Ukucnęłam, jak tylko podniósł rękę. Zakryłam głowę dłońmi, jakby miało mi to pomóc.
- Cal, proszę, nie rób tego - wyszeptałam cieniutkim głosikiem.
- Zdradziłaś mnie, szmato! - wrzasnął chłopak.
Poczułam, jak magiczna siła podnosi mnie i po chwili nie czułam już podłogi pod stopami. Wiłam się w powietrzu, krzycząc rozpaczliwie, a zaraz usłyszałam, jak drzwi zostają zamknięte na klucz. Wrzasnęłam głośniej, lecz Cal zaraz zatkał mi usta jakimś zaklęciem. Wytrzeszczyłam oczy i próbowałam dalej się drzeć, ale z moich ust nie wydobył się żaden dźwięk.
Chłopak uniósł mnie jeszcze wyżej, tak, że dotykałam sufitu. Wiedziałam, że zaraz z hukiem spuści mnie na dół, dlatego bardzo chciałam się czegoś złapać. Na moje nieszczęście żyrandol znajdował się za daleko i nie miałam szans go nawet dotknąć.
Poddałam się. Cal nade mną górował. Był silniejszy, sprytniejszy, mądrzejszy i lepiej wyszkolony. Mnie od czasu do czasu udawało się wyczarować coś znośnego, ale nie umiałam się bronić, bo tego nie uczono. A poza tym akurat on nie musiał czarować, żeby przerażać. Bałam się go od zawsze. Był zawsze spokojny i wydawał się aspołeczny. A to nie jest normalne u dziewiętnastolatka.
Poczułam nagle, że nawet magia mnie nie trzyma. Upadłam z hałasem i wrzaskiem, zahaczając prawym udem o krawędź stolika herbacianego, a głową o krzesło. Przycisnęłam do niej rękę. Na dłoni została mi ciepła, lepka maź. Zanim znów zostałam podniesiona, zobaczyłam na dywanie małą czerwoną kałużę. Cal przytrzymał mnie za ramiona, bym stanęła na nogi, ale ja nie byłam w stanie tego zrobić. Wszystko mnie bolało, krwawiłam i płakałam. Zranionej nogi nie czułam, bo cała mi zdrętwiała. Wytarłam sobie policzek i zorientowałam się, że są na nim nie tylko łzy. Właściwie to coś co brałam za łzy, było naprawdę krwią. Spojrzałam błagalnie na chłopaka, a on zacisnął lewą dłoń w pięść i wymierzył cios w twarz. Odrzuciło mnie na stolik. Zarwał się on pod moim ciężarem i mocą uderzenia. Leżałam tam przez chwilę zesztywniała ze strachu i bólu.
- Nienawidzę cię, rozumiesz?! - krzyknął mi do ucha, pochylając nade mną. Zakryłam głowę rękoma. - Nienawidzę! Ciesz się, że ci nic nie zrobiłem, suko! Przyjedziesz do domu, to pożałujesz, że się urodziłaś!
Wtedy już autentycznie ryczałam. Wiem, użalałam się tym nad sobą, ale czułam się okropnie. Zostałam właśnie upokorzona i skrzywdzona (psychicznie i fizycznie) przez własnego narzeczonego. Ale ja go przecież tak kochałam...
Cal stał jeszcze przez moment nade mną, aż w końcu mruknął:
- Zresztą... I tak tego nie zapamiętasz...
Po czym kopnął mnie w twarz.
~*~
Ocknęłam się pośród miękkiej pościeli, wielu poduszek i paru osób. Tyle wyczułam, zanim otworzyłam oczy. Naturalnie odróżniłam Jennę. I jeszcze coś... Wielkie COŚ. Ogromne skupisko magii w jednej osobie. Ze specyficzną domieszką czarnej magii...
Tata?!
Otworzyłam z paniką oczy. Na nic więcej się nie zdobyłam, ponieważ czułam na głowie i nodze bandaże. Mój tata rzeczywiście tam był w towarzystwie chłopaków i Jenny, i - o dziwo- miał zatroskaną minę. Lecz ja, jako jego córka, znająca go od każdej strony, wiedziałam, że tak naprawdę jest wściekły. Tyle, że tym razem ukrywał to o niebo lepiej...
- Co się stało? - szepnęłam.
Naprawdę nic nie pamiętałam. Film urywał mi się na przyjściu Cala do pokoju Nialla. Potem następowała pustka, zapełniona czarną dziurą. Na pewno musiało stać się coś złego, inaczej nie leżałabym na łóżku blondyna z zabandażowanymi częściami ciała.
- Miałem nadzieję, że ty mi to powiesz - oznajmił tata.
Usiadł przy mojej głowie. Jenna stała po drugiej stronie pokoju, wtulona w ramiona Tomlinsona. Trzęsła się i płakała, szepcząc coś co chwilę do jego ucha. Reszta stała naokoło łóżka, bardzo roztrzęsiona.
Lecz nie wszyscy. Na twarzy Horana widniał triumfujący uśmiech, jakby właśnie wygrał na loterii.
- Ale... - zaczęłam. - Tato, ja nic nie pamiętam...
- Masz rozciętą głowę i nogę, stolik jest roztrzaskany, a w dywan wsiąknęła twoja krew - odparł, nagle znowu stając się bardzo poważny.
- Tato, sądzisz, że ja to zrobiłam? - zapytałam z niedowierzaniem.
- Nikogo innego w pokoju nie było - odpowiedział zdenerwowany.
- Był - mruknęła cichutko Jenna.
Podeszła do mojego łóżka i usiadła na samym brzegu, wpatrując w swoje zadbane paznokcie. Przez długi czas milczała, a my nie nalegaliśmy na odpowiedź. Kiedy w końcu zdecydowała się nam odpowiedzieć, wyciągnęła z kieszeni komórkę.
- Tu był Cal - powiedziała, podnosząc wzrok i patrząc w oczy mojemu tacie. - I to on skrzywdził Sophie.
Tata zaczął się trząść. On wręcz uwielbiał Cala i takie oskarżenie w sumie mogło go trochę zdenerwować, lecz nie do tego stopnia. Zerwał się z łóżka, a chłopcy jednocześnie się cofnęli. Jenna jakby się skuliła.
- Czemu tak sądzisz? - zapytał, siląc się na spokój.
- Nagrałam to. Usłyszałam huk i przybiegłam tu, a on mnie nie zauważył. Schowałam się w łazience, a że wiedziałam, że i tak by pan nie uwierzył, zostałam tam i to nagrałam.
Pokazała tacie nagranie. Słyszałam tam jedynie huki, a potem wrzaski Cala. Ja, mimo że nie widziałam nagrania, byłam przerażona i nie chciałam na to patrzeć, natomiast mój tato...
On się śmiał.
- Świetne, Jenno. - Znowu spoważniał. - Dużo się nad tym napracowałaś?
Dziewczyna zrobiła pytającą minę.
- I z czego to skleiłaś? Idealnie wyszło. - Tata albo udawał, albo naprawdę był pod wrażeniem.
Jen wyglądała, jakby dostała w twarz.
- Pan mi nie wierzy?
- Tak, nie wierzę ci. Cal to jeden z najspokojniejszych ludzi na świecie i nie skrzywdziłby nawet muchy. On kocha Sophie i wiem, że dobrze wybrałem, kiedy ich zaręczałem. Sophie też go kocha. - Spojrzał na mnie takim wzrokiem, że nawet gdybym chciała się odezwać, on zamknąłby mi buzię. - Kiedy Sophie skończy szkołę, urządzimy wesele i będą już na zawsze razem.
Wzdrygnęłam się. Perspektywa spędzenia reszty życia z Calem jakoś nie specjalnie mi się uśmiechała. Wolałam już chyba zostać starszą panną z kotami.
- Sophie, kiedy wyzdrowiejesz masz wrócić do Hex Hall - oznajmił z powagą, podchodząc do drzwi. - Wtedy porozmawiamy.
Wyszedł.
- Jak ja gościa nienawidzę - warknęła Jenna, wycierając łzy. - Zresztą ich obydwu. Musisz odzyskać pamięć. Inaczej Cal będzie ci cały czas wmawiał, że cię kocha, a ty będziesz mu wierzyć. On ci za każdym razem czyścił pamięć.
- Nie mów o nim! - krzyknęłam, być może troszkę za ostro. Zamknęłam oczy. - Jeśli pozwolicie... Chciałabym zostać sama.
Kiedy upewniłam się, że nikogo nie ma w pobliżu, użyłam magii, by zakleić rany. Nie byłam w tym perfekcyjna, bo medycyna to nie moja działka, ale wiedziałam na pewno, że nie poproszę o to Cala. A rany mi się goiły. Wnioskowałam to z bólu, kiedy ściągała mi się skóra.
Poszło na to zbyt dużo energii. Starczyło mi jej na tyle, by zdjąć bandaże i je "zniknąć". Potem zasnęłam.
_________________________
Już od razu mówię, że nie podoba mi się ten rozdział i za to przepraszam. Nic się w nim nie dzieje, nie ma żadnej konkretnej akcji i wynika to z faktu - przyznaję się bez bicia - że pisałam to o bardzo późnej godzinie i mój mózg odmawiał współpracy.
Przepraszam Was bardzo, postaram się, by następny był lepszy...
Komentujcie <3
Nienawidzę Cala... Ciota z niego straszna.
OdpowiedzUsuńale rozdział cudny <3
Cal ty poje*any kutachu !!!!!
OdpowiedzUsuńGenialny rozdział, ale czemu, do jasnej cholery, ojciec Sophi nie wierzy, że Cal ją pobił?! Hell why???
OdpowiedzUsuńCzekam na next :)
BOOOOOOOOOOOOOOOSSSSSSSKKKKKIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIII *o*
OdpowiedzUsuńNienawidzę Cala ,jak on mógł ją tak potraktować?znowu? boże on jest chory psychicznie !
Czekam aż coś wydarzy się pomiędzy Niallem i Sophie :3
Naprawdę kocham to opowiadanie! Jesteś genialna! Możesz książki pisać ! ♥
życzę duużo weny , przesyłam uściski ♥ xx
@jolkajolantaM
Rozdzial byl swietny! ♡ tylko szkoda ze taki krotki. :/
OdpowiedzUsuńHej. Rozdział Fajny ;]
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana prze ze mnie do LBA
http://escape-from-future-life.blogspot.com/p/nominacje-do-libster-blogger-awards.html