niedziela, 15 grudnia 2013

Rozdział 5

  Lecz, jak zauważyłam, nie byłam jedyną osobą, którą ten pomysł zadziwił. "Zamurowanymi" ludźmi byli także blondyn i Cal. Jemu ta perspektywa mogła się nie podobać: jego dziewczyna, podróżująca z pią... czwórką przystojniaków. Cudownie...
- Ale po co? - zapytał gwałtownie Horan. - Do czego nam tam ona?
- Niall, weź wyluzuj - ostrzegł go z groźnym wyrazem twarzy Louis. - Zachowujesz się wobec niej nie w porządku. Co ona ci zrobiła?
- Pojawiła się tu. - Spojrzał na mnie z nienawiścią w oczach.
  Cal zacisnął pięści, ale z miejsca się nie ruszył. I dobrze. Ja też byłam wściekła, a nad magią panowałam znacznie gorzej.
- To jak, polecisz z nami? - Liam uśmiechnął się do mnie słodko.
- A to na pewno nie będzie problem?
  Cała czwórka, jak na komendę, pokręciła przecząco głowami.
- Sophie, nie możesz lecieć i doskonale o tym wiesz - mruknął zły Cal.
- Dlaczego nie?
- Ze względu na mnie. Na twojego tatę. Na mamę. I na Casnoff.
- I to mnie właśnie w tobie denerwuje! - wydarłam się. Wszyscy, bez wyjątku, unieśli brwi. - Interesuje cię jedynie to, co powie ktoś postawiony wyżej od ciebie! Nie interesuje cię co ja czuję i czego potrzebuję! Podlizujesz się im z nieznanego mi powodu! Dlaczego mi to robisz?! Czy kiedykolwiek zapytałeś się mnie, czy u mnie dobrze, kiedy dostałam ochrzan od ojca?! Gdzie wtedy byłeś?! I co robiłeś?! Dlaczego nie liczysz się z moimi słowami?! Mnie również nie pasuje, że ten związek jest aranżowany, ale ja na to nie mam wpływu!
  Poczułam łzy na policzku, kiedy wylewałam całą swoją złość na niewinnym Calu. Choć, jakby nie było, mówiłam prawdę. Zawsze tak było. Najpierw leciał po opinię do mojego ojca lub Casnoff, a potem dopiero do mnie. Bolało mnie to od zawsze, ale dusiłam to w sobie, by nie zdenerwować ojca. Bardzo mu zależało, żebyśmy oboje byli zadowoleni. Z mojej strony się tego nie doczekał.
- Skarbie... - szepnął chłopak.
- Zamknij się! - krzyknęłam od razu, wycierając łzę w rękaw bluzki. - Wyjdź stąd!
- Ale...
- JUŻ!
  Cal przez chwilę uważnie mnie obserwował, potem przeniósł wzrok na chłopaków z zespołu i w końcu wyszedł. Miałam nadzieję, że się nie wróci.
- Sophie... - zaczął cicho Harry - jak się czujesz?
  Bardzo śmieszne, Harry. Właśnie powiedziałam, że Cal nigdy nie pytał się o moje uczucia, a tu nagle on wyskakuje z takim pytaniem. To było... Słodkie.
- Jest w porządku - szepnęłam, odwracając się do nich plecami.
  Niespodziewanie poczułam silne ramiona, które przytuliły mnie od tyłu. Zamknęłam oczy. Nie chciałam wiedzieć, który z nich to zrobił. Liczyło się dla mnie, że któryś z nich ODWAŻYŁ się to zrobić. Potrzebowałam tego, a jednocześnie czułam się okropnie. Bałam się reakcji Cala, jak się zachowa, kiedy już zostaniemy sami. Potrafił przerażać...
- Przepraszam - jęknęłam i wydobyłam sie z ramion pocieszyciela.
  Był nim Liam. Stał i patrzył na mnie z zatroskaną miną, nic nie mówiąc. Byłam obserwowana przez wszystkich, co mnie zmieszało. Oczywiście, żeby zachować różnorodność, Horan patrzył na mnie z obrzydzeniem na twarzy. Co ja mu do cholery zrobiłam?
  Nagle Zayn dostał SMS - a, co zabrzmiało w cichym korytarzu jak wybuch bomby atomowej. Chłopak podskoczył ze strachu i wyjął komórkę z kieszeni. Szybko przeczytał wiadomość i rzekł, nadal wpatrzony w ekran:
- Chłopaki, musimy iść. Paul nas woła.
  Gdy tylko to powiedział, blondyn wykrzyknął:
- No, nareszcie!
  I prawie natychmiast wyszedł z wyrazem ulgi na twarzy. Oparłam się o ścianę.
- Więc tak... - Louis spojrzał na mnie niepewnie. - Dałabyś radę przyjechać jutro o drugiej po południu do Stansted? Tam jest lotnisko, z którego wylecimy do Francji.
- Jeśli nie będę dla was ciężarem...
- Nie będziesz - uśmiechnął się Liam.
- Tak, dam radę. - Spróbowałam odwzajemnić uśmiech, ale mi nie wyszło.
- W takim razie do zobaczenia.
  Pomachali mi i wyszli z pośpiechem.
  Zaraz napisałam SMS - a do Jenny:
"Hej, Jen. Przepraszam, zmieniam plany. Możemy spotkać się jutro koło trzeciej po południu? Proszę, czekaj na mnie w tym samym miejscu. Do zobaczenia <3"
                                                                        ~*~
  Przetransportowałam się do Thorne Abbey oczywiście przez Itineris. Miałam nadzieję nie spotkać Cala w takim wielkim domu, więc cichutko, na paluszkach udałam się do swojego pokoju. Problem polegał na tym, że pokój chłopaka znajdował się przed moim, więc byłam zmuszona przejść obok niego. I niestety, on musiał wyjść z niego akurat, kiedy ja przechodziłam.
- Zaczekaj - warknął, gdy miałam zamiar go wyminąć.
  Był wściekły. Co, jak co, ale jego emocje umiałam idealnie odgadywać. Ten rodzaj wściekłości wystąpił u niego po raz drugi. Mógł zrobić wszystko. Dosłownie.
- Wejdź - rzekł przez zaciśnięte zęby i zniknął w ciemnym wnętrzu pokoju.
  Weszłam ostrożnie za nim, zapalając światło. Jakoś nie widziało mi się siedzieć w jednym pomieszczeniu ze wściekłym czarodziejem.
- Zgaś to - mruknął, stojąc przy oknie.
- Nie, nie będę siedzieć w ciemnościach - odrzekłam, stojąc przy włączniku światła na wszelki wypadek, gdyby chciał je zgasić.
  Chłopak nadmiernie głośno westchnął i nagle światło zgasło. No, tak, czego ja oczekiwałam? Że ruszy cztery litery i podejdzie, żeby pstryknąć włącznikiem? Marzenia.
- Soph... Zależy mi na tobie - szepnął.
- Wcale tego nie okazujesz - odgryzłam, siadając na jego wielkie łóżko.
  Usłyszałam szyderczy śmiech.
- To co według ciebie powinienem zrobić, byś nareszcie zauważyła, że jesteś dla mnie najważniejszą osobą na świecie?
- Licz się z moim zdaniem - odpowiedziałam natychmiast. - Nie patrz na to co mówi mój ojciec, matka czy Casnoff. Respektuj moje zdanie nie ich. Chyba, że bardziej ci zależy na Casnoff to się z nią ożeń! Z tego co wiem, to jest wolna.
  Chłopak przyłożył dłoń do twarzy w geście oznaczającym powszechnie: "facepalm".
- Dziewczyno... - mruknął i podszedł do mnie. Klęknął na podłogę i złapał mnie za ręce, patrząc głęboko w oczy. - Ja cię kocham. Zrozum to Sophie. Jesteś dla mnie najważniejsza. Ale... Ja cię znam. Znam cię i wiem do czego jesteś zdolna jeśli chodzi o kogoś, na kim ci zależy. I nie mówię tu tylko o Jennie. - Tak, wiem. Mówiłeś również o Archerze. Nie jestem głupia. - Dlatego boję się większość decyzji podjętych przez ciebie samodzielnie. Wolę polegać na twoim ojcu, bo jest on bardziej doświadczony...
- Czy ty jesteś gejem? - zapytałam nagle.
  Zmarszczył brwi.
- Nie...? Nie wytrącaj mnie z wątku. On wie co robić. Umie panować na mocami i wie, jak tobie w tym pomóc. To dzięki niemu wiem, jak cię uspokoić. Dzięki niemu nadal żyjemy i nie spaliłaś tego domu. Twój ojciec jest naprawdę godny zaufania.
- Jesteś pewien, że nie jesteś gejem? - zapytałam ponownie, jeszcze bardziej poważnie i ze strachem.
- Jesteś IDIOTKĄ! - wrzasnął nagle i zobaczyłam w jego oczach płomień na ułamek sekundy przed tym, jak gwałtownie wstał i uderzył pięścią w ścianę. Pojawiła się na niej długa rysa. - Uważasz mnie za ciemnotę bez uczuć, a kiedy już się wysilam, żeby ci je okazać, nabijasz się i nic z tego nie wychodzi! Grasz mi mocno na nerwach! Może i nie jestem tak potężny, jak ty, ale próbować mogę!
  Nagle poczułam silny ból głowy. Naturalnie spowodowany magią. Złapałam się za nią i stoczyłam z łóżka na podłogę. Oparłam się łokciami i kolanami o podłogę starając się nie wydać z siebie żadnego, nawet najcichszego jęku. Pulsowanie nasiliło się i nie wytrzymałam. Krzyknęłam.
  Ból opuścił mnie równie szybko, jak się pojawił. Usiadłam na podłodze, mając zamknięte oczy. Bałam się je otworzyć.
  Cal mnie skrzywdził.
  Obiecał, że do tego nie dojdzie.
  Skłamał.
  A teraz za to zapłaci.
  Zerwałam się na równe nogi. Chłopak stał nade mną z głupim uśmieszkiem na twarzy. Uśmiechnęłam się również i zaraz Cal wylądował na ścianie po drugiej stronie pokoju. Podeszłam do niego powoli. Zbierał się właśnie na nogi i rozmasowywał tył głowy.
- Tylko na tyle cię stać? - szepnął.
  Prowokował mnie. To jego wina.
  Wyczarowałam kilka kilogramów gwoździ i sypnęłam je mu na głowę. Cal krzyknął i znów upadł na podłogę. Adrenalina i złość pulsowały w moich żyłach, dlatego, zamiast stwierdzić, że chłopak stracił przytomność i należy szybko się ulotnić, przede mną pojawił się duży, stojący zegar z kukułką. Już byłam strasznie osłabiona takim nawałem magii, że ledwo zdołałam pchnąć szafę na siedzącego i przytomnego chłopaka. Przeliczyłam się z tym, że może być nieprzytomny. Bo nie był. Dał radę złapać zegar, zanim ten upadł mu na głowę i przerzucił go na drugą stronę. Starłam się go wrócić, żeby zrobił to, do czego go stworzyłam, ale Cal ponownie się uratował. Wstał z podłogi znów z wściekłością na twarzy.
  Natomiast ja się zachwiałam. To było za dużo magii jak na jeden raz i to w czasie, kiedy praktycznie jej nie używałam. Cofnęłam się pod przeciwległą ścianę, a Cal kroczył ze mną krok w krok. Kiedy poczułam za sobą ścianę, zlękłam się.
- Cal... - szepnęłam z przerażeniem.
  Zobaczyłam bowiem w ręku Cala przedmiot, który pojawiał się... Na igrzyskach? Tak, a dokładniej w konkurencji "pchnięcie kulą". W tym przypadku była to na pewno ta sama kula, o masie sześciu kilogramów, szara i wycelowana prosto w mój brzuch.
- Nie...
  Krzyknęłam, ale było już za późno. Cal wypchnął kulę w moją stronę. Uderzyła mnie z gigantyczną siłą, od której uderzyłam w ścianę.
  I straciłam przytomność.

4 komentarze:

  1. O cholera, dzieje się... JAK ON MÓGŁ JĄ UDERZYĆ?! Jakiś damski bokser, ból głowy... no niech będzie, ale 6 kilogramowa kula?! Ostro przegiął... ja to bym z nim zerwała od razu po odzyskaniu przytomności ;) Ja mam kochającego chłopaka <3 Nie mogę się doczekać spotkania przyjaciółek w Paryżu... czekam na następny rozdział <3 Jenna

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwaga twój/wasz blog został nominowany do Libster Awards!
    Po więcej informacji zapraszam na: https://aliszewska38.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. straszne...ten chłopak powinien wiedzieć, że dziewczyn się nie bije:(
    ale blog mi się podoba:)

    OdpowiedzUsuń