływające mi bez powodu łzy do oczu.<br />
Nastała chwila milczenia.<br />
Naprawdę mnie miałam zielonego pojęcia, dlaczego leżałam cała obolała w łóżku Cala. Nic sobie nie przypominałam. Ostatnie, co zapamiętałam, to wejście do domu w Thorne Abbey. Miałam przed oczami obrazy z koncertu, zza kulisów, chłopców z zespołu i nieprzytomnej Amy w szpitalu. Pamiętałam tatę, który rozkazał mi wracać do Thorne Abbey razem z Calem i przysługę, którą oddali mi chłopcy. Wróciłam. Ale co się stało potem?<br />
- Spadłaś ze schodów, słonko - mruknął chłopak. - Pomogłem ci, ale ból głowy zostanie przez jeszcze jakieś pięć minut. Musisz wytrzymać.<br />
- Nie jestem pewna czy wytrzymam tak długo - szepnęłam z ironią.<br />
Zaśmiał się.<br />
- No i już powróciła moja kochana Sophie.<br />
Nachylił się i mnie pocałował. Miałam wielką ochotę odwzajemnić pocałunek, ale kiedy tylko podniosłam się szybko na łokciach, mało nie zwymiotowałam. Padłam z powrotem na poduszki, wijąc się z bólu brzucha.<br />
- Pomóż mi - jęknęłam na wydechu.<br />
Cal wciągnął głęboko powietrze i jakimś cudem położył mi dłonie na brzuchu. Poczułam rosnące gorąco, wydobywające się z jego rąk i rozluźniłam mięśnie. Nagle przestała boleć mnie brzuch, jak i głowa.<br />
- Lepiej? - zapytał chłopak z troską.<br />
Pokiwałam głową. Usiadłam na krawędzi łóżka i zerknęłam w oczy chłopaka z miłością.<br />
- Dziękuję... Co ja bym bez ciebie zrobiła?<br />
Przytuliłam go delikatnie, bo wciąż miałam wrażenie, że zaraz będę miała ponowny napad bólu. Trwaliśmy tak przez jakiś czas, aż w końcu Cal spytał ostrożnie:<br />
- To co jutro robimy?<br />
Zesztywniałam. Przypomniało mi się bowiem, co musiałam zrobić następnego dnia.<br />
- Ja lecę po Jennę.<br />
Wyszłam z pokoju, nic nie tłumacząc chłopakowi, bo uświadomiłam sobie, jaki on ma do tego stosunek. Cal nie lubił Jenny. Cal BARDZO nie lubił Jenny. Zawsze było mi przykro z tego powodu, bo, w porównaniu do niego, Jenna udawała, że on jej nie przeszkadza. Szanowała to, że z nim jestem, a nawet potrafiła się do niego grzecznie odezwać, gdy przebywaliśmy gdzieś razem, w trójkę. A on? On udawał, że jej nie zna, nie słyszy ani nie widzi. Bolało mnie to. Na szczęście nie kazał mi pomiędzy nimi wybierać, zapewne dlatego, że ojciec by go zabił, gdyby dowiedział się z jakiego powodu zrywa zaręczyny. Wydaje mi się, że w takim przypadku wybrałabym zostanie z Jenną, niż dożywotnie męczenie się z Calem. Kochałam go, ale nie tak, jak kochałam Archera. On to wiedział, ale najwyraźniej nie robił nic, by sprawić, że w końcu pokocham go bardziej niż "byłego". Tak naprawdę to ja nigdy nie byłam z Archerem, mimo że obydwoje tego chcieliśmy...<br />
~*~<br />
Następnego dnia stanęłam o umówionej porze koło lotniska, "przywieziona" przez Itineris z amuletem w torbie podręcznej. Lekko trzęsłam się ze zdenerwowania, chociaż, na dobrą sprawę, nie miałam czym. Wpatrzyłam się w drzwi wejściowe, znajdujące się pół kilometra przede mną i nagle odechciało mi gdziekolwiek wchodzić. Przed wejściem znajdował się bowiem gigantyczny tłum rozszalałych fanek. Miały ze sobą różnej wielkości transparenty z wszelkimi możliwymi napisami i wrzeszczały, jakby je ze skóry obdzierano. Z ironią spostrzegłam tam nawet kilku chłopaków. Cały ten widok mnie przeraził. Do tego stopnia, że być może bym się cofnęła, gdyby nie poruszenie przy drzwiach i jeszcze głośniejsze piski fanów. Ponad głowami wszystkich dostrzegłam blond, dwie brązowe i jedną czarną czuprynę nażelowane sumiennie przez stylistkę, a zaraz nad nimi cztery machające dłonie. Z pewnością byli to chłopcy. Ale czemu czterech? Gdzie się podziewały słynne loczki Harry'ego?<br />
Rozejrzałam się po parkingu, zauważając, że każdy wpatruje się w to dziwne zjawisko. Dorośli uśmiechali się pod nosem. Emeryci przystawali i drapali się w zadumie po głowie. Małe dzieci ciągnęły rodziców za ręce, chcąc przyjrzeć się całemu przedstawieniu z bliska. Istny chaos.<br />
Lecz wśród tego chaosu dostrzegłam jedną osobę, która nie skupiała się na tumulcie przy drzwiach i najwidoczniej zmierzała w moim kierunku. Obserwowałam ją. Na pewno był to mężczyzna. Miał on długie do ramion, ciemne, proste włosy i równie czarne wąsy. Uśmiechnął się, gdy zobaczył, że na niego patrzę. Spodnie miał obdarte na kolanach, a czubki butów pozdzierane, więc wyglądał w połowie jak menel. Już miałam zamiar odwrócić się i biec z krzykiem, że ktoś chce mnie zgwałcić, ale powstrzymał mnie od tego błysk w oczach "menela". Znajomy błysk.<br />
- Harry? - szepnęłam cicho, patrząc z niedowierzaniem na człowieka, którego ćwierć sekundy wcześniej wzięłam za bezdomnego.<br />
Bezdomny uśmiechnął się szerzej i podszedł do mnie. Stanął tak, że zakrył mi sobą całą scenę, która wciąż odbywała się za jego plecami.<br />
- Czemu robisz z siebie idiotę? - Zaśmiałam się cicho.<br />
- Inaczej się tam nie dostaniemy. - Uśmiechnął się także. - Chodź.<br />
Chwycił mnie niespodziewanie za rękę. Jego była ciepła i miękka, zapewne nawilżona setkami drogich kremów. Wplótł swoje palce między moje i pociągnął w kierunku małych drzwi, na końcu budynku. Ten gest z jego strony tak mnie zaskoczył, że nawet nie zdążyłam zaprzeczyć, a ja już szłam za nim szybkim krokiem.<br />
Obserwowałam uważnie tłum fanów. Żaden nie zwrócił na nas uwagi i zauważyłam, że trójka chłopców wpatruje się w nas błagalnie, żebyśmy się pośpieszyli. Horana nie widziałam.<br />
Przed samymi drzwiami poczułam, jak Harry wypuszcza moją rękę i otwiera je gwałtownie. Wziął ode mnie torbę i poczekał, aż pierwsza wejdę do środka. Uśmiechnęłam się lekko.<br />
Za drzwiami stał jakiś duży facet w czerni, którego natychmiast wzięłam za ochroniarza. Gdy tylko Styles wszedł, zamknął nas na klucz. Najwyraźniej był powiadomiony o mojej obecności. Po naszej prawej, do pomieszczenia wbiegli Zayn, Liam i Louis. Mieli przerażone miny, ale kiedy tylko znaleźli się na bezpiecznej ziemi, zaczęli się śmiać. Usiedli na podłogę i wili się ze śmiechu. Zaraz dołączył do nich Harry i Niall. Nie mam pojęcia skąd wziął się blondyn. Podniosłam jedną brew i torbę z podłogi. Stałam i patrzyłam na nich oszołomiona. Co, jak zauważyłam, tylko spotęgowało ich śmiech.<br />
- O co chodzi? - zapytałam w końcu ostrożnie. Nawet jakby ze strachem.<br />
- O nic. - Louis pierwszy wstał z podłogi i otrzepał spodnie. Na ustach nadal majaczył mu uśmiech.<br />
Zaraz za jego przykładem podążył Harry, Liam i Zayn. Niall w spokoju siedział sobie na podłodze i obserwował przyjaciół z uwagą. Oni, jakby to wszystko było całkiem normalne, wpatrzyli się w faceta w czerni.<br />
- Samolot już czeka - powiedział tamten.<br />
Chłopcy spojrzeli po sobie z uśmiechem. Nagle, jakby na wyścigi, rzucili się do mojej torby. Tyle, że bardziej JA na tym ucierpiałam. Wydałam z siebie głośny pisk i już sekundę później leżałam przygnieciona czterema wielkimi ciałami z oczami wyłażącymi z orbit. Mimo że brakowało mi oddechu, zaczęłam się śmiać, a oni razem ze mną.<br />
- Udusicie mnie - wyszeptałam, mając łzy w oczach i z bólu i ze śmiechu.<br />
Wstali, jak na komendę. I tak samo równocześnie, Zayn i Liam wyciągnęli po jednej ręce w moją stronę, pomagając mi wstać.<br />
- Nie chcę nic mówić, ale macie niedługo koncert - oznajmił facet w czerni z lekkim uśmiechem.<br />
- Koncert mamy o dwudziestej. - Niall podniósł się z podłogi i zaczął liczyć na palcach od rąk i nóg, jak małe dziecko. Tak, nóg. Zdjął buty. - A teraz mamy czternastą. Mamy więc sześć godzin, minus jedna, bo strefy czasowe. Czyli wychodzi pięć godzin...<br />
- Wow, umiesz liczyć. - Za późno ugryzłam się w język.<br />
Cała szóstka spojrzała na mnie ze zdumieniem, a piątka znów zaczęła się śmiać. Horan obserwował mnie przez chwilę ze złością, założył buty i niespodziewanie ruszył w kierunku wyjścia na pas startowy. Pozostali natychmiast przestali się śmiać i wzdychając podążyli za blondynem. Moja torba wylądowała w rękach Harry'ego, a ja sama szłam między Liamem, a Louisem. Za nami wlókł się Zayn w towarzystwie faceta w czerni. Przed nami podskakiwał Harry, a i dostrzegałam farbowaną blond czuprynkę Nialla przy samolocie. Swoją drogą...<br />
- Czy to nie jest przypadkiem PRYWATNY samolot? - zapytałam z przerażeniem, zwalniając kroku.<br />
- A ty myślałaś, że czym polecimy? - zawołał Styles, nie odwracając się.<br />
- A co z takimi urządzeniami, wykrywającymi bomby i tym podobne...?<br />
Liam i Louis spojrzeli na mnie podejrzliwie.<br />
- Ten facet - szepnął Liam, wskazując dyskretnie faceta w czerni - powali cię na ziemię, zanim zdążyłabyś tą bombę wyjąć, więc... Tak tylko, dla twojego dobra... Masz tą bombę?<br />
Uśmiechnęłam się.<br />
- To było czysto teoretyczne - odparłam.<br />
Byłyby mega fajerwerki, gdybym taką wypuściła...<br />
~*~<br />
Samolot nie był największy, ale nie było też w nim tak ciasno, żebyśmy się nie mogli pomieścić. W środku stało kilka wygodnych foteli, które rozkładały się, przypominając coś na kształt leżaka. Chłopcy od razu zajęli swoje ulubione, a mnie kazali sobie jeden wybrać. Miałam do wyboru trzy, więc wybrałam ten najdalszy, kiedy Louis przeprosił mnie, że bardzo chcieliby się przespać, jeśli nie miałabym nic przeciwko. Jasne, że nie miałam. Należał im się odpoczynek.<br />
Pierwsze piętnaście minut lotu minęło... Spokojnie. Usiadłam się wygodnie w fotelu i już po minucie dostałam poduszką w głowę. Uśmiechnęłam się lekko i równie delikatnie odrzuciłam ją, zerkając gdzie trafi. Oberwał Zayn. Chwycił poduszkę, przytulił ją jak dziecko i skulił się na swoim rozłożonym fotelu. Ponownie się zaśmiałam i wzięłam za odpisywanie Calowi. Zapytał się mnie bowiem, co ma powiedzieć mojemu tacie, gdyż ten właśnie wrócił do domu i zobaczył, że mnie nie ma.<br />
<i>"Jesteś taki nieporadny, słońce... Hm... Może powiedz mu, że czułam wielką potrzebę wrócenia do Hex Hall? A jak to nie zadziała, zwyczajnie powiedz prawdę. Już i tak jest po fakcie, bo właśnie...</i><br />
Znów dostałam poduszką. Tym razem od Louisa. Odrzuciłam ją ponownie, tylko, że z większą siłą. Louisowi odskoczyła głowa i chłopcy zanieśli się śmiechem.<br />
Dokończyłam wiadomość:<br />
<i>... siedzę w samolocie w drodze do Francji. Jakby mnie oskarżał, to weź mu przypomnij, że to on przeniósł Jennę. Buziaki, twoja Soph <3"</i><br />
<i> </i>Co dziwnego, kiedy skończyłam pisać SMS-a, poniosłam głowę i ujrzałam, że wszyscy śpią. Wszyscy, oprócz Nialla. Siedział i obserwował mnie z kamienną twarzą, przykryty kocykiem w pieski, co wcale nie dodawało mu grozy ani męskości. Miał na głowie kaptur, a w ręku ściskał iPhone'a.<br />
Westchnęłam i wstałam. Właśnie znalazł się czas na poważną rozmowę.<br />
Podeszłam do niego i usiadłam w nogach rozłożonego fotela, a on jeszcze bardziej ścisnął iPhone'a, lecz się nie ruszył. Dopóki nie położyłam ręki na jego kolanie, które znajdowało się najbliżej mnie. Usiadł "po turecku" w tak szybkim tempie, że aż zawiało.<br />
- Powiesz mi o co ci chodzi czy masz zamiar ciągle i wciąż mnie tak nienawidzić? - zaczęłam prosto z mostu.<br />
Horan uśmiechnął się drwiąco.<br />
- A jeśli tak? - zapytał lekko.<br />
Zbił mnie z pantałyku.<br />
- W sumie to nic... Tak tylko pytam. Co ja ci zrobiłam?<br />
- Nic - odparł jedynie, odwracając wzrok.<br />
Podążyłam nieświadomie za jego wzrokiem. Patrzył na Harry'ego, który owinięty był własnym kocykiem po same uszy i zrobił przez sen śliczny dzióbek. Horan się zaśmiał.<br />
- Odpowiedz mi. - Mnie nie było do śmiechu.<br />
Blondyn westchnął i spojrzał mi w oczy z taką powagą, że aż mnie ona przestraszyła. Patrzył i patrzył, a tym czasem kocyk wylądował na podłodze, co spowodowały turbulencje. Cofnęłam się lekko.<br />
- Wiesz... Tu nie chodzi o to, że cię nienawidzę, bo nie mam w naturze nienawidzenia ludzi, których praktycznie nie znam. Dlatego nie myśl, że cię nie lubię, bo tak nie jest. Ogólnie rzecz biorąc, to ja do ciebie nic nie mam, wydajesz się być fajna. - Nadal mówił poważnie, ale kiedy określał mnie, leciutko się uśmiechnął. - Problem w tym, że jestem już cholernie stary i swoje wiem. Wiem jaka jesteś. I - co ważniejsze - wiem KIM jesteś.<br />
Poczułam zimno przechodzące od czubka mojej głowy, do malutkich palców u stóp. Niespodziewanie temperatura mojego ciała radykalnie opadła, a włoski na karku stanęły dęba. Mogłam wziąć do za żart, bardzo chciałam to zrobić, gdyby nie mina Horana.<br />
- O czym ty mówisz? - zapytałam ostrożnie.<br />
- Wiesz, jakby nie było, wiem, kim jesteś. Jesteś siostrą naszej wiernej fanki. - Uśmiechnął się szeroko i oparł wygodnie o fotel.<br />
Mało nie westchnęłam z ulgą. Już miałam wrażenie, że zaraz wyjedzie ze stwierdzeniem, że jestem czarownicą. Tak mało brakowało...<br />
~*~<br />
Po przybyciu na miejsce, na parking dostałam się tak samo, jak wcześniej, pod eskortą Harry'ego, przebranego za menela. Kazał mi na nich zaczekać, a ja, mając jeszcze kilka minut, zgodziłam się. Patrząc na większy tłum fanek niż wcześniej, zastanawiałam się, jak chłopcy wytrzymują to psychicznie. Ja czułam się niekomfortowo, gdy patrzyły na mnie jednocześnie trzy osoby, a co dopiero trzy miliony! Nie, bycie popularnym nie jest dla mnie.<br />
W kieszeni zawibrowała mi komórka. Dostałam SMS - a od Jen:<br />
<i>"Już czekam. Jeśli byłabyś tak łaskawa, może byś się pośpieszyła, bo niedługo ktoś się skapnie, że zwiałam. Buziaki, kochana <3"</i><br />
Zamiast odpisać, wypatrywałam chłopaków. W wolnym tempie poruszali się w moją stronę, ale i tak żadna z fanek nie zwróciła na mnie uwagi.<br />
Mało nie dostałam zawału, gdy pod moje nogi podjechała limuzyna. Szofer szybko wysiadł i otworzył mi drzwi, mówiąc jedynie z uśmiechem:<br />
- Bonjour, mademoiselle.<br />
- Bonjour - odpowiedziałam i wsiadłam do auta.<br />
Usiadłam się wygodnie na samym końcu, bo wiedziałam co się zaraz stanie.<br />
I oczywiście się stało. Chłopcy otworzyli drzwi, a mnie oślepiły błyski z aparatów należących do paparazzich. Wlecieli do środka i zanim ktokolwiek zdążył się normalnie usiąść, Zayn zamknął za nimi drzwi. Znów zaczęli się śmiać i, nadal w śmiechu, rozsiedli się na fotelach.<br />
- Wiecie, że nie musieliście tego robić? - zapytałam natychmiast.<br />
Pokiwali zgodnie głowami.<br />
- Ale chcieliśmy - odpowiedział Liam.<br />
- Nie wiem, jak mam wam dziękować. - Pokręciłam głową i spojrzałam na swoje dłonie, bo rzeczywiście tak było. Nie miałam jak im za to wszystko zapłacić.<br />
- Nie musisz - odezwał się Harry. - Fajnie było poznać kogoś normalnego.<br />
Oj, biedny Harry, nie wiesz co mówisz...<br />
- Tour Eiffel - dobiegł nas z małego głośniczka głos szofera z bardzo wyraźnym tamtejszym akcentem.<br />
Louis chwycił mikrofonik i mruknął:<br />
- Garer quelque part.<br />
Nic nie zrozumiałam. Powiedział coś po francusku, tyle wiem.<br />
Za chwilę samochód zaparkował, a ja, już spóźniona, wyskoczyłam z auta.<br />
- Dziękuję wam, naprawdę, nie musieliście... - Mówiłam w pośpiechu, bo już w oddali widziałam blond włosy Jenny, która jednak mnie nie zauważyła. - Dziękuję wam jeszcze raz i do zobaczenia.<br />
Posłałam im ostatni uśmiech i zamknęłam drzwi.<br />
Pobiegłam do Jenny, uważając na samochody. Dziewczyna zorientowała się o mojej obecności już, gdy weszłam na trawnik. Nie widziałam Paryża. Widziałam Jennę.<br />
- Rany, Jen! - krzyknęłam i rzuciłam się na wampira.<br />
- Sophie! - wrzasnęła tamta.<br />
Przez chwilę trzymałyśmy się w ramionach, a potem nagle Jen rzuciła:<br />
- Śmierdzisz magią.<br />
Zerknęłam na nią, czy mówi poważnie, lecz zobaczyłam uśmiech i zaczęłam się śmiać. Dziewczyna śmiała się razem ze mną do czasu, aż wypatrzyła coś ponad moim ramieniem.<br />
- Wiesz, ja nie chcę nic mówić... - zaczęła. - Ale tamta piątka wygląda, jakby szła do nas.<br />
Obróciłam się.<br />
W naszym kierunku zmierzali Louis, Liam, Zayn, Harry i Niall.<br />
Co?Sophia Smithhttp://www.blogger.com/profile/08278405451509794745noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-6867772158759479362.post-30383218375866670262013-12-15T03:48:00.003+01:002013-12-15T03:48:48.518+01:00Rozdział 5 Lecz, jak zauważyłam, nie byłam jedyną osobą, którą ten pomysł zadziwił. "Zamurowanymi" ludźmi byli także blondyn i Cal. Jemu ta perspektywa mogła się nie podobać: jego dziewczyna, podróżująca z pią... czwórką przystojniaków. Cudownie...<br />
- Ale po co? - zapytał gwałtownie Horan. - Do czego nam tam ona?<br />
- Niall, weź wyluzuj - ostrzegł go z groźnym wyrazem twarzy Louis. - Zachowujesz się wobec niej nie w porządku. Co ona ci zrobiła?<br />
- Pojawiła się tu. - Spojrzał na mnie z nienawiścią w oczach.<br />
Cal zacisnął pięści, ale z miejsca się nie ruszył. I dobrze. Ja też byłam wściekła, a nad magią panowałam znacznie gorzej.<br />
- To jak, polecisz z nami? - Liam uśmiechnął się do mnie słodko.<br />
- A to na pewno nie będzie problem?<br />
Cała czwórka, jak na komendę, pokręciła przecząco głowami.<br />
- Sophie, nie możesz lecieć i doskonale o tym wiesz - mruknął zły Cal.<br />
- Dlaczego nie?<br />
- Ze względu na mnie. Na twojego tatę. Na mamę. I na Casnoff.<br />
- I to mnie właśnie w tobie denerwuje! - wydarłam się. Wszyscy, bez wyjątku, unieśli brwi. - Interesuje cię jedynie to, co powie ktoś postawiony wyżej od ciebie! Nie interesuje cię co ja czuję i czego potrzebuję! Podlizujesz się im z nieznanego mi powodu! Dlaczego mi to robisz?! Czy kiedykolwiek zapytałeś się mnie, czy u mnie dobrze, kiedy dostałam ochrzan od ojca?! Gdzie wtedy byłeś?! I co robiłeś?! Dlaczego nie liczysz się z moimi słowami?! Mnie również nie pasuje, że ten związek jest aranżowany, ale ja na to nie mam wpływu!<br />
Poczułam łzy na policzku, kiedy wylewałam całą swoją złość na niewinnym Calu. Choć, jakby nie było, mówiłam prawdę. Zawsze tak było. Najpierw leciał po opinię do mojego ojca lub Casnoff, a potem dopiero do mnie. Bolało mnie to od zawsze, ale dusiłam to w sobie, by nie zdenerwować ojca. Bardzo mu zależało, żebyśmy oboje byli zadowoleni. Z mojej strony się tego nie doczekał.<br />
- Skarbie... - szepnął chłopak.<br />
- Zamknij się! - krzyknęłam od razu, wycierając łzę w rękaw bluzki. - Wyjdź stąd!<br />
- Ale...<br />
- JUŻ!<br />
Cal przez chwilę uważnie mnie obserwował, potem przeniósł wzrok na chłopaków z zespołu i w końcu wyszedł. Miałam nadzieję, że się nie wróci.<br />
- Sophie... - zaczął cicho Harry - jak się czujesz?<br />
Bardzo śmieszne, Harry. Właśnie powiedziałam, że Cal nigdy nie pytał się o moje uczucia, a tu nagle on wyskakuje z takim pytaniem. To było... Słodkie.<br />
- Jest w porządku - szepnęłam, odwracając się do nich plecami.<br />
Niespodziewanie poczułam silne ramiona, które przytuliły mnie od tyłu. Zamknęłam oczy. Nie chciałam wiedzieć, który z nich to zrobił. Liczyło się dla mnie, że któryś z nich ODWAŻYŁ się to zrobić. Potrzebowałam tego, a jednocześnie czułam się okropnie. Bałam się reakcji Cala, jak się zachowa, kiedy już zostaniemy sami. Potrafił przerażać...<br />
- Przepraszam - jęknęłam i wydobyłam sie z ramion pocieszyciela.<br />
Był nim Liam. Stał i patrzył na mnie z zatroskaną miną, nic nie mówiąc. Byłam obserwowana przez wszystkich, co mnie zmieszało. Oczywiście, żeby zachować różnorodność, Horan patrzył na mnie z obrzydzeniem na twarzy. Co ja mu do cholery zrobiłam?<br />
Nagle Zayn dostał SMS - a, co zabrzmiało w cichym korytarzu jak wybuch bomby atomowej. Chłopak podskoczył ze strachu i wyjął komórkę z kieszeni. Szybko przeczytał wiadomość i rzekł, nadal wpatrzony w ekran:<br />
- Chłopaki, musimy iść. Paul nas woła.<br />
Gdy tylko to powiedział, blondyn wykrzyknął:<br />
- No, nareszcie!<br />
I prawie natychmiast wyszedł z wyrazem ulgi na twarzy. Oparłam się o ścianę.<br />
- Więc tak... - Louis spojrzał na mnie niepewnie. - Dałabyś radę przyjechać jutro o drugiej po południu do Stansted? Tam jest lotnisko, z którego wylecimy do Francji.<br />
- Jeśli nie będę dla was ciężarem...<br />
- Nie będziesz - uśmiechnął się Liam.<br />
- Tak, dam radę. - Spróbowałam odwzajemnić uśmiech, ale mi nie wyszło.<br />
- W takim razie do zobaczenia.<br />
Pomachali mi i wyszli z pośpiechem.<br />
Zaraz napisałam SMS - a do Jenny:<br />
<i>"Hej, Jen. Przepraszam, zmieniam plany. Możemy spotkać się jutro koło trzeciej po południu? Proszę, czekaj na mnie w tym samym miejscu. Do zobaczenia <3"</i><br />
~*~<br />
Przetransportowałam się do Thorne Abbey oczywiście przez Itineris. Miałam nadzieję nie spotkać Cala w takim wielkim domu, więc cichutko, na paluszkach udałam się do swojego pokoju. Problem polegał na tym, że pokój chłopaka znajdował się przed moim, więc byłam zmuszona przejść obok niego. I niestety, on musiał wyjść z niego akurat, kiedy ja przechodziłam.<br />
- Zaczekaj - warknął, gdy miałam zamiar go wyminąć.<br />
Był wściekły. Co, jak co, ale jego emocje umiałam idealnie odgadywać. Ten rodzaj wściekłości wystąpił u niego po raz drugi. Mógł zrobić wszystko. Dosłownie.<br />
- Wejdź - rzekł przez zaciśnięte zęby i zniknął w ciemnym wnętrzu pokoju.<br />
Weszłam ostrożnie za nim, zapalając światło. Jakoś nie widziało mi się siedzieć w jednym pomieszczeniu ze wściekłym czarodziejem.<br />
- Zgaś to - mruknął, stojąc przy oknie.<br />
- Nie, nie będę siedzieć w ciemnościach - odrzekłam, stojąc przy włączniku światła na wszelki wypadek, gdyby chciał je zgasić.<br />
Chłopak nadmiernie głośno westchnął i nagle światło zgasło. No, tak, czego ja oczekiwałam? Że ruszy cztery litery i podejdzie, żeby pstryknąć włącznikiem? Marzenia.<br />
- Soph... Zależy mi na tobie - szepnął.<br />
- Wcale tego nie okazujesz - odgryzłam, siadając na jego wielkie łóżko.<br />
Usłyszałam szyderczy śmiech.<br />
- To co według ciebie powinienem zrobić, byś nareszcie zauważyła, że jesteś dla mnie najważniejszą osobą na świecie?<br />
- Licz się z moim zdaniem - odpowiedziałam natychmiast. - Nie patrz na to co mówi mój ojciec, matka czy Casnoff. Respektuj moje zdanie nie ich. Chyba, że bardziej ci zależy na Casnoff to się z nią ożeń! Z tego co wiem, to jest wolna.<br />
Chłopak przyłożył dłoń do twarzy w geście oznaczającym powszechnie: "facepalm".<br />
- Dziewczyno... - mruknął i podszedł do mnie. Klęknął na podłogę i złapał mnie za ręce, patrząc głęboko w oczy. - Ja cię kocham. Zrozum to Sophie. Jesteś dla mnie najważniejsza. Ale... Ja cię znam. Znam cię i wiem do czego jesteś zdolna jeśli chodzi o kogoś, na kim ci zależy. I nie mówię tu tylko o Jennie. - Tak, wiem. Mówiłeś również o Archerze. Nie jestem głupia. - Dlatego boję się większość decyzji podjętych przez ciebie samodzielnie. Wolę polegać na twoim ojcu, bo jest on bardziej doświadczony...<br />
- Czy ty jesteś gejem? - zapytałam nagle.<br />
Zmarszczył brwi.<br />
- Nie...? Nie wytrącaj mnie z wątku. On wie co robić. Umie panować na mocami i wie, jak tobie w tym pomóc. To dzięki niemu wiem, jak cię uspokoić. Dzięki niemu nadal żyjemy i nie spaliłaś tego domu. Twój ojciec jest naprawdę godny zaufania.<br />
- Jesteś pewien, że nie jesteś gejem? - zapytałam ponownie, jeszcze bardziej poważnie i ze strachem.<br />
- Jesteś IDIOTKĄ! - wrzasnął nagle i zobaczyłam w jego oczach płomień na ułamek sekundy przed tym, jak gwałtownie wstał i uderzył pięścią w ścianę. Pojawiła się na niej długa rysa. - Uważasz mnie za ciemnotę bez uczuć, a kiedy już się wysilam, żeby ci je okazać, nabijasz się i nic z tego nie wychodzi! Grasz mi mocno na nerwach! Może i nie jestem tak potężny, jak ty, ale próbować mogę!<br />
Nagle poczułam silny ból głowy. Naturalnie spowodowany magią. Złapałam się za nią i stoczyłam z łóżka na podłogę. Oparłam się łokciami i kolanami o podłogę starając się nie wydać z siebie żadnego, nawet najcichszego jęku. Pulsowanie nasiliło się i nie wytrzymałam. Krzyknęłam.<br />
Ból opuścił mnie równie szybko, jak się pojawił. Usiadłam na podłodze, mając zamknięte oczy. Bałam się je otworzyć.<br />
Cal mnie skrzywdził.<br />
Obiecał, że do tego nie dojdzie.<br />
Skłamał.<br />
A teraz za to zapłaci.<br />
Zerwałam się na równe nogi. Chłopak stał nade mną z głupim uśmieszkiem na twarzy. Uśmiechnęłam się również i zaraz Cal wylądował na ścianie po drugiej stronie pokoju. Podeszłam do niego powoli. Zbierał się właśnie na nogi i rozmasowywał tył głowy.<br />
- Tylko na tyle cię stać? - szepnął.<br />
Prowokował mnie. To jego wina.<br />
Wyczarowałam kilka kilogramów gwoździ i sypnęłam je mu na głowę. Cal krzyknął i znów upadł na podłogę. Adrenalina i złość pulsowały w moich żyłach, dlatego, zamiast stwierdzić, że chłopak stracił przytomność i należy szybko się ulotnić, przede mną pojawił się duży, stojący zegar z kukułką. Już byłam strasznie osłabiona takim nawałem magii, że ledwo zdołałam pchnąć szafę na siedzącego i przytomnego chłopaka. Przeliczyłam się z tym, że może być nieprzytomny. Bo nie był. Dał radę złapać zegar, zanim ten upadł mu na głowę i przerzucił go na drugą stronę. Starłam się go wrócić, żeby zrobił to, do czego go stworzyłam, ale Cal ponownie się uratował. Wstał z podłogi znów z wściekłością na twarzy.<br />
Natomiast ja się zachwiałam. To było za dużo magii jak na jeden raz i to w czasie, kiedy praktycznie jej nie używałam. Cofnęłam się pod przeciwległą ścianę, a Cal kroczył ze mną krok w krok. Kiedy poczułam za sobą ścianę, zlękłam się.<br />
- Cal... - szepnęłam z przerażeniem.<br />
Zobaczyłam bowiem w ręku Cala przedmiot, który pojawiał się... Na igrzyskach? Tak, a dokładniej w konkurencji "pchnięcie kulą". W tym przypadku była to na pewno ta sama kula, o masie sześciu kilogramów, szara i wycelowana prosto w mój brzuch.<br />
- Nie...<br />
Krzyknęłam, ale było już za późno. Cal wypchnął kulę w moją stronę. Uderzyła mnie z gigantyczną siłą, od której uderzyłam w ścianę.<br />
I straciłam przytomność.Sophia Smithhttp://www.blogger.com/profile/08278405451509794745noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-6867772158759479362.post-10864837770983095712013-11-30T01:47:00.003+01:002013-11-30T01:47:22.075+01:00Rozdział 4 Spojrzałam morderczym wzrokiem na Cala.<br />
- Wiedziałeś o tym, prawda?!<br />
Chłopcy spojrzeli na mnie ze zdumieniem wypisanym na twarzy, a Cal, dla przeciwieństwa, odwrócił wzrok, czym upewnił mnie, że wiedział.<br />
- Czemu mi nie powiedziałeś?!<br />
- Ale o czym?<br />
Udawanie głupiego w jego przypadku było beznadziejne.<br />
Drżały mi ręce, a telefon leżał na moich kolanach, bo nie byłam w stanie go trzymać. Nie mogłam uwierzyć w to co kilka sekund wcześniej usłyszałam.<br />
- O tym, że przenieśli Jennę!<br />
- Nieładnie tak okłamywać dziewczynę... - mruknął ze złośliwym uśmiechem Louis.<br />
Wywróciłam oczami.<br />
- Czego jeszcze nie wiem, a powinnam?!<br />
- Tego, że jestem ochroniarzem twojego taty.<br />
Wytrzeszczyłam oczy tak mocno, iż bałam się, że wylecą mi z orbit.<br />
Dobra, fakt, że MIAŁ zostać ochroniarzem ojca został mi uświadomiony, ale rok temu. Cal powiedział mi, że odrzucił to stanowisko dlatego tylko, żeby spędzać ze mną więcej czasu, a było to przed tym, jak dowiedziałam się o zaręczynach. Wnioskowałam więc, że temat ten jest zamknięty, bo praktycznie żadne z nas nie wspomniało o tym nigdy więcej. Byłam chyba usprawiedliwiona moim zdumieniem.<br />
Pokiwałam głową powoli i spokojnie.<br />
- Świetnie... - warknęłam. - Kiedy miałeś zamiar mi to powiedzieć? Albo inaczej... Czy ty miałeś w planach powiadomienie mnie o tym? W ogóle... Jak? Dlaczego? Przecież ty nie jesteś wyszkolony! Ojciec nie bierze byle kogo!<br />
- Spokojnie - szepnął Liam.<br />
Zerknęłam na niego chłodno.<br />
- Jestem wyszkolony, Soph - szepnął Cal, klękając przede mną.<br />
- Ooo... - rozczulił się z ironią Niall. - A teraz wyjmij w końcu pudełko z pierścionkiem i weźcie ślub, i wszyscy porzygajmy się tęczą!<br />
Spojrzałam na blondyna z miną: "What's wrong with you?". Zresztą, nie tylko ja. Cała nasza szóstka patrzyła na niego dziwnie. A on tylko zaśmiał się i udał, że czyta ogłoszenie na tablicy korkowej.<br />
- Twój tata szkolił mnie, podczas twoich wypadów z Amy. Dlatego nigdy nigdzie nie chodziłem.<br />
I nagle wszystko stało się jasne. Mój kochany Aleksander Callahan udawał gigantycznego lenia za każdym razem, kiedy chciałam gdzieś z nim wyjść, a tak naprawdę był szkolony na OCHRONIARZA. Ochroniarza demona, warto wspomnieć. Szczyt wszystkiego. Praktycznie rzecz ujmując, demon NIE POTRZEBOWAŁ ochroniarza, bo i tak jest silniejszy od czarodziejów. Nawet mrocznych. Wydało mi się to dziwne, ale wtedy o tym nie wspomniałam.<br />
Czyli Cal okłamywał mnie przez całe lato.<br />
- Powinnam cię teraz za to zabić - zmrużyłam groźnie oczy.<br />
Chłopcy siedzieli nadal w milczeniu, ale Cal się zląkł. Nie rzucałam gróźb na wiatr.<br />
- Przestań, słońce... Przecież nic takiego się nie stało.<br />
Wstałam gwałtownie, przewracając chłopaka. A zrobiłam to dlatego, że na korytarz wszedł doktor, który operował Amy. Zdjął rękawiczki i maskę z twarzy, i obrzucił nas wszystkich lodowatym wzrokiem. Najdłużej wzrok zatrzymał na czarowniku, który prawie natychmiast wstał.<br />
- Co z nią? - podbiegłam szybko do lekarza, patrząc mu w oczy.<br />
Doktor, widząc mój strach, uśmiechnął się lekko.<br />
W następnej sekundzie Liam podszedł szybko do nas, jak i Zayn, Harry, Cal, i Louis. Niall został z tyłu i obserwował nas z daleka. Jego ta sytuacja najwyraźniej męczyła.<br />
- Nic jej nie będzie - oznajmił lekarz. - Narazie środki usypiające działają, dlatego przebudzi się pewnie za jakieś trzy - cztery godziny. Z ręką proszę przyjść za dwa tygodnie na kontrolę.<br />
Pokiwałam głową.<br />
Później wywieźli Amy do innej sali, a my wszyscy za nią ruszyliśmy. Dosłownie wszyscy, nawet blondyn. Stanęliśmy naokoło jej łóżka, w sali, która była cała pusta. Poczekałam, aż pielęgniarka ustawi kroplówkę i wyjdzie, i rzekłam do Cala:<br />
- No nareszcie. Możesz?<br />
Chłopak pokiwał głową i na oczach powtórnie zdziwionego zespołu podszedł do Amy i zdjął jej bandaż. Chwycił delikatnie jej rękę i uniósł brwi.<br />
- Rany, co oni z nią zrobili? Przecież to nie te kości...<br />
- Odwróćcie się - rozkazałam.<br />
- Dlaczego? - zapytał natychmiast Harry.<br />
- Ponieważ ja tak mówię.<br />
Niechętnie, ale to zrobili. Uważnie ich obserwowałam, w czasie, gdy Cal nastawiał magią rękę siostry. Usłyszeliśmy cichy trzask i po chwili zduszony okrzyk Amy.<br />
- Co ty zrobiłeś?! - krzyknęła z wyrzutem w stronę chłopaka.<br />
Zanim zdążyłam okazać swoje uczucia w związku z powrotem do zdrowia siostry, odezwał się Liam:<br />
- Serio, gościu, co ty jej zrobiłeś?<br />
Patrzył na Cala nieprzyjemnie, lodowatym wzrokiem. Wyglądało to, jakby oskarżał go, że ponownie złamał jej rękę. Odwrócił się, a razem z nim reszta.<br />
Błyskawicznie spojrzałam na siostrę.<br />
- Tylko nie krzycz - poprosiłam.<br />
Najpewniej dzięki mojej prośbie, Amy nie uległa swojemu instynktowi, tylko usiadła w mgnieniu oka na łóżku. Mój chłopak w tym czasie wyjmował jej ostrożnie kroplówkę, całkowicie niewzruszony całą sytuacją. Amy otworzyła szeroko i usta, i oczy, ściskając w dłoni pościel. Zauważyłam łzy - najprawdopodobniej - szczęścia w kącikach jej oczu i przyśpieszony oddech.<br />
- T-to... niemożliwe - szepnęła cicho.<br />
- A jednak, księżniczko.<br />
Liam podszedł do siostry i usiadł na stołku obok jej łóżka. Przypatrywał jej się z uwagą i gigantyczną troską na twarzy, marszcząc brwi, jak niespokojny rodzic. Zaskoczyło mnie to tak bardzo, że nawet się nie odezwałam. Liam ujął zdrową dłoń Amy i delikatnie zaczął ją głaskać.<br />
- Jak się czujesz, księżniczko?<br />
Dziewczyna zamrugała kilka razy i wydusiła z siebie:<br />
- Świetnie...<br />
- Proszę, żebyście stąd wszyscy wyszli.<br />
Nieoczekiwanie w pokoju pojawił się tata, a za nim zauważyliśmy stojącą mamę. Weszli natychmiast do środka z kamiennymi twarzami, znów obrzucając nas nieuprzejmym spojrzeniem. Burknęłam coś pod nosem, ale mu się nie sprzeciwiłam. A kiedy ja wyszłam, logiczne, że reszta podążyła za mną. Padłam na krzesełko i zaraz po mojej prawej stronie usiadł Harry, a po lewej blondynek. Przysunęłam się bliżej Styles'a.<br />
- Co z waszymi fankami? - zapytałam nagle.<br />
- Nasz manager już ustalił na jutro nowe spotkanie - odrzekł szybko Louis. - W zamian za dzisiejsze. Ostatnie co chcemy to niezadowolenie naszych Directionerek.<br />
Spojrzałam na niego.<br />
- One naprawdę tyle dla was znaczą? - mruknęłam z powątpiewaniem.<br />
- One znaczą dla nas wszystko - odpowiedział mi Zayn, a reszta pokiwała zgodnie głowami. - Bez nich nie bylibyśmy, gdzie jesteśmy. One nas kochają, ale nie bez wzajemności. Są jednymi z najważniejszych osób w naszym życiu. Każde wyzwisko w stronę jednej z nich za to, że jest Directionerką, odbieramy podwójnie mocno. Ludzie są wobec nich nietolerancyjni, ponieważ słuchają innego zespołu, a my niestety nic nie możemy zrobić. Najgorzej jest już wtedy, gry przez tą nietolerancję, nasze fanki...<br />
- Utwierdzają się w przekonaniu, że są inne - dokończył za niego Harry. - Że są głupie. Dziwne. Nienormalne. Niedorozwinięte. Są tego tak pewne, że bojąc się być sobą, postanawiają ze sobą... Skończyć - głos mu się załamał.<br />
- Kiedy dowiadujemy się, że jedna z nich odchodzi... - odezwał się normalnym głosem Niall. - Jest to dla nas cios w sam środek serca. Przeżywamy to jak stratę kogoś bardzo bliskiego. Czujemy wtedy, jak odrywa się od nas kawałek czegoś, co przez tyle lat trzymało nas i wspierało w najtrudniejszych momentach. A tu nagle... Trzask! I po fundamencie. To nie jest tak, że jesteśmy bezdusznymi gwiazdami zakochanymi w pieniądzach. Gdyby tak było, sam bym siebie znienawidził. A tymczasem bezmyślni ludzie, uważający nas bezpodstawnie za pedałów, pogrążają niewinną dziewczynę dlatego, że nas kocha.<br />
- Jednak największą tragedię - szepnął cicho Louis. - przeżywamy, gdy jakaś Directionerka ginie przez nas.<br />
- Przez was? - zdumiałam się.<br />
- Przez nas - potwierdził Liam. - Kiedy kocha nas tak mocno, że nie śpi po nocach, marząc, by nas w końcu spotkać. Kiedy nie chodzi do szkoły, udając choroby, po to tylko, żeby popatrzeć na nasze zdjęcia i wmawiać sobie bez końca, że w końcu nas zobaczy. Że w końcu zobaczy na żywo nasz uśmiech, głos. Że nareszcie spełni się jej marzenie o przytuleniu się do nas lub chociaż o błahym dotknięciu ręki...<br />
Głos Liama stawał się coraz cichszy, aż w końcu umilkł i usłyszałam pociąganie nosem. Louis poklepał delikatnie przyjaciela po ramieniu i dokończył za niego:<br />
- A gdy orientuje się, że jej marzenia nie mogą się spełnić, popada w rozpacz. Płacze nocami, ale nie do swoich marzeń. Jej jedyne myśli opierają się, w najlepszym przypadku, na znienawidzeniu nas na siłę, na wpajaniu sobie, że my dla niej nic nie znaczymy, że jesteśmy tylko jednym z wielu zespołów, że może wybrać sobie kogoś innego. W najgorszym wypadku... Dziewczyna nadal nas kocha. I to ją niszczy. Wewnętrznie czuje, że jesteśmy najlepszą rzeczą, jaka ją kiedykolwiek spotkała, co prowadzi do tego, że nie przestaje wierzyć w swoją miłość. Lecz podświadomość szepcze jej, że ona nie ma szans. Że nigdy w życiu nas nie spotka, nie dotknie, nie uśmiechnie się, nie porozmawia. Wie, że tylko krótkie przytrzymanie w ramionach mogłoby ją podnieść, ale wie także, że to nie nastąpi. W przeświadczeniu, że robi to dla nas, kończy ze sobą. Kończy ze sobą tylko dlatego, że była silna wystarczająco długo, ale nie doczekała się za to nagrody...<br />
Kiedy tylko Louis skończył, wiedziałam, że wszyscy płakali. Czułam drżące ramiona Harry'ego obok siebie i widziałam ręce Nialla, przecierające łzy na policzkach. Zgadzali się z nim. I nic nie mogli na to poradzić.<br />
Przez bardzo długi czas po tym wyznaniu siedzieliśmy w ciszy, a piątka chłopaków uspokajała swoje myśli i oddechy. Czułam, że dobrze zrobiło im powiedzenie tego, co leżało każdemu na sercu. I dzięki temu zmieniłam o nich zdanie. Już nie byli tylko 'idolami siostry'. Byli 'idolami siostry, którym cholernie zależało na fankach'. To by tłumaczyło, dlaczego Liam zachował się tak, a nie inaczej.<br />
W pewnym momencie z sali wyszedł tato, zamykając za sobą drzwi.<br />
- Sytuacja przedstawia się tak... - zaczął, przecierając ręką czoło. - Ja z mamą zostajemy tu, a wy - spojrzał na mnie i Cala - macie jechać do Thorne Abbey i to bez dyskusji.<br />
- Co się tyczy was - wskazał na zespół. - Wiem dokładnie co się stało, ale nie wniosę pozwu do sądu, pod jednym warunkiem.<br />
Uniosłam brwi. Mój tata naprawdę musiał mieć ważny powód, by nie pozwać Liama do sądu. Tak, mój tata byłby do tego zdolny. Chociaż większe prawdopodobieństwo spełnienia miałaby zapewne sprawiedliwość na własną rękę.<br />
- Jakim? - spytał uprzejmie Zayn.<br />
- Że nie powiecie ani słowa mediom. Dobrze? Tej sprawy nie było.<br />
Po chwili wymieniania szybkich spojrzeń, równocześnie pokiwali głowami.<br />
- No... To tyle - mruknął tato, wyraźnie zmieszany. - Więc... Do widzenia. - Wszedł z powrotem na salę.<br />
Wstałam natychmiast.<br />
- Masz to co ci wysłałam? - zapytałam natychmiast Cala.<br />
Pokiwał niepewnie głową, zerkając na chłopaków.<br />
Wyciągnęłam komórkę i napisałam SMS - a do Jenny:<br />
<i>"Jen, spotkajmy się za dwadzieścia minut w Paryżu przy Wieży Eiffela. Proszę, przyjdź."</i><br />
Kiedy tylko dostałam raport dostarczenia, rzuciłam do chłopaka:<br />
- Oddaj mi to i jedź autem do domu.<br />
- A co z tobą? - zainteresował się.<br />
- Jadę do Paryża - oznajmiłam bez żadnego ostrzeżenia.<br />
- Po co? - zdziwił się Cal.<br />
- Po Jennę. Ona tam nie może zostać i mam gdzieś co mój ojciec mówi.<br />
- My jutro mamy koncert w Paryżu - uśmiechnął się do mnie Louis.<br />
Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na niego z zaskoczeniem. Ciekawe jak mieli zamiar to zrobić, skoro byli umówieni na rozdawanie autografów na następny dzień. Podejrzewałam, że nie mieli pojęcia o Itineris. Inaczej: ja miałam taką nadzieję.<br />
- To może poczekaj do jutra i poleć z nami? - zaproponował Harry z radosnym uśmiechem.<br />
Zamurowało mnie.<br />
_______________<br />
Ok, ten rozdział jest jednym z najlepszych, przynajmniej według mnie. Mam nadzieję, że wystarczająco dobrze opisałam uczucia chłopców co do fanek? :) I dziękuję Wam za prawie 1000 wejść! It's impossible! Piszcie komentarze... A no i jeszcze jedna informacja... Niestety nie jestem w stanie dodawać rozdziałów częściej niż co dwa tygodnie. Mam jeszcze jednego bloga i nie chcę go zaniedbywać, bo po prostu funkcjonuje on już bardzo dobrze, ze względu na czas. Więc następnej notki spodziewajcie się za dwa tygodnie. Pozdrawiam Was serdecznie!<br />
~ <i>Sophia Smith</i>Sophia Smithhttp://www.blogger.com/profile/08278405451509794745noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-6867772158759479362.post-42607313049774149012013-11-17T03:10:00.004+01:002013-11-17T03:10:57.183+01:00Rozdział 3 Zerwałam się szybko z krzesła, spoglądając błagalnym wzrokiem na ojca. Chłopcy też na niego spojrzeli i ujrzałam na ich twarzach malujący się respekt. Trudno było patrzeć na mojego tatę i powiedzieć coś okropnego. Przerażał samym wzrokiem.<br />
- Dobry wieczór - przywitał się Harry.<br />
Za nim zrobili to pozostali, a ja myślałam tylko o tym, by się więcej nie odezwali. Sama ich obecność skłaniała tatę do spokoju, a i tak mało nie trząsł się ze złości. Jego oczy krążyły między mną, a chłopcami. Kiwnął im lekko głową, jakby sobie nie zdając z tego sprawy. Odciągnęłam go na sam koniec korytarza, czując jak ze strachu bije mi serce. U mnie ojciec wzbudzał jeszcze większy respekt. Chociaż może nie tyle ojciec, ile jego funkcja. Mógł zrobić wszystko.<br />
Tym bardziej, że Liam był człowiekiem. Gdyby się tylko dowiedział, że jego kochana córka została pozbawiona przytomności przez CZŁOWIEKA, nie wahałby się go zmieść z powierzchni ziemi z głośnym hukiem.<br />
Oznaczało to jedynie, że nie mogłam wsypać chłopaka.<br />
Zerknęłam na niego. Wzrok miał jeszcze bardziej przerażony, jeśli w ogóle można tak powiedzieć. Wpatrywał się we mnie ze strachem, a reszta, nie wiedząc co ze sobą zrobić, okrążyła go, rozmawiając przyciszonymi głosami.<br />
- Tato, posłuchaj mnie... - zaczęłam.<br />
- Nie, to ty mnie posłuchaj. Wiem, że to nie twoja wina - przerwał mi spokojnym głosem.<br />
Zdumiona podniosłam głowę ku górze, unosząc brwi. Ojciec wyglądał rzeczywiście na spokojnego, ale<br />
ręce wciąż miał zaciśnięte w pięści. W większości przypadków winą obarczał mnie, szczególnie jeśli chodziło o Amy. A teraz to tym bardziej moja wina.<br />
- Sama przecież jej tej ręki nie złamałaś. Powiedz kto to zrobił i wszystko będzie dobrze.<br />
Szlag. Miałam nadzieję, że o to nie zapyta.<br />
- A bo ja wiem? Jakaś fanka. Amy upadła, a ta na nią stanęła.<br />
Starałam się mówić z przekonaniem, ale chyba nie do końca mi to wyszło, przynajmniej w moim mniemaniu. Ojciec uważnie wpatrywał się w moje oczy, a ja, pamiętając, że kiedy mówi się prawdę, nie wolno spuszczać rozmówcy z oka, robiłam to także. Ostatecznie chyba moje kłamstwo przekonało ojca. Westchnął i na moment spuścił głowę.<br />
- Gdzie mama? - zapytałam, zanim zdążył się ponownie odezwać.<br />
- Twoja matka mieszka trochę dalej ode mnie. Powinna być za pół godziny. - Nagle ściszył głos. - Dzwoniłaś po Cala?<br />
Kiwnęłam głową<br />
- Właściwie to już tu powinien być.<br />
Na moje gigantyczne szczęście, właśnie wtedy wbiegł na korytarz. Był zgrzany; pot spływał mu po skroniach, a zwykle ułożone włosy miał rozczapierzone. Przeleciał obojętnym wzrokiem po chłopakach, a na końcu skupił go na mnie i ojcu. Ja pod wpływem chwili podbiegłam do niego, rzucając mu się na szyję i znów dając się ponieść emocjom. Wypłynęły one ze mnie pod postacią łez. Wtuliłam głowę w jego kurtkę, mając tego wszystkiego już serdecznie dość. Oczywiście jedyną reakcją ze strony tego zimnego czarownika było pogłaskanie mnie po włosach. Choć jak na niego to i tak sporo.<br />
- Cal. - Tato podszedł do nas szybko i zaczął coś szeptać chłopakowi na ucho. Najwyraźniej byłam z tej konwersacji wykluczona. Pomimo wszystko i tak uważnie wpatrywałam się w ich twarze, oczekując pojawienia się na nich jakichś emocji.<br />
Nic. Zero.<br />
Po kilku sekundach twarz taty rozjaśniła się. Nie, nie uśmiechnął się, tylko z jego czoła zniknęła większość zmarszczek. Spojrzał na mnie nieco łaskawszym wzrokiem, a potem nawet PUŚCIŁ OCZKO do idoli Amy. To był dla mnie tak wielki szok, że wytrzeszczyłam oczy, odchodząc od Cala. On także dziwnie patrzył na mojego ojca. Taki gest był praktycznie niespotykany, nawet dla mnie, jako córki. Zanim tata wyszedł z korytarza, kierując się w stronę recepcji, blondyn uśmiechnął się do mnie złośliwie. Tego również nie zrozumiałam. Natomiast Zayn znów zwrócił na mnie to tajemnicze spojrzenie, pod wpływem którego odwróciłam się na powrót do Cala.<br />
- Co on tym razem od ciebie chciał? - zapytałam.<br />
Mój narzeczony (jak to idiotycznie brzmi) patrzył morderczym wzrokiem na tego zuchwałego Nialla. Przez to go znielubiłam, mimo że to on pierwszy zaczął obchodzić się ze mną po ludzku. Chyba tylko siłą woli zmusił się, by zwrócić wzrok na mnie.<br />
- Nic takiego. Mówił, że mam was tu pilnować.<br />
Sprowokował tym wybuch śmiechu Horana.<br />
- TY masz pilnować NAS?! - zaśmiał się blondyn. - Ile ty masz lat, chłoptasiu?!<br />
Koledzy z zespołu patrzyli na niego ze zdumieniem, a we mnie się zagotowało. Mógł sobie gadać na moją osobę, bo to najwyraźniej należało do jego ulubionych zajęć, ale wara od mojego chłopaka!<br />
- Tak, ja mam pilnować was - odparł Cal spokojnym tonem.<br />
- Ile ty w ogóle masz lat? - zapytał Louis.<br />
Z tego co pamiętałam, to on był najstarszy z nich wszystkich. Miał bodajże dwadzieścia dwa lata. Czyli był starszy ode mnie o pięć lat, a od Cala o trzy. Ale my mieliśmy tajną broń.<br />
- Dziewiętnaście - odrzekł chłopak, wciąż wiercąc wzrokiem blondyna.<br />
Tamten znów zaśmiał się w głos i oparł o ramię Zayna, płacząc ze śmiechu. Nie mogłam go zrozumieć. Co w tym było takiego śmiesznego? Co my mu zrobiliśmy, że był taki niemiły? Nie sprawiał wrażenia bad boy'a. Właściwie to wyglądał na najspokojniejszego członka zespołu, ale okazało się inaczej. Był zimnym kretynem. Nie znosiłam takich i wtedy miałam ochotę pokazać mu mój śliczny, pomalowany granatowym lakierem środkowy palec.<br />
Natomiast Harry uśmiechnął się do nas ciepło.<br />
- Mój rówieśnik - oznajmił Calowi.<br />
Chłopak spróbował odwzajemnić mu uśmiech, ale znów wyszedł mu tylko grymas. Lecz tym razem był to grymas bólu lub złości. W takich momentach mnie przerażał.<br />
- Kochanie, usiądź - rzekł do mnie po cichu, wskazując krzesło.<br />
Wciąż byłam tak roztrzęsiona, że nie mogłam ustać na nogach. Z pomocą Cala opadłam na miejsce między Liamem, a Louisem i uniosłam głowę w kierunku sufitu, opierając ją o ścianę. Zamknęłam oczy i przez chwilę wsłuchiwałam się w powolne oddechy moich sławnych sąsiadów, wciągając zapach ich perfum. Ciężko było mi skupić myśli nad czymkolwiek, dlatego otworzyłam na powrót oczy i zobaczyłam stojącego naprzeciwko mnie Nialla. Patrzył na mnie z drwiącym uśmieszkiem, a Cal stał przy ścianie kawałek za nim, obserwując każdy jego ruch. Miałam przynajmniej pewność, że zareagowałby gdyby musiał.<br />
Nie to, że ja bym nie zareagowała.<br />
Na szczęście, zanim Horan zdążył podjąć decyzję rzucenia się na mnie w celu zabicia, zadzwoniła moja komórka. Oczywiście podskoczyłam z zaskoczenia, czym znów wywołałam śmiech wiadomo kogo. Zerknęłam pośpiesznie na wyświetlacz. Gdy tylko ujrzałam zdjęcie przyjaciółki, natychmiast odebrałam.<br />
- Sophie! Co się stało?! - powitał mnie jej histeryczny głos.<br />
Zaśmiałam się, czym zwróciłam na siebie uwagę wszystkich zgromadzonych. A zrobiłam tak tylko dlatego, że poczułam spokój, kiedy usłyszałam jej głos.<br />
- Nic się nie stało. Amy po prostu złamała rękę. Jesteśmy teraz w szpitalu, Cal jest ze mną, więc wszystko będzie... A NO WŁAŚNIE! - krzyknęłam nagle. - Możesz mi w końcu powiedzieć co się z tobą dzieje?!<br />
Trochę się zdenerwowałam. Jenna miała być już teraz w Hex Hall, a od czasu wakacji ze mną nie rozmawiała. Mogłam się założyć, że to ojciec kazał jej zadzwonić. Nie miałam pojęcia co się z nią działo, ale niewątpliwie było to okropne.<br />
- Nic się ze mną nie dzieje - odparła, uspokajając się. - Dlaczego tak sądzisz?<br />
- Odezwałaś się po miesiącu i myślisz, że wszystko jest dobrze?! Mylisz się! Nie dajesz znaku życia, nawet nie odpisujesz na SMS - y. Co się dzieje? Gdzie jesteś?<br />
Mój ton głosu zmieniał się z wkurzonego na troskliwy. Martwiłam się o nią ze względu na to, co działo się rok temu. Wtedy Jenna była wyrzutkiem społeczeństwa.<br />
- Tak, Sophie, wiem, że zachowywałam się do tej pory w stosunku do ciebie nieuprzejmie. Sądzę, że już czas byś dowiedziała się, dlaczego nie dzielę z tobą pokoju.<br />
W jej głosie było tyle smutku, że zrobiło mi się jej żal. Musiało być jej ciężko.<br />
- Mnie po prostu przenieśli. Chodzę do szkoły dla Prodigium we Francji.<br />
Rozłączyła się.<br />
____________<br />
Zapomniałam wcześniej wspomnieć o Naszej Kochanej @yourtoouch, która wymyśliła adres bloga. Dziękujmy jej <33<br />
Mam nadzieję, że rozdział się podobał? Czekam na Wasze opinie :DSophia Smithhttp://www.blogger.com/profile/08278405451509794745noreply@blogger.com8tag:blogger.com,1999:blog-6867772158759479362.post-56101798716396205452013-11-12T09:15:00.003+01:002013-11-12T09:15:37.075+01:00Rozdział 2 Kalkulując chłodno sytuację, doszłam jednak do wniosku, że słowa są niczym w porównaniu z tym, co zrobił mojej siostrze, dlatego nawet nie pomyślałam o tym, żeby go przeprosić. Zranił tym i mnie, i Amy, więc miałam prawo być wściekła.<br />
<div>
- Ty... Ty idioto! Czy ty widzisz co zrobiłeś?! Jak mogłeś?!</div>
<div>
Na chwilę przestałam trząść się ze złości i ocknęłam się. Nie miałam czasu na wyzywanie kogoś i płakanie. Musiałam coś bardzo szybko zrobić. Pierwszą rzeczą, po którą sięgnęłam, była moja komórka. Wykręciłam szybko numer Cala, wciąż w całkowitej ciszy i modliłam się, by odebrał. Gdy tylko usłyszałam jego oddech, krzyknęłam:</div>
<div>
- Musisz mi pomóc! </div>
<div>
W tym czasie, Liam i reszta chłopaków, okrążyli nas, niepewni co mają zrobić. Sprawca całego zamieszania klęknął obok mnie, patrząc z rozpaczą na nieprzytomną Amy.</div>
<div>
- Ale, Sophie, co się dzieje? - głos Cala ze zmęczonego, stał się rozbudzony. W ułamku sekundy.</div>
<div>
- Jejku... Amy złamała rękę do krwi i jest nieprzytomna. Musisz mi pomóc, Cal. Ja... Ja nie wiem co mam zrobić!</div>
<div>
Nie, nie wspomniałam kto za tym wszystkim stoi. Chłopak zacząłby tylko przeklinać, a to Amy na pewno by nie pomogło. Musiałam go tu natychmiast sprowadzić.<br />
- Dobrze, kochanie, uspokój się. Zrobimy tak - usłyszałam jego głośny wydech, a po chwili głos. Mówił bardzo szybko. - Jedź jak najszybciej do najbliższego szpitala. Gdy już tam będziesz, prześlij mi amulet, z wiadomością gdzie mam się zjawić. Zadzwoń po twojego tatę i tam na mnie zaczekaj. Nie rób nic więcej, zgoda?<br />
Westchnęłam histerycznie.<br />
- Oczekujesz, że będę sobie spokojnie siedziała, czekając aż Amy się wykrwawi?! - wrzasnęłam.<br />
- Spokojnie. Im dłużej zwlekasz, tym będzie ciężej. Czekam na amulet. Do zobaczenia, skarbie.<br />
Rozłączył się.<br />
Odjęłam komórkę od ucha i wytarłam łzy, wciąż napływające do moich oczu. Ciągle trzęsącymi się dłońmi starałam się wykręcić numer pogotowia, ale nie udawało mi się to. Miałam zamazane widzenie przez łzy.<br />
- Co chcesz zrobić? - zapytał, klęczący obok Liam.<br />
- Zadzwonić na pogotowie, do jasnej cholery! A co mam innego zrobić?! - wrzasnęłam, a wielkie krople łez potoczyły się po moich policzkach.<br />
- Hej, uspokój się. Daj mi to. - Wyjął mi z ręki komórkę.<br />
- To nic nie da - usłyszałam głos za swoimi plecami.<br />
Stał tam... Ten, no, jak mu tam... Zayn. Wyglądał na tak samo zmartwionego co Liam.<br />
Spojrzałam na niego pytającym spojrzeniem.<br />
- Przed stadionem jest jeszcze mnóstwo fanek. Nawet jeśli teraz zadzwonilibyście po karetkę, dotarłaby tu za jakieś pół godziny. A wtedy może być za późno.<br />
Wstałam i zmierzyłam go spojrzeniem, które miało wyrażać wściekłość, chociaż w połączeniu ze łzami wyglądałam raczej jak niedorozwinięty kosmita.<br />
- Więc co proponujesz?! - krzyknęłam mu w twarz z ironią.<br />
Zamyślił się.<br />
- Pojedziemy naszym autem. A tak naprawdę limuzyną. No cóż... Nie mamy innego wyjścia.<br />
Uniosłam ze zdumienia brwi.<br />
Zanim zdążyłam zaprzeczyć, jeszcze inny chłopak, w koszulce w paski, oznajmił:<br />
- Tak, Zayn ma rację. Chodźcie.<br />
Złapał za obydwie nogi Amy, a za ręce przytrzymał ją Liam. Wyszliśmy z korytarza w całkowitej ciszy, tylko w siódemkę. Ochroniarze zostali, dzwoniąc po managera chłopców. Ja szłam zaraz przy Amy, lecz na nią nie patrzyłam. Rozpłakałabym się jak dziecko, a policzki wciąż miałam mokre.<br />
Limuzyna już na nas czekała. Stała przy drzwiach, by uniknąć zderzenia z tłumem fanek. Szofer wstał szybko, lekko zdumiony widokiem mnie i siostry i otworzył nam drzwi. <a href="http://www.hummerlimuzyny.pl/images/hummer_4osie_02.jpg" target="_blank"><i><b><span style="color: purple;">Była niezwykła</span></b></i></a>. Fotele, a raczej kanapy poustawiane były naprzeciwko siebie, więc Amy mogła spokojnie leżeć. Liam i ten drugi chłopak położyli ją. Zajęła tyle miejsca, że w jej nogach zmieściłaby się tylko jedna osoba, a dlatego, że Liam tam usiadł, byłam zmuszona do zajęcia miejsca między pozostałą czwórką chłopaków.<br />
- Yyy... - mruknął niepewnie szofer. - Nie chcę państwa martwić, ale jest tu za dużo osób. A poza tym fotele się pobrudzą...<br />
Liam spojrzał na niego wściekłym wzrokiem.<br />
- Jak coś nie pasuje, możesz iść pieszo. My wszyscy mamy prawo jazdy. Do szpitala. Najlepszego. Teraz.<br />
Szofer od razu odszedł.<br />
Zdumiało mnie zachowanie chłopaka. Co prawda, to on spowodował wypadek, lecz chyba jeszcze nigdy nie spotkałam się z tym, że ktoś chciałby pomóc. Większość miała po prostu gdzieś co by się stało. Ale on nie.<br />
- Dobra, wsiadaj - rzekł do mnie pospiesznie Zayn.<br />
Wepchnęłam się na miejsce naprzeciwko głowy Amy.<br />
- Szybciej! - wrzasnął niespodziewanie blondyn.<br />
Wpatrzyłam się w nich niezrozumiałym wzrokiem. Nagle rzucili się do auta, a ostatni zamknął drzwi. W tym samym momencie samochód ruszył. Czwórka chłopców jeszcze przez chwilę leżała na podłodze, a że było mało miejsca, głowa Harry'ego dotykała mojego kolana. Pokładali się ze śmiechu, tak samo jak, siedzący już, Liam. Powoli podnieśli się i zajęli miejsca, otrzepując ubrania.<br />
- Co wam odbiło?! - krzyknęłam, ale już ciszej.<br />
- Paparazzi - odrzekł krótko Liam.<br />
Obok mnie usiadł jedyny blondyn. Ja praktycznie nie siedziałam; klęczałam przy głowie Amy, ocierając ją z potu.<br />
Zapadła cisza. Łzy wciąż napływały do moich oczu. Przysięgłam sobie, że gdyby coś stało się Amy, zabiłabym kierowcę. Nie, nie Liama. Miałabym przerąbane u ojca.<br />
A poza tym, siostra się ucieszy. Ucieszy się, jeśli się obudzi, kiedy się dowie, że jechała limuzyną razem ze swoimi idolami. Co prawda, na pewno nie jest to wymarzona sytuacja, ale lepsza taka, a nie inna... Co ja mówię?! To ona leży nieprzytomna! Nie ja!<br />
- Eee... - po chwili milczenia odezwał się Liam. - Jak się nazywacie?<br />
Pociągnęłam nosem i usiadłam obok blondyna.<br />
- Ja mam na imię...<br />
Wtem przypomniało mi się, że miałam zadzwonić do taty. I że nie pamiętam gdzie jest moja komórka. Ostatnio miał ją...<br />
- Oddaj mi komórkę - mruknęłam do Liama.<br />
Chłopak spojrzał na swoje ręce, w których oczywiście ja trzymał. Rzucił mi ją, a ja ją zręcznie złapałam i zadzwoniłam do taty. Ucięłam konwersacje na powiedzeniu mu, gdzie jedziemy i dlaczego. Będzie się wściekał, ale nie chciałam wysłuchiwać tego w tamtym momencie.<br />
Schowałam komórkę do torebki, zasłaniając amulet.<br />
- Ja mam na imię Sophie, a to jest Amy - wskazałam na siostrę. Po chwili przyszło mi na myśl, że fajnie będzie poznać ich imiona. - Głupio mi pytać... - Zerknęłam z zaciekawieniem na swoje dłonie. - Jak wy się nazywacie? Tak, wiem, to dziwne, ale ja... No, nie należę do waszych fanek, tylko siostra, a że już razem jedziemy...<br />
- Jestem Niall Horan - przerwał moje tłumaczenie blondyn. Podał mi rękę z lekkim uśmiechem.<br />
Uścisnęłam ją.<br />
Chłopakiem w koszulce w paski okazał się Louis Tomlinson, a resztę już "znałam".<br />
Znów przez jakiś czas jechaliśmy w całkowitej ciszy. Wszyscy patrzyliśmy na nieprzytomną Amy, która się nie ruszała.<br />
- Przepraszam - rzekłam jednocześnie z Liamem. Uśmiechnęłam się delikatnie.<br />
- Kontynuuj - rzekłam do chłopaka.<br />
Skinął poważnie głową.<br />
- Chcę przeprosić za to, co zrobiłem. Na serio, przykro mi. Nie zauważyłem jej i nie wiedziałem, z której strony do mnie biegnie. Jak zwykle wybrałem tą złą stronę.<br />
- A ja chcę przeprosić za to, że tak na ciebie nakrzyczałam. Nie powinnam...<br />
- To żadna nowość - zaśmiał się Harry. - Ciągle ktoś na nas krzyczy.<br />
Wytarłam ostatnie łzy i z niecierpliwością spojrzałam na komórkę. Jechaliśmy już pół godziny.<br />
- Spokojnie - szepnął blondyn, obejmując mnie ramieniem. - Zaraz dojedziemy.<br />
Miał rację. Dojechaliśmy pięć minut później. Wysiedliśmy i pobiegliśmy do szpitala. Natychmiast wezwano lekarza i zawieziono siostrę na bok operacyjny. Mi i chłopakom kazano zaczekać na korytarzu, zawiadamiając o prawdopodobnej godzinie ukończenia zabiegu. Według lekarzy, będzie on trwał góra godzinę.<br />
Z westchnięciem usiadłam na krzesełko na korytarzu przy sali. Byłam tak zmęczona, że nawet nie chciało mi się iść do łazienki, by wysłać amulet, dlatego wybrałam najlepszą chwilę, gdy wszyscy rozmawiali przez telefony i otworzyłam torbę. Wytargnęłam z niej karteczkę i znalazłam długopis. Nabazgrałam na niej adres i zaklęciem przyczepiłam do amuletu. Następnie złapałam go w obie ręce i zamknęłam oczy. Znów wypłynęło ze mnie te świetne uczucie upuszczania magii i sekundę później nie ściskałam w dłoniach już nic. Amulet "poleciał" do Cala.<br />
Otworzyłam oczy. Napotkałam tajemnicze spojrzenie Zayna. Udałam szybko, że coś szukam w torbie, by nawet nie nabrał wątpliwości. Jednak się przeliczyłam. Zayn podszedł i usiadł obok mnie.<br />
- Co to było? - zapytał prosto z mostu.<br />
- Ale co takiego? - W takich sytuacjach najlepiej udawać głupią.<br />
- Coś ci się niebieskiego w torbie świeciło - oznajmił z przekonaniem.<br />
Od odpowiedzi uratował mnie tato, wchodzący dumie, a zarazem ze złością na korytarz.<br />
_____________<br />
Dzisiaj trochę krócej, ale mam nadzieję, że nadal się podoba :D Komentujcie, bo to naprawdę motywujące :)</div>
Sophia Smithhttp://www.blogger.com/profile/08278405451509794745noreply@blogger.com7tag:blogger.com,1999:blog-6867772158759479362.post-71262668061987913142013-11-06T21:23:00.002+01:002013-11-07T15:25:25.902+01:00Rozdział 1 Podała mi rękę. Uścisnęłam ją delikatnie, lecz ona musiała wyczytać coś z wyrazu mojej twarzy.<br />
- Yyy... Jestem Sophie.<br />
- Coś się stało, Sophie? Wyglądasz na zaskoczoną.<br />
A mam na nią nie wyglądać? Oczekiwałam tu mojej PRZYJACIÓŁKI, a nie jakiejś wytapetowanej, sztucznej blondynki!<br />
- Będziesz tu... Mieszkać? - zapytałam niepewnie.<br />
Spojrzała na mnie, jakbym żartowała. Pokiwała głową, wciąż wbijając we mnie spojrzenie.<br />
- Tak. Pani Casnoff mnie tu przydzieliła. Czym jesteś?<br />
To pytanie mnie zaszokowało. Brzmiało tak obcesowo. Czym? No, nie wiem... Może ZWIERZĘCIEM?!<br />
- Czarownicą - odparłam, wymijając ją i otwierając walizkę.<br />
- O, jak świetnie! Ja też jestem czarodziejką! - wykrzyknęła uradowana.<br />
Ta dziewczyna naprawdę miała małe pojęcie jak się obchodzić z Prodigium. Czarownica od czarodziejki się różniła.<br />
- Białą?<br />
Odwróciła się szczęśliwa w moją stronę, ponownie kiwając głową.<br />
- Więc nie jesteśmy takie same. Ja jestem mroczną.<br />
Różnica między mroczną, a białą czarodziejką polegała na tym, że ta pierwsza mogła rzucać znacznie potężniejsze zaklęcia niż ta druga. Miałam nad nią przewagę pod tym względem, jak i tym, że byłam demonem. To akurat przyczyniało się do tego, że umiałam rzucać najpotężniejsze zaklęcia znane na świecie. Przydatne. Ale byłam dopiero początkującą.<br />
- Serio? - zdumiała się. - Rzuć jakieś niezłe zaklęcie!<br />
Zastanowiłam się. Naprawdę chciałam wiedzieć, gdzie jest moja przyjaciółka, dlatego powinnam przetransportować się do biura pani Casnoff. Skupiłam się na tym, mocno zacisnąwszy powieki i poczułam jak magia wypływa z koniuszków moich palców, jak małymi strumieniami. Wzięłam głęboki wdech i po chwili znajdowałam się już w biurze pani Casnoff.<br />
Siedziała już za biurkiem, wielce oburzona.<br />
- Sophio! - krzyknęła. Nienawidziłam kiedy tak się do mnie zwracała. - Czy ty wiesz, że nie wolno ci rzucać czarów na terenie szkoły?!<br />
Pokiwałam lekceważąco głową, siadając na krześle przed dyrektorką.<br />
- Gdzie jest Jenna? - zapytałam natychmiast.<br />
Pani Casnoff chrząknęła.<br />
- Ma kilka spraw do załatwienia. Niedługo wróci.<br />
- Jenna? Kilka spraw do załatwienia? I skoro ma niedługo wrócić, czemu przydzieliła pani do mojego pokoju białą czarodziejkę?<br />
- To tymczasowe. A teraz proszę cię o opuszczenie w ciszy mojego biura, gdyż muszę przygotować się na kolację. Nie chcę rozczarować twojej siostry - uśmiechnęła się lekko.<br />
- Tylko niech pani jej nie przyprawi o mdłości.<br />
Wyszłam wściekła z pokoju, kierując się w stronę telefonów. Tak, w Hex Hall nie wolno było mieć własnych komórek, laptopów ani nic z tych rodzaju rzeczy. Normalnie średniowiecze. Tak samo, jak nie wolno było używać magii. To było chyba z tego wszystkiego najgorsze.<br />
Wykręciłam numer do domu Jenny. Znałam go na pamięć.<br />
Odebrał jej ojciec. Przybrany.<br />
- Halo? - zapytał.<br />
Widziałam go być może trzy razy. Jenna tak naprawdę nie miała rodziców. Mieszkała w tak zwanym Gnieździe, czyli miejscu, gdzie mieszkała większa ilość wampirów. Ale przyjaciółce się tam nie układało, więc przygarnęła ją jakaś inna rodzina wampirów. Na razie nie narzekała.<br />
- Dzień dobry, mówi Sophie Mercer. Czy zastałam Jennę?<br />
- Przykro mi, lecz Jenna wyjechała. Wróci za miesiąc.<br />
Rozłączył się.<br />
- Za... miesiąc? - szepnęłam sama do siebie.<br />
~*~<br />
- Nie będziesz tęsknił? - zapytałam ze śmiechem Cala.<br />
Staliśmy ponownie przed Itineris, lecz tym razem przenieść się miałyśmy jedynie ja i siostra. Minął miesiąc od rozpoczęcia roku szkolnego, więc nadszedł czas na długo oczekiwany, przynajmniej przez Amy, koncert jej idoli. W drodze do portalu, Amy podskakiwała, ubrana w swoją najsłodszą <b style="font-style: italic;"><a href="http://img02.tablica.pl/images_tablicapl/99291239_1_644x461_slodka-kobieca-mini-sukienka-warszawa.jpg"><span style="color: purple;">sukienkę</span></a><span style="color: purple;"> </span></b>i baletki, umalowana przez Emily. Ja natomiast, nie mając większego powodu do strojenia się, nałożyłam najzwyklejsze <a href="http://i.pinger.pl/pgr295/a05462d700164a78513e5211/4e49072e0b8d183dbebe2d497dec2c5b.jpg"><span style="color: purple;"><i><b>rurki i bluzkę wraz z dodatkami</b></i></span></a>. One pojawiły się jedynie na prośbę siostry. Chciała, żebym chociaż TROCHĘ ładniej wyglądała. Szczerze, to było mi to obojętne, więc się zgodziłam.<br />
- Tęsknić będę, to chyba jasne - odparł chłopak z kamienną twarzą, wpatrując się w Amy, która odstawiała jakiś dziwny taniec, nucąc pod nosem wesołą piosenkę. - Ale... Możesz mi powiedzieć, po co jedziecie na koncert, zaczynający się za pięć godzin?<br />
Uśmiechnęłam się.<br />
- Musiałam uwzględnić przyjazd do domu. Nie mam przy sobie biletów, bo zapomniałam zabrać je z Thorne Abbey. Ta... A poza tym, Amy stwierdziła, że chce mieć najlepsze miejsca.<br />
- Przecież skoro macie VIPowskie wejściówki i tak będziecie mieć najlepsze miejsca.<br />
- Spróbuj to wytłumaczyć Amy. Ale cóż, w końcu to tylko kilka godzin, prawda? Kilka. Długich. Godzin.<br />
Cal wykrzywił buzię, co u niego było oznaką rozbawienia.<br />
- Będziesz się baaaardzo nudzić - stwierdził.<br />
- Skąd? Naładowałam komórkę - pomachałam mu nią przed nosem. - Więc będzie dobrze. Mam do ciebie darmowe SMS - y.<br />
- Wiesz, że mi nie wolno...<br />
- Mieć komórki w szkole. Ty nie mieszkasz w szkole, Alexandrze.<br />
Spojrzał mi w oczy z niesmakiem.<br />
- Sophie! Rusz swoje szanowne cztery litery i chodź tu do mnie! - wrzasnęła Amy, czekająca już przy Itineris.<br />
Westchnęłam i wyciągnęłam z torby amulet, który przesłał mi poprzedniego dnia tata. Nałożyłam go sobie na szyję.<br />
- Muszę już iść - szepnęłam, jakby to były ostatnie minuty mojego żywota. - Do zobaczenia w piątek.<br />
- Te dwa dni będą dla mnie strasznie nudne...<br />
Cal podszedł do mnie i mocno mnie uściskał, składając czuły pocałunek na ustach. Usłyszałam cichy chichot Amy, przyglądającej się nam ukradkiem.<br />
Oderwałam się od chłopaka i nałożyłam amulet na szyję siostry. Mruknęłam: "Thorne Abbey", pomachałam chłopakowi i złapałam Amy za rękę, przechodząc przez portal.<br />
Wyskoczyłyśmy z młynu jak oparzone. Ja już prawie nie czułam mdłości i zawrotów głowy, ale Amy musiałam przytrzymać, by nie upadła.<br />
Poszłyśmy szybkim krokiem, na rozkaz siostry, do domu i od razu wpadłyśmy na tatę. Uśmiechnął się lekko na nasz widok i wręczył nam bez pytania bilety.<br />
Potem wszystko działo się, jak w filmie bezustannej akcji. Amy zaczęła skakać ze szczęścia, gdy tato odwoził nas do Londynu. Podróż trwała jedynie trzy godziny, lecz w akompaniamencie utworów z płyty Amy, zdawała się trwać co najmniej pięć godzin. Dziewczyna uparła się, byśmy zamiast zwykłego radia, odtworzyli jej ulubioną płytę zespołu One Direction. Nazywała się "Up all night" czy jakoś tak... Oczywiście, każdą piosenkę śpiewała na głos i przy pierwszych nutach już mówiła nam jej nazwę. Zapamiętałam jedynie "More than this", bo wpadła mi w ucho. Ale jej tekst, nie melodia. Ogólnie nie mieli złych piosenek, lecz wydawały mi się one... Takie niedopasowane. Mogliby śpiewać bardziej wymagające single. Przy jakiejś innej piosence Amy się rozpłakała, więc musiałam ją pocieszać. Pomógł pierwszy argument: "Zaraz zobaczysz ich na żywo". Pisnęła radośnie i puściła kolejną, znacznie weselszą piosenkę. Tata uśmiechał się prawie przez całą drogę.<br />
Gdy płyta się skończyła, Amy od razu chciała wymienić ją na następną.<br />
- Zaczekaj - powiedziałam.<br />
Siostra zamarła w pół ruchu, zastanawiając się nad sensem mojej wypowiedzi. Doszedłszy zapewne do wniosku, że nie chcę słuchać kolejnych singli, krzyknęła:<br />
- No weź!<br />
Nie zwracając na nią większej uwagi, zapytałam tatę:<br />
- Co się dzieje z Jenną? Nie odezwała się do mnie od miesiąca. Nie odbiera telefonów, a jak dzwonię do rodziców, mówią, że jest na wyjeździe.<br />
Tata zacisnął mocniej ręce na kierownicy. Dziwne, że on prowadził. Zazwyczaj robił to za niego szofer. Oblizał nerwowo wargi.<br />
- Czemu sądzisz, że ja wiem coś na ten temat? To nie jest moja rodzina.<br />
- Bo jesteś szefem Rady! Wiem, że nie przepadasz za wampirami, ale Rada obejmuje także ich! Musisz coś wiedzieć!<br />
To było ewidentne kłamstwo. Tata nie tylko NIE PRZEPADAŁ za wampirami, co ich wręcz NIENAWIDZIŁ.<br />
- Nie wiem co jest z Jenną. Może zgubiła komórkę, kto wie? Nie mam pojęcia. - Odetchnął z ulgą. - Jesteśmy.<br />
Zatrzymał się na parkingu niedaleko Wembley'a gdzie poustawiały się już setki innych osobówek i dziesiątki minibusów medialnych, zaczynających relację na żywo. Tłum był taki, że ledwo wyszłyśmy z samochodu. Pożegnałyśmy się z tatą, który oznajmił nam, że powoli głuchnie, przez krzyki podnieconych fanek i powiadomił nas o najbliższym portalu Itineris. Liczył, że będziemy z powrotem jeszcze tego samego dnia.<br />
Miał się jednak przeliczyć.<br />
~*~<br />
Koncert przebiegł spokojnie, jeśli można tak powiedzieć o koncercie najpopularniejszego boys band'u na świecie. Wiedziałam, że przez najmniej tydzień nie będę w stanie normalnie słyszeć. Uszy miałam opuchnięte, bo stałyśmy niedaleko głośników. Amy wręcz się rozpływała. W chwili gdy na scenę, jeszcze nieoświetloną, wskoczył jakiś chłopak, zrobiło się cicho, jakby w jednym miejscu nie było kilkudziesięciu tysięcy rozszalałych fanek. Siostra złapała mnie boleśnie za rękę i wstrzymała oddech. Zrobił tak chyba każdy w pobliżu. Ów blondynek poczekał, aż włączą jeden reflektor, skierowany na niego i wrzasnął do mikrofonu:<br />
- Londyn! Czy jesteście gotowi?!<br />
Wtedy rozległ się tak ogłuszający wrzask nastolatek, napędzany wbieganiem na scenę pozostałej czwórki chłopaków, śpiewających jakąś piosenkę, że mało nie zatknęłam uszu. Moje bębenki prawie popękały. Amy darła się równie głośno co reszta, dlatego uznałam, że uspokajanie jej nie miałoby najmniejszego sensu. Wszyscy zachowywali się jak uciekinierzy ze szpitala psychiatrycznego. Czegoś takiego jeszcze nie widziałam. Dla takich dziewczyn ten koncert musiał być najlepszy na świecie.<br />
Ogólnie nie było źle. Chłopcy zaśpiewali tryliard piosenek, zachowywali się nie lepiej od swoich fanek, ciągle się śmiali, dodawali co chwila coś od siebie, dedykowali swoje single... Musiałam przyznać, że na scenie czuli się bardzo swobodnie. To było coś niesamowitego. Ochroniarze ledwo dawali sobie radę. Koncert na serio im się udał.<br />
Wejście za kulisy wyobrażałam sobie inaczej. Właściwie... w ogóle go sobie nie wyobrażałam. Nie miałam najmniejszego pojęcia jak to wygląda.<br />
W każdym bądź razie po ostatniej piosence, którą była, jak dobrze zapamiętałam, "Story of my life", na której Amy, jak i większość dziewczyn się rozpłakała, przyszedł do nas jakiś facet, przedstawiający się jako przewodnik. Kazał nam zaczekać jakieś piętnaście minut, aż reszta fanek się rozejdzie i zaprowadził nas na scenę. Idole siostry już dawno z niej zeszli. Przeszedł przez cały parkiet i odsłonił nam kotarę, prowadząc dalej. W końcowym efekcie znaleźliśmy się w niewielkiej sali, która bardziej przypomniała mi obszerny korytarz, zastawiony z lewej strony stołem z przekąskami, a z drugiej małą sceną z krzesłami i miejscem na podparcie ręki. Zorientowałam się, dzięki mojej wybujałej inteligencji, że tam oto zasiądzie zaraz piątka chłopaków, przygotowująca się do podpisywania autografów.<br />
Kiedy weszli uśmiechnięci do sali, niecała pięćdziesiątka dziewczyn, narobiła tyle samo hałasu, co było na koncercie. Idole machali do swoich fanek, zapewne myśląc nad tym ile osiągnęli. Przynajmniej ja bym o czymś takim myślała. Potem, jak dowiedziałam się od Amy, Harry, który był niezłym ciachem, ogłosił, iż wszyscy są bardzo szczęśliwi z powodu widoku swoich kochanych dziewczyn. Naprawdę tak powiedział. Kochanych dziewczyn. Wzniósł tym nieprawdopodobny krzyk "ich dziewczyn".<br />
To stało się nagle. Amy wyrwała się z mojego uścisku, gdy chłopcy odwracali się, by zasiąść za stołem. Minęła ochroniarza i podbiegła z krzykiem na jakiegoś chłopaka, który wchodził jako ostatni na miniscenę. Nie widziałam go wcześniej, podejrzewałam więc, że był to jakiś pomocnik, czy coś. Chłopak, słysząc bardziej niż widząc moją siostrę, odwrócił się i przez przypadek uderzył łokciem Amy w brzuch.<br />
Wydałam z siebie krzyk, bo wiedziałam, że już może być po mojej siostrze. Cierpiała ona na chorobę, niebędącą chorobą. Gdy tylko upadła, od razu mdlała. W tym przypadku spadła ze sceny i chyba wszyscy usłyszeliśmy trzask kości. Nieprzytomna już dziewczyna potoczyła się po podłodze, a w miejscu jej łokcia zauważyliśmy krew.<br />
Serce mi się zatrzymało. Wybiegłam zszokowana przed resztę fanek, podbiegając w całkowitej ciszy do Amy. Leżała taka bezbronna. Puls miała stabilny, lecz krew wylatywała z rany niezmiernie szybko. Potrzebny mi był Cal.<br />
- Ty kretynie! - krzyknęłam z największą wściekłością na jaką mnie było stać, odwracając się ze łzami w oczach do chłopaka.<br />
Dopiero po tych słowach pożałowałam, że nie zdążyłam ugryźć się w język.<br />
Chłopakiem, który pozbawił moją siostrę przytomności, był Liam.<br />
___________<br />
Mam nadzieję, że rozdział się podobał :D Wielkie dzięki, że komukolwiek chce się to czytać... Tak, nie mam zbyt wysokiej wiary w siebie. Dziękuję, że tu jesteście. Do zob. w następnym rozdziale!<br />
Ps. Zapomniałam w prologu dodać, że na potrzeby bloga Little Mix nie istnieje, jednak dziewczyny się znają.Sophia Smithhttp://www.blogger.com/profile/08278405451509794745noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-6867772158759479362.post-20553114152233557712013-11-02T21:23:00.002+01:002013-11-02T21:23:44.006+01:00Prolog<div>
- Że co?! - krzyknęłam</div>
<div>
To był chyba jakiś żart. A jeśli się nie myliłam, to bardzo kiepski.</div>
<div>
- To co słyszałaś, kochanie.</div>
<div>
- Ja nigdzie nie idę!</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Wyszłam wściekła z kuchni i
powędrowałam do swojego pokoju. To znaczy do pokoju w domu taty,
nie mamy. Trzasnęłam drzwiami i padłam na łóżko. Właśnie
wtedy zadzwoniła do mnie Jenna.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
- Gotowa na nowy rok szkolny? -
zapytała. W jej głosie wyczułam śmiech.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
- Byłam. Przez ponad połowę
sierpnia – odparłam, siadając na łóżku.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
- Co się stało? - jej głos od
razu się zmienił. - Znów się pokłóciłaś z Calem?</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
- Czemu zakładasz, że się z nim
pokłóciłam? Ostatnio zaczęliśmy się dogadywać... Nie, nie
chodzi o niego. Mam iść na koncert. W charakterze opiekunki.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
- To źle?! Dziewczyno, ile ja bym
dała, żeby się teraz wyrwać i iść na koncert! Czyj?</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
- Idoli mojej siostry –
westchnęłam.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
- O matko... - mruknęła
przyjaciółka.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
A idolami mojej siostry była piątka
chłopaków z One Direction. Nie hejtowałam ich, a zwyczajnie nie
słuchałam, więc nie chciałam iść na koncert. Nudziłabym się
tam jedynie.<br />
- To ci się nie dziwię...
Pójdziesz?<br />
- Nie wiem. Myślę nad tym...
Casnoff mnie zabije, ale mam tatę, który na to nie pozwoli, więc
sprawę szkoły mam załatwioną. A poza tym wiem, jak to jest
chcieć iść na koncert idoli, a nie móc. Miałam tak samo jakieś
cztery lata temu. Nie miałam z kim iść. Amy też, dlatego rodzice
chcą żebym poszła razem z nią. O dziwo się ze sobą zgadzają.<br />
- Zrób jej tą przyjemność.
Ciebie to przecież nic nie kosztuje, a siostra będzie miała
wspomnienia do końca życia.<br />
- Wow, zrobiłaś się bardzo
uczuciowa... Co tam u ciebie?<br />
- Nic... Porozmawiamy jutro w
szkole... Mam ci tyle do powiedzenia! Muszę spadać, tata mnie
woła! Na razie!</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Rozłączyła się, zanim zdążyłam
jej odpowiedzieć.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
W sumie to miała rację... Powinnam
zrobić siostrze przyjemność, bo prawdopodobnie to dla niej jedyna
okazja, żeby poznać swoich idoli...</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Do pokoju wbiegła Amy. W ręku
trzymała książkę One Direction "Where we are" otwartą
na jakiejś stronie ze zdjęciami. Usiadła na łóżku obok mnie i
zapytała:<br />
- Wiesz którego lubię najbardziej?</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Nie wiem czemu, ale skojarzyła mi się
z siedmiolatką.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Położyła mi książkę na kolana.<br />
- Liama – odrzekła, odpowiadając
sama na swoje pytanie. Wskazała go placem.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Był nim szatyn z dwudniowym zarostem
i wzrostem prawie 1.80. Nawet przystojny.<br />
- A ty? - zapytała.<br />
- Wiesz, że ich w ogóle nie znam?
- zadałam pytanie retoryczne.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
W następnej sekundzie zaczęła
wymieniać ich imiona, nazwiska, przezwiska, drugie imiona, daty i
miejsca urodzenia, rodzinę, wzrost, wagę, wiek, ulubione kolory,
rzeczy, tatuaże, przyjaciół, dziewczyny... Zamurowało mnie. Na
klasówki kuć jej było trudno, ale takie rzeczy zapamiętała od
razu. Uśmiechnęłam się pod nosem, patrząc na ich zdjęcie. Może
i nie straciłabym tak dużo, idąc na ich koncert...<br />
- To jak? Pójdziesz ze mną?
Proszę... - Amy zrobiła błagającą minkę.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Po bardzo długiej chwili wahania
pokiwałam głową z miną, jakbym właśnie zgadzała się na własną
egzekucję. Siostra pisnęła ze szczęścia, ucałowała mnie w
policzek i wybiegła w podskokach z pokoju.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
~*~</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Następnego dnia czekałam z tatą, mamą,
Calem i Amy przed Itineris. Mogliśmy również polecieć samolotem,
lecz zabrałoby to zbyt wiele czasu. Nie lubiłam podróżować tym
środkiem lokomocji, ale był najskuteczniejszy. Samolotem nie
dolecielibyśmy na wyspę Graymalkin, a Itineris znajdowało się, co
prawda poza obrębem szkoły, ale i w jej okolicach. Amy ściskała
rękę równie zdenerwowanemu co ona tacie. Pierwszy raz szła do Hex
Hall. Pakowała się chyba ze trzy dni. Naturalnie
przetransportowaliśmy walizki razem z tatą i chłopakiem do szkoły
za pomocą silnego zaklęcia. Może i nie potężnego, ale jednak
była to odległość ponad sześciu tysięcy kilometrów, więc
potrzebowaliśmy naprawdę wielkiej energii, żeby nasze rzeczy nie
zrobiły "plum" w oceanie. Kiedy już pożegnaliśmy się z
mamą i ona odeszła, tata powiedział:<br />
- Dobrze... A więc musimy już iść.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Ścisnął mocniej rękę Amy i
nałożył jej na szyję amulet, który był tak wielki, że zmieścił
ich obu. Uśmiechnął się do nas ciepło i mruknął pod nosem:
"Wyspa Graymalkin" zanim weszli do wnęki.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Ale już z niej nie wyszli.<br />
- Denerwujesz się? - uśmiechnął
się lekko Cal, patrząc mi w oczy.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
A więc teraz muszę rozwiać wszelkie
wątpliwości dotyczące Cala. Cal naprawdę nazywał się Alexander
Callahan, lecz wprost tego nie znosił. W sumie to nie za wiele o nim
wiedziałam. Wiedziałam natomiast, że byliśmy zaręczeni. Niestety
w świecie czarodziejów związki są aranżowane, więc byłam jego
narzeczoną już w wieku trzynastu lat, kiedy Cal miał szesnaście.
Wybrał go oczywiście mój tata, a jemu nikt się nie sprzeciwia.
Może, ale nikt nie chce. Ponieważ był on szefem Rady. Co to Rada?
Rada to tak jakby... Królestwo panujące nad wszystkimi rasami
Prodigium. Czyli czarodziejami, elfami, wampirami i
zmiennokształtnymi. No, i jak się niedawno dowiedziałam, także
demonami. Tyle że demonów na świecie było tylko dwóch. Ja i
tata. Cal był czarodziejem. Ja również, ale w połowie demonem.
Trochę to skomplikowane...</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Oczywiście rasa Prodigium miała
również wrogów. Największe zagrożenie stanowiły L'Occhio Di Dio
(czyli po włosku "Oko Boga") oraz Siostrzyce Brannick. Oko
miało swoją siedzibę we Włoszech, a Siostrzyce w Irlandii.
Zajmowali się oni tępieniem Prodigium. Archer należał do Oka.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Kim jest Archer? No cóż...
Powiedzmy, że zabójczo przystojnym facetem. Gdyby nie ja, nikt by
nie odkrył, że jest w Oku. To wszystko dzięki mojej prababce
Alice, która rzuciła na mnie i Elodie zaklęcie ochraniające. W
ten sposób, gdy dotknęłam torsu Archera, oparzył mnie jego znak
Oka. Dotknęłam go, bo się całowaliśmy, podczas kary w piwnicy.
Mimo że on był wtedy z Elodie, której tak naprawdę nie kochał.
Elodie to podła małpa, jednak kiedy oglądałam jej śmierć z rąk
mojej prababki zrobiło mi się smutno. A potem ja zabiłam moją
prababkę. A tak naprawdę tylko ducha.<br />
- Podróżowałam już Itineris –
odrzekłam, nie patrząc na niego.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Zaraz bowiem przypomniało mi się,
jak wymykałam się nocami z Thorne Abbey w towarzystwie Archera.
Bałam się, że może odczytać to z wyrazu mojej twarzy.<br />
- Na takie odległości? - zdumiał
się.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Pokiwałam głową.<br />
- Jakoś w końcu odkryłam, że na
Graymalkin wzywają demony, prawda?</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Nie kłamałam. Wtedy też byłam tam
z Archerem. I robiła to nasza dyrektorka, pani Casnoff wraz z
siostrą. - No, rzeczywiście... - mruknął
chłopak.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Oparłam się o jego ramię. I prawie
w tej samej chwili wrócił tata. Wyszedł z wnęki i na nasz widok
oczy mu lekko błysnęły, ale się nie odezwał. Cal znajdował się
w Thorne Abbey tylko dlatego, że tata chciał sprawić, żebyśmy
się pokochali. Wątpliwie. Cal był przystojny, ale ja wolałam
Archera, chociaż wiedziałam, że muszę dać sobie z nim spokój.
Wszyscy to wiedzieli. Można nawet powiedzieć, że byliśmy z Calem
w jako takim związku. Zachowywaliśmy się jak para, choć na
początku kierowała mną tylko chęć zadowolenia ojca. Później
już nie. Zaczęłam sie do niego przekonywać. Jedyną wadą Cala
było ukrywanie uczyć. Kiedy się złościł wyglądał jedynie
trochę starzej, nic więcej. I tylko raz się przy mnie roześmiał
w głos. Gdy powiedziałam mu – oczywiście w żarcie – że
musimy wybrać kolory na wesele.<br />
- Sophie? - zapytał tata, teraz już
nawet nie próbując ukryć uśmiechu.<br />
- Z chęcią powrócę do mojej
kochanej szkoły – burknęłam z ironią.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Wyszczerzył się jeszcze bardziej.<br />
- Więc chodź.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Podeszłam wolno do niego i nałożyłam
sobie amulet na szyję. Uśmiechnęłam się do chłopaka, rzucając
ostatnie spojrzenie na Thorne Abbey i weszłam do Itineris.
</div>
Gdy przeskoczyłam nad złamaną
gałęzią, natychmiast zdjęłam 'ochraniacz' z szyi i oparłam się
o najbliższe drzewo. Podziwiałam tatę, że u niego nie było widać
żadnych oznak podróży. Mnie ściskało w klatce piersiowej, ciężko
oddychałam i miałam mroczki przed oczami. Amy leżała pod drzewem
przytomna, ale zielona na twarzy. Usiadłam obok niej, uspokajając
oddech.<br />
- Wszystko w porządku? - szepnęłam.<br />
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Pokiwała lekko głową.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Moment później przez przejście
między drzewami wyszli Cal i tata. Po chłopaku też nie było
widać, że teleportacja jakoś na niego wpłynęła. Nic, tylko
spokój. Uśmiechnął się delikatnie na nasz widok i pomógł wstać
najpierw Amy, a potem mnie. Otrzepałam się z gałązek, w czasie,
gdy tato mówił:</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
- Muszę już lecieć. Mamy pełno
roboty przez Oko. Udanego semestru.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Podszedł do mnie i pocałował w
czoło, to samo robiąc z Amy. Uścisnął Calowi dłoń i szepnął
mu coś na ucho. Zmrużyłam oczy, lecz on tylko nam pomachał i
wszedł z powrotem do Itineris.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
- Co on ci powiedział?</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Złapałam chłopaka za rękę, a za
drugą Amy. Siostra przysłuchiwała się nam z uwagą. Była naszą
shipperką. Ruszyliśmy powoli w stronę szkoły.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
- Nic. Zwyczajnie oznajmił mi, że
jeśli coś ci się stanie, własnoręcznie mnie zniszczy.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Uśmiechnęłam się.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
- Mój tato jest kochany...</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Wyszliśmy na dziedziniec szkolny, na
którym zebrało się już co najmniej tuzin elfów i dwudziestka
pozostałych Prodigium. Ich akurat nie sposób było rozróżnić.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Fakt, że szłam z Alexandrem
Callahanem, szkolnym uzdrawiaczem i ogrodnikiem, za rękę wywołał
ogólne zdumienie. Rozmowy i głośne śmiechy przycichły, kiedy
mijaliśmy wszystkich w drodze do szkoły. Niektórzy mówili do nas
"cześć" ale z takim samym zdziwieniem. Większość
zapewne nie wiedziała, że jesteśmy zaręczeni. W tamtej chwili
miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Nie znosiłam być w
centrum uwagi, dlatego się zarumieniłam. Cal, widząc to, ścisnął
mocniej moją rękę i obrzucił wszystkich groźnym spojrzeniem. Od
razu udali, że zajęci są sobą, a ja odetchnęłam z ulgą.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
- Dziękuję – szepnęłam.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
- Nie ma za co.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
- Co się im wszystkim stało? - zapytała niemniej zdziwiona siostra.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Zanim zdążyłam odpowiedzieć, do
Amy podbiegła dziewczyna w jej wieku. Miała na imię Emily. Poznały
się w wakacje na specjalnych koloniach dla Prodigium. Emily chodziła
do Hex Hall już rok, a w zeszłym jej koleżanka z pokoju, elfka,
odeszła, dlatego dyrektorka zgodziła się umieścić siostrę razem
z nią. Problem z zaprowadzeniem jej miałam więc z głowy.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
- Zobaczymy się na kolacji –
oznajmiła Amy i pobiegła razem z Emily do szkoły.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
- Ja w pierwszy dzień szkoły
zostałam zaatakowana przez wilkołaka i dowiedziałam się, że
moja współlokatorka jest wampirem. Potem mało nie zwróciłam
przy świetnym przemówieniu Casnoff po kolacji. A jak było z tobą?</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
- Cal! - usłyszeliśmy wołanie
pani Casnoff, idącej w naszym kierunku. Jak zawsze włosy miała
związane w ciasny kok i idealnie dobrany, do figury i pory roku,
kostium, składający się z koszuli, żakietu i spodni w kolorze
fioletowego bzu. - Chodź ze mną szybko, jakaś wilkołaczyca
zemdlała!</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Cal spojrzał na mnie ze smutkiem w
oczach.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
- Leć! - krzyknęłam. - Spotkamy
się później.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Chłopak puścił moją rękę i
poszedł za dyrektorką w stronę szkoły.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Podążyłam za ich przykładem,
uświadamiając sobie, że jeszcze nie czułam dziś uścisku mojej
przyjaciółki. Umawiałyśmy się, że będzie na mnie czekać w
pokoju, więc czym prędzej tam ruszyłam. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Weszłam do zimnego pomieszczenia
szkoły. Nic się nie zmieniła. Po prawej stronie kręte schody
prowadzące na piętra pokojowe, gigantyczne okna z witrażami,
przedstawiającymi początki Prodigium i niezliczoną ilość
korytarzy, prowadzącą do sal oraz części mieszkaniowej, czytaj:
kuchni, jadalni i salonu. Weszłam po schodach na piętro damskie i
skręciłam w lewo. Stanęłam przed drzwiami mojego pokoju i
wyprostowałam ohydną niebieską spódniczkę w szkocką kratę,
którą nazywałam skitlem. Była to część mundurka szkolnego.
Miałam też koszulkę z logo szkoły. Beznadzieja.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Otworzyłam drzwi
i od razu uśmiech pojawił mi się na twarzy, kiedy zobaczyłam
burzę blond włosów. Ich właścicielka siedziała za biurkiem.
Jednak gdy tylko usłyszała otwierane drzwi, wstała szybko.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Przeszedł mnie dreszcz, gdyż to nie
była Jenna. Poznałam to po wysokim wzroście.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Odwróciła się do mnie.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Tak, to zdecydowanie nie była Jenna.
Ta dziewczyna miała mocniejszy makijaż i brakło jej wściekle
różowego pasemka przyjaciółki. Przykleiła na twarzy mega sztuczny
uśmiech. Stanęłam jak wryta.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
- Cześć, nazywam się Perrie Edwards
– powiedziała.</div>
Sophia Smithhttp://www.blogger.com/profile/08278405451509794745noreply@blogger.com9