Momentalnie wyluzowałam. Byłam pewna, że Archer nic mi nie zrobi, więc nie miałam się czego obawiać, a nawet jeśli by próbował, dałabym mu radę. Chyba, że zachcieliby mu pomóc jego "koledzy"...
- Kto by się spodziewał, Cross? - wyszeptałam ze złośliwym uśmieszkiem. - Co cię sprowadza do Paryża?
Na dźwięk swojego nazwiska, chłopak zaczął się śmiać. Nie zwykliśmy mówić do siebie po imieniu i sądziłam, że przypomniały mu się czasy szkolne, kiedy potrafiliśmy wyzywać się przez kilka godzin. Mimo tego byliśmy przyjaciółmi. Kiedyś.
- Mówisz, że jest po staremu? - zapytał i postąpił parę kroków w moim kierunku. - Po nazwiskach, Mercer?
- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie, Cross - mruknęłam szybko.
Archer westchnął i zamknął na chwilę oczy. Widocznie miał jakiś poważny i osobisty powód, żeby się ze mną spotkać, bo kiwnął na nieruchomych facetów, a oni zmyli się w ułamku sekundy. Cross podszedł już do mnie normalnie, bez przykrywki zbuntowanego nastolatka i z uśmiechem na ustach. Z tym prawdziwym uśmiechem, który zapamiętałam ze szkoły. Nie chciał nic mi zrobić.
- Jak ci się układa? - zapytał.
Staliśmy na przeciwko siebie. Obydwoje się uśmiechaliśmy i byliśmy o wiele mniej spięci niż przed momentem. Otaczała nas pustka, ciemność i mgła. Po prawej stała Wieża, a obok niej staw. Nad nami wisiały gałęzie drzew.
- Jestem w otwartym związku z Calem - jęknęłam i spojrzałam w bok.
- Nie kochasz go? - Usłyszałam w jego głosie kpinę i rozbawienie.
- Wolałam ciebie - wyszeptałam.
Zerknęłam mu w oczy. Przez minutę malowało się w nich bezbrzeżne zdumienie, a potem zadowolenie. Nagle powrócił ironiczny i pewny siebie Cross, ten, którego nie lubiłam.
- To wróć do mnie - zaproponował. - Przyłącz się do nas. Będziemy najpotężniejsi. Już to widzę... - Wykonał ręką ruch, jakby chciał pokazać mi jakieś obrazki na powietrzu. - Demon i czarnoksiężnik. Córka demona i syn... - Niespodziewanie umilkł.
Nigdy nie lubił wspominać o swojej rodzinie, a ja zazwyczaj o nią nie pytałam. Jasne, że ciekawił mnie ten temat, ale i ja nie miałam w zwyczaju rozpowiadać o mojej rodzinie na prawo i lewo. Szczególnie rok temu. Wtedy mieszkałam jedynie z mamą i Amy, a taty nie znałam. Zostawił nas, gdy urodziła się siostra, a ja miałam dwa latka. Nie pamiętałam go. A mama bardzo niechętnie udzielała mi informacji na jego temat.
A co z rodziną Archera? Był sierotą? A może miał zwykłych, niemagicznych rodziców? Nie, to niemożliwe. Może się ich wstydził albo pokłócił z nimi? Może poszło o jego członkostwo w Oku?
- Nie przesadzajmy, Cross - warknęłam i odsunęłam się. - Doskonale wiesz, że nie dołączę do Oka. Nigdy. To już chyba sobie wyjaśniliśmy. Po co chciałeś się ze mną spotkać?
- Właśnie po to.
Znów się uśmiechnął i podszedł do mnie. Umiejscowił dłonie na mojej talii, a ja jakimś sposobem nie chciałam ich stamtąd zdejmować. Uśmiechnęłam się jedynie i spuściłam wzrok, bo poczułam, jak rumienią mi się policzki.
- Proszę, Mercer, wróć do mnie. Potrzebuję cię. Całe Oko cię potrzebuje. Bez ciebie jesteśmy za słabi, nie mamy siły walczyć z Radą, jest nas coraz mniej. Od kiedy przyłączyły się do nas Siostrzyce, jest troszkę łatwiej, ale twoja obecność...
- Co?! - wykrzyknęłam i odskoczyłam od niego.
Wytrzeszczyłam oczy. Nie, to nie mogła być prawda. Musiałam się przesłyszeć. Oko i Siostrzyce razem? Hahaha, dobry żart Cross. Przecież oni razem to już zagłada dla świata, czego oczekuje jeszcze ode mnie?!
- Wy... - wyszeptałam, wciąż się cofając. - Jesteście razem?
- Nie dosłownie - odrzekł. Wcale nie wydawał się zdziwiony moją reakcją. - Przyłączyły się do nas. I teraz jest o wiele łatwiej, ale z tobą panowanie nad światem zdobylibyśmy w kilka dni. To jak? Wchodzisz w to?
- Chyba sobie żartujesz - mruknęłam.
- Sophie?! Ty durna idiotko, gdzie masz komórkę?! - Usłyszałam z oddali.
Archer spojrzał z niezadowoleniem za mnie. Prychnął i odwrócił się.
- Jeszcze się zobaczymy - wyszeptał ze złością i zniknął.
- Sophie, odezwij się! - wrzasnęła Jenna i odwróciła mnie do siebie brutalnie.
Przytuliłam ją mocno i zamknęłam oczy. Dziewczyna przez chwilę się szamotała, wyzywając mnie od różnych, ale potem dała spokój. Otoczyła mnie ramionami i zaczęła uspokajać. Otworzyłam oczy.
- A oni po co tu? - szepnęłam cicho, kiedy dostrzegłam Harry'ego i Louisa.
Oderwałam się od niej, starając odwrócić swoje myśli od niedalekiej śmierci. Przyjrzałam się chłopakom i poczułam dziwny spokój. A nawet się uśmiechnęłam.
- Uparli się, by przyjść ze mną - odrzekła dziewczyna i z udawanym niezadowoleniem zerknęła na chłopców.
Zaśmiałam się sztucznie. W środku trzęsłam się ze strachu i potrzebowałam gorącej kawy na przebudzenie, lecz o takiej godzinie większość kawiarni była pozamykana. Musiałam zastanowić się czy powiedzieć o tym tacie, czy nie. Szlag.
KAWY!
- Co się stało, Soph? - zapytała Jenna.
- Chodźmy stąd, potrzebuję pobudzacza jakiegoś - stwierdziłam.
- Dobrze się czujesz? - Dziewczyna spojrzała mi w oczy. - Masz rozbiegany wzrok i przekrwione oczy, trzęsiesz się i nie możesz skupić na mnie spojrzenia. - Wow, ocena psychologiczna sytuacji. To do ciebie nie podobne, Jen?! - Ćpałaś coś?
To akurat jak najbardziej.
- Nie...? - spojrzałam na nią dziwnie. - Po prostu... Zimno mi. Chodźmy już.
Ruszyłam w kierunku ulicy. Reszta podążyła za mną, szepcząc cicho za moimi plecami. Wyjęłam z kieszeni komórkę i napisałam SMS - a do Cala:
"Cal... Błagam cię, nikomu o tym nie mów... Nikomu, rozumiesz?! Spotkałam Archera... I on mi powiedział, że Oko i Siostrzyce Brannick się połączyły! Co mam zrobić?!"
Znów zaczęłam się trząść. Do tego stopnia, że musiałam schować komórkę i wsadzić ręce do kieszeni. Strasznie się bałam.
Nagle, na zwyczajnej ulicy w Paryżu, pojawiła się mgła. Bardzo gęsta, zimna i niosąca ze sobą leciutki deszczyk. Przystanęłam i rozejrzałam się. Mgła przypominała mi tą z tego horroru "Mgła" i dodatkowo obleciał mnie strach, że zaraz z tej mgły wylecą na nas jakieś różne stwory. Jak - na przykład - demony.
Ja byłam demonem! Wybrykiem natury, niechcianym zjawiskiem! Dzieckiem - potworem! Stworzona przez pokręconą świruskę, nazywającą siebie moją prababcią, która dała życie mojej babci-demonowi! A ona mojemu tacie! I ja też jestem demonem! Jestem najgorsza!
Kiedy zorientowałam się, że Harry łapie mnie za rękę i biegnie, dopiero wtedy zauważyłam, że pada. Błyska się. I grzmi. Jenna leciała już z przodu z Louisem za rękę, co wyglądało bardzo śmiesznie. Zmokłam momentalnie i spojrzałam w niebo, biegnąc za Harrym. To była moja wina.
O czym mówię? O pogodzie. Tak się czasem działo, kiedy przestawałam panować na emocjami. Mogłam zmieniać pogodę. A że wtedy byłam zdenerwowana, stworzyłam burzę. Fajnie, nie?
Biegnąc usłyszałam dzwoniącą komórkę, ale ją zignorowałam. Zerknęłam na chłopaka. Śmiał się, a jego włosy były mokre i ogólnie cały był przemoczony. Zresztą jak ja, Jenna i Louis. Zaśmiałam się także i chmury na niebie się rozpłynęły, dając drogę wolną księżycowi. Harry stanął jak wryty i pociągnął za sobą mnie. Wyjęłam dłoń z jego uścisku i zerknęłam na Jennę i Louisa. Podeszli do nas, bo Styles wpatrywał się w bezgwiezdne niebo ze zmarszczonym nosem. Słodko to wyglądało.
- Co jest nie tak z tą pogodą? - zapytał Louis, patrząc niepewnie na Harry'ego.
Jenna spojrzała na mnie z pytaniem wypisanym na twarzy, a ja pokiwałam lekko głową.
- Możemy iść do hotelu? - szybko zmieniła temat przyjaciółka. - Wciąż jesteśmy mokrzy. I jest zimno.
Powiedział wampir.
Harry i Louis spojrzeli na siebie i pokiwali głowami. Tomlinson znów podszedł do Jenny, lecz tym razem wziął ją na barana. Dziewczyna zaczęła piszczeć, ale się śmiała. Louis lekko się zachwiał, bo przyjaciółka się szamotała i wrzeszczała, że jest kretynem, lecz - na szczęście - zaraz odzyskał równowagę.
Harry odciągnął mnie trochę od nich i dopiero kiedy oni byli dziesięć metrów przed nami, pozwolił mi się ruszyć. Znowu zaczęłam się trząść, ale tym razem z zimna.
- Co się stało, Sophie? - zapytał, nie patrząc na mnie. - Gdzie byłaś?
- Poszłam się przejść - odparłam natychmiast. Być może za szybko.
Harry spojrzał na mnie.
- A teraz?
- Nic się nie stało, Harry. Jestem tylko trochę zmęczona.
To w sumie kłamstwem nie było. Oczy mi się już zamykały, ale wiedziałam, że czeka mnie jeszcze rozmowa z Calem i być może tatą, i musiałam się umyć. A do tego wszystkiego potrzebna mi była kawa.
- Możesz przyjść do mnie. Nie jestem pewny, ale Niall już chyba zasnął.
Zaśmiałam się.
- Lepiej nie, bo będzie tęsknił.
Harry uśmiechnął się, ale smutno.
- Hej, gołąbeczki! - krzyknął Louis. Jakimś sposobem znaleźliśmy się przed hotelem. - Pospieszcie się, bo będziecie spać na ulicy!
Byliśmy jeszcze od nich spory kawałek, ale Harry i tak szepnął:
- Co z niego za idiota.
Przewrócił oczami, a ja znów się zaśmiałam.
Przyśpieszyliśmy kroku i zaraz weszliśmy do ciepłego pomieszczenia. W lobby został już tylko przysypiający ochroniarz i zbudził się, kiedy weszliśmy do środka. Obserwował nas całą drogę do windy, a potem ponownie opadł na krzesło.
- Winda... - jęknęłam.
- Tak, wiemy, kochasz je - rzekła z sarkazmem Jen.
Weszłam do niej, a raczej zostałam wepchnięta. Przykucnęłam i skuliłam się w kącie. Strasznie zmarzłam. Harry usiadł obok mnie.
Całą drogę myślałam raczej o Archerze, więc moja "fobia" się nawet nie odezwała. Strasznie się cieszyłam, że go spotkałam. A następnie on wyjawił mi cel swojej wizyty. Nigdy nie wstąpię do Oka. A przynajmniej nie z własnej woli. A siłą by mnie chyba tam nie dali rady zaciągnąć. Działało to także w odwrotną stronę. To ARCHERA nie dałoby się sprowadzić na tą dobrą drogę. Niemożliwe.
- Zapukaj, zanim wejdziesz do jego pokoju - ostrzegł mnie Louis, kiedy zostaliśmy sami na korytarzu. Harry poszedł pochmurny do pokoju, a do Jen zadzwonił tata, więc także się w nim zamknęła. - Nialler niezbyt lubi, gdy mu się przeszkadza...
- Spokojnie... Mam tylko nadzieję, że pod poduszką nie trzyma tasaka. Jeśli nie, dam radę.
Uśmiechnęłam się do Louisa i poczekałam aż on, z przerażoną miną, wróci do pokoju. Zapukałam delikatnie do drzwi Nialla. Nie doczekałam się odpowiedzi tak długi czas, że po prostu nacisnęłam klamkę. Jak się można było spodziewać, okazały się one zamknięte na klucz. Westchnęłam i resztką magii, która mi po całym dniu pozostała, otworzyłam je.
Pokój był cały pochłonięty w ciemnościach i dopiero po chwili moje oczy się do nich przyzwyczaiły. Zauważyłam sylwetkę Horana, leżącego na łóżku, przykrytego kołdrą po same czubki uszu. Uśmiechnęłam się i zapaliłam lampkę, stojącą na jednym ze stolików. Chłopak odwrócił się na drugi bok, lecz wciąż spał. Usiadłam na mięciutką kanapę i wyjęłam komórkę z kieszeni. Dzwonił, oczywiście, Cal. Wiedziałam, że w sprawie Oka. Bałam się go, a, że Cal był jedyną osobą, która o tym wszystkim wiedziała, zadzwoniłam do niego. Nie odebrał.
Walnęłam komórką o podłogę i potoczyła się ona pod łóżko. Nie zamierzałam jej stamtąd wyciągać. Wyczarowałam sobie ręcznik i piżamy i poszłam wziąć prysznic. Nie stałam pod nim długo, bo zaraz znowu zaczęłabym myśleć o Oku i Siostrzycach Brannick. Umyłam zęby wyczarowaną szczoteczką. Za pierwszym razem wyszedł mi widelec. Byłam w tym coraz lepsza, chociaż dół od piżam wcale nie pasował do reszty.
Kiedy wyszłam z łazienki, przywitał mnie Nialler siedzący na łóżku. Miał rozkojarzoną minę i przymrużone oczy. Spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem i uniósł brwi.
- Aż tak się wczoraj bawiłem? - zapytał nieprzytomnie.
Przez chwilę patrzyłam na niego ze zdziwieniem, a potem się zaśmiałam. I - żeby wyszło to na moją korzyść - postanowiłam go troszkę pobajerować.
- Oj, tak, zabawiłeś się wczoraj... Kładź się spać.
Niall całkowicie się rozbudził.
- Gdzie byłem? - zapytał natychmiast. - Z kim? Co robiłem? Kim jesteś?
- Wszystkiego dowiesz się rano...
Podeszłam do jego łóżka. Usiadłam na nie, a że chłopak nic nie mówił, położyłam się i przykryłam kołdrą. Była jedna, ale wielka. Odwróciłam się do niego plecami i zamknęłam oczy. Poczułam dłoń na mojej talii i zerwałam się ze zduszonym okrzykiem. Niewiarygodnym był fakt, że Niall już spał. Zasnął, przytulając mnie. Westchnęłam głęboko, zgasiłam magią lampkę i położyłam głowę na poduszkę. Natychmiast zmorzył mnie sen.
~*~
Nie wiem, dlaczego się obudziłam. Elektroniczny zegarek na stoliku nocnym wskazywał godzinę czwartą nad ranem. Było ciemno. Horan leżał już po drugiej stronie łóżka, na brzuchu, przykryty do pasa. Ja też leżałam na brzuchu. Odwróciłam się na plecy i usiadłam.
Mało nie wrzasnęłam ze strachu. Na środku pokoju stała Elodie i przyglądała mi się ze złością. Ona właściwie UNOSIŁA się nad ziemią. A zdenerwowana była za każdym razem, gdy do mnie przybywała. Już jako duch, lecz za czasów człowieczeństwa miała dokładnie taką samą minę. Ubrana była w te same ciuchy, które nosiła w dniu śmierci. Nie zdarzyło się to po raz pierwszy i to był jedyny powód dlaczego nie wrzasnęłam, budząc całego piętra.
Zawsze miała mi coś do przekazania.
Teraz też.
Jej usta ułożyły się w wyraźne: "Oko tu idzie".
_____________________________________
No cóż... Nie jestem zbytnio zadowolona z rozdziału, więc przepraszam za wszystkie błędy. Wenę mam na przyszłe zdarzenia... A na jak przyszłe to sami zadecydujecie :) Biorąc udział w ankiecie XD Komentujcie, kochani, prooooszę ;3
Awwww Niall ją przytulił :-) Matko mam nadzieje ze Oko nic zlego jej nie zrobi :-)
OdpowiedzUsuńZapomniałam napisać kim jestem haha @dorotarokoszna :-)
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać nastepnego rozdziału. Oby nic się jej nie stało:) twój blog jest suuuuuuuuuuuuuuuuper!
OdpowiedzUsuńNiall ja przytulil AWWW nie moge sie doczekac nastepnego rozdzialu :)
OdpowiedzUsuńWOW \( *o* )/
OdpowiedzUsuńTaka magia to fajna rzecz :)
Niall ją przytulił ^o^ awwwwwww słodkie ♥
Czekam na kolejny rozdział ♥
@jolkajolantaM :) xx
Cudoooooo!
OdpowiedzUsuńTo jest świetne ! Takie inne *.*.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny !!!! @Mrsmartuska <3
To jest świetne ! Takie inne *.*.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny !!!! @Mrsmartuska <3
Kiedy next ???
OdpowiedzUsuńWieczorkiem? Jak się uda, to wstawię <33 Cierpliwości ^^
Usuń